Listopad powoli dobiegał końca.
Liście prawie w całości pospadały z drzew, a chłodny wiatr przynosił jesienne przeziębienie wszystkim nieostrożnym. Temperatura ciągle spadała, powoli zmierzając ku okrągłemu zeru. Eren niesamowicie cieszył się z tej zmiany. Wbrew pozorom zdecydowanie wolał zimę. W dodatku z niecierpliwością wyczekiwał grudnia, a w szczególności świąt, bo te wiązały się z urodzinami Levi'a. Pierwsze wspólnie spędzone... miał nadzieję, że będzie im dane się tego doczekać. Może za wcześnie pozwolił swoim myślom wybiec w przód i zaplanować kilka szczegółów, które były kluczowe.
Niewielkie krople deszczu stukały cichutko o przyciemniane szyby czarnego samochodu. Ciemne chmury na szarym niebie zwiastowały nadciągającą burzę. W oddali można było usłyszeć grzmoty. Porywisty wiatr huczał przeraźliwie.
Od ostatniego, przed ogłoszoną przerwą koncertu, nie minęła nawet doba. W uszach ciągle słyszeli szum, który tłumił odgłosy dochodzące z zewnątrz. Fani domagali się wyjaśnień, których nikt nie chciał im zapewnić. Nie teraz kiedy nikt tak naprawdę nie wiedział, co dalej. Wszystko zależało od precyzji, procentów i szczęścia.
Siedzieli razem w ciszy na tylnych siedzeniach, przykryci ciepłym, wełnianym kocem. Ogrzewanie było włączone, a z radia pobrzmiewał jazz. Przyjemne wibracje było czuć wszędzie. Rozładowały narastające napięcie, o ile w ogóle było to możliwe w takim momencie.
Byli tymczasowo sami i żaden z nich się nie odzywał. Levi miał przymknięte powieki, z jego twarzy zniknął stres. Wyglądał na dość zrelaksowanego, kiedy opierał się głową o tors Erena, który nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Levi delikatnie trzymał swoją dłonią dłoń swojego chłopaka, który czuł jakby w miejscu, gdzie te się stukały, powstało nierozerwalne połączenie. Kciuk Levia leniwie sunął po wierzchu jego dłoni, kreśląc niedbałe wzory i przyprawiające go o przyjemne dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie zarówno fizycznie, jak i psychicznie, jak w tamtej chwili.
Eren ściągnął lekko brwi, czując, jak mężczyzna się porusza i zmienia pozycję. Drugą, jeszcze sekundę wcześniej wolną dłonią, dotknął jego klatki piersiowej. Sunął nią, dopóki nie zatrzymał się w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Czuł, że zabiło szybciej pod wpływem czułego gestu. Ciągle unosił w typowy dla siebie sposób kąciki ust, który ktoś z zewnątrz mógł uznać za zwykły grymas. Ale on nie był ignorantem. Znał Ackermana lepiej, niż ten mógł się spodziewać. Spędzając z nim wspólnie czas, nauczył się jego mimiki, zwyczajów i mowy ciała. Prawie nic mu już nie umykało, a najdrobniejszy szczegół był dla niego na miarę złota.
Teraz był szczęśliwy. Po prostu ludzko szczęśliwy...
Nagle Levi przerwał milczenie.
— Denerwujesz się bardziej ode mnie. A wydawało mi się, że to ja mogę dzisiaj umrzeć — stwierdził odrobinę chłodnym tonem, ironicznie unosząc kącik ust.
Jednak on słyszał w nim tę nutę troski. Pozwalał mu ją dostrzegać. Nikt inny nie był tego godzien. Tylko on. Ufał mu.
— Po prostu się martwię, bo nie chcę cię stracić. Już i tak opuściła mnie Mikasa, nie chciałbym...
Dłoń Levi'a zacisnęła się mocniej na jego ręce. Ta będąca w dalszym ciągu na klatce piersiowej przywarła do niej mocniej. Mężczyzna pochylił się lekko w jego stronę, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. Ramiona zadrżały mu nieznacznie. Uchylił powieki, uwalniając blask kobaltowych oczu. Eren nie chciał, aby ten kiedykolwiek zgasł. Moment, w którym tak by się stało, byłby dla niego równoznaczny z końcem świata.
CZYTASZ
Dotyk Samotności
FanficLevi Ackerman jest wokalistą sławnego na całym świecie zespołu No Name, a Eren Jäger jego ogromnym fanem. Przychodzi na prawie każdy koncert, od początku zaistnienia zespołu. Ale co jeśli wokalista... nie widzi? A może to tylko plotki, stworzone prz...