ROZDZIAŁ 21

1.8K 77 3
                                    


Lucas
Biegnę ile sił w łapach, co jakiś czas próbując na nowo zaznajomić się z obcym zapachem.
Wiem, że jest ich dwóch. To nic w porównaniu z całą watahą, z którą niegdyś miałem do czynienia.
To miejsce napawa mnie wspomnieniami z przed lat. Znajome ścieżki, którymi wędrowałem wraz z moimi towarzyszami. Tereny łowieckie i świeżość jaka panuje w tym lesie naprawdę wprawia mnie w bardzo niekorzystny w tej chwili stan.
Nim jednak nadążam wywęszyć w jakim kierunku podążyli intruzi, moje przednie łapy gwałtownie odrywają się od podłoża, by po chwili powalić kogoś kto przez cały ten czas podążał w ślad za mną.
~ Kim jesteś?! Do cholery!
Warczę gardłowo nad jego głową. Wilk ma szaro białe ubarwienie, w porównaniu do mojego - futra ciemnego niczym najczarniejsza noc.
Ten kontrast odbija się dość mocno na tle nocnego nieba.
~ Sh... Sheeran!
Odpowiada szybko, dlatego nie co poluzowuję uścisk na jego szyi.
~ Jesteś z watahy mojego ojca. Dlaczego za mną biegłeś???
~ Pomogę ci powstrzymać wygnańców...
Jego skomlenie powoli zaczyna działać mi na nerwy mimo to puszczam wilka wolno i cofam się o krok by następnie unieść swobodnie pierś, a także łeb do góry.
~ Poradziłbym sobie sam. Jakiej jesteś rangi?
Mrużę gniewnie wilcze oczy. Kłótnia z Dianą wystarczająco odbiła się na moim humorze. Nie mam zamiaru pogarszać tego stanu.
~ Gamma, Alfo.
~ Nie jestem twoim Alfą, jeszcze. Zwracaj się do mnie po imieniu. Lucas.
Bez namysłu odwracam głowę w stronę skąd wcześniej wytropiłem banitów i zaczynam węszyć.
Mój towarzysz pomimo niskiej rangi wygląda na wysportowanego. Na pewno jest szybki. To dobry znak, ponieważ szybsza ode mnie do tej pory była tylko Diana. Ale nie mógłbym znieść widoku, gdyby te pchlarze coś jej zrobiły.
Ku mojemu zdziwieniu, wilkołak stojący za moimi plecami szybko wychodzi na przód. Jego śnieżnobiałe zęby ukazują się gniewnie, gdy skupia się tylko na jednym punkcie.
Przez panującą ciemność trudno mi cokolwiek dostrzec, ale wydaje się jakby Gammy to wogóle nie ruszało.
~ Na prawo!
Słyszę w myślach jego niski baryton, a następnie zwracam wzrok w tamtym kierunku. Do moich nozdrzy prawie natychmiast dociera charakterystyczny, brudny zapach wygnańców.
Rzecz w tym, że nawet jeżeli byłby to ktoś z zachodniej watahy, z której pochodzi Aaron, jego zapach w dalszym ciągu nie różniłby się od banity. Ich tereny są bardzo blisko siebie.
W tej chwili trudno jest mi rozróżnić czy to szpieg czy wyganiec, mimo wszystko to mnie nie rozprasza. On i jego towarzysz wtargnęli na nie swój teren, co za moich czasów, gdy jeszcze tutaj mieszkałem, groziło jedynie śmiercią.
Nie zamierzam stosować się do zasad Rosalie, więc gdy tylko nadejdzie okazja, pozbędę się szpiegów raz na zawsze. Ona nie musi o niczym wiedzieć.
Chociaż... teraz mam na głowie chłopaka.
~ Idziemy.
Wtrącam, odskakując od podłoża jak poparzony i tym samym wymijam zdezorientowanego Sheerana, który po chwili również postanawia dotrzymać mi kroku. Jego jasno brązowe oczy aż świecą ekscytacją. Możliwe, że chłopak jest ode mnie młodszy, bądź się mylę i jesteśmy w podobnym wieku.
Mimo to nie zawracam sobie tym teraz głowy. Od razu kieruję się w wybranym kierunku i nie oglądając się za siebie, próbuję zapamiętać jak najwięcej szczegółów dotyczących nieproszonych gości.
Teren watahy jest dość spory, jednakże doskonale zdaję sobie sprawę, że jeżeli nie jest się wilkiem należącym do wschodniej sfory, łatwo można się tutaj zgubić. Ta informacja jest dla mnie jak i mojego nowego towarzysza bardzo korzystna, gdyż to my w tym momencie odgrywamy rolę drapieżników, a nie ofiar.
~ Luke, tutaj.
Informuje mnie Sheeran, a ja odwracam głowę w jego kierunku. Wilk stoi do mnie plecami, jedynie przez ramię patrząc w moją stronę. Jego ślepia mienią się groźnie, czując obcy mu dotąd zapach.
Już od wielu lat nie polowałem. Nie na inne wilki. Moje zmysły znów muszą przyzwyczaić się do niekorzystnych warunków, a ja jestem zdany na instynkt białowłosego. Czuję się z tym okropnie, ale tylko jedna osoba jest w stanie obudzić we mnie dawny ogień. Jest nią Diana.
~ Jest!
Warczę wymownie, dostrzegając w pobliżu zarys wilczej sylwetki.
Od razu przybieram pozycję do ataku, zaś Sheeran - do obrony.
Mam wielką ochotę rzucić się teraz na chłopaka, zamiast na intruza. A to dlatego, że swoją postawą wyczekuje ruchu przeciwnika zamiast skłonić go do wycofania się.
Tym razem to na mojej głowie zostaje przyszpilenie wroga do ściany.
~ Dlaczego nie atakuje?
Słyszę jego niepewny głos, dlatego w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od obcego wilka, zaczynam szybko tłumaczyć zaistniałą sytuację.
~ Teraz jestem pewny, że to szpieg z zachodniej watahy. Banita ruszyłby do ataku bez względu na okoliczności. Ten się jednak powstrzymuje. Słuchaj, Sheeran ... Mamy nie wiele czasu, ponieważ gdzieś w pobliżu kręci się drugi. Zauważyłem, że jesteś dość szybki, dlatego zajdziesz naszego gościa od tyłu, rozumiesz? Jeżeli dalej będziesz wyczekiwał reakcji wroga, zginiesz szybciej niż przypuszczasz. To my mamy przewagę, my!
Po tych słowach z mojego gardła wydobywa się donośne wycie. Tak głośne, że puchacze w pobliżu natychmiast zrywają się z gałęzi drzew. O to mi właśnie chodziło. Zdezorientowanie przeciwnika to jedyne, rozsądne podejście na jakie w tej chwili mnie stać.
Ruchem głowy szybko wskazuję białemu wilkowi kierunek, w jakim ma się udać bezzwłocznie. I tak jak myślałem, Sheeran bez zastanowienia rusza z miejsca, aby zajść wroga od tyłu.
Moje przenikliwe ślepia od razu wychwycąją ruch szpiega. Wilk obniża się na łapach, aby nie zostać zauważonym. Niestety jest już za późno. Moje ciężkie łapy powoli odrywają się od ziemi. Śnieżnobiałe zęby ukazują się groźne, gdy oblizuję wargi wilczym jęzorem. Nos marszczy się, gdy z mojego gardła ucieka niebezpieczne powarkiwanie.
~ Znalazłeś mnie.
Niepewne stwierdzenie uchodzi obcemu przez myśl, aby następnie dotrzeć do moich uszu.
Mam ochotę zaśmiać mu się w twarz, co pod wilczą postacią jest praktycznie awykonalne. Dlatego bez namysłu ruszam w jego kierunku z groźnym wyrazem wilczego pyska.
~ To nie było trudne.
Oznajmiam całkowicie pewny swych słów. I dopiero teraz, pośród panującego mroku, mam okazję dokładnie przyjrzeć się obcemu.
To zwyczajny, rudy wilk o złotych ślepiach. Mimo to, wyczuwam doskonale jakiej jest rangi. Omega.
~ Więc co zamierzasz... zabijesz bezbronnego wilka, Alfo?! W dodatku w miejscu, gdzie nikt nie usłyszy mego wycia?
Pyta szybko, ale ja nie mam zamiaru bawić się w jego gierki. Kłamie i ja to wiem aż za dobrze.
Bez chwili wahania przemieniam się na jego oczach w swoje ludzkie wcielenie. Jego zaskoczona reakcja, aż nazbyt napawa mnie zadowoleniem, dlatego od razu krzyżuję ramiona na piersi, przyglądając się jego posturze uważnie.
- Nie. Żądam jedynie, byś wyjaśnił mi co tu robisz. Zupełnie sam, jak to powiedziałeś. - Mówię stanowczo i wpatruję się w jego pomarańczowe futro, którego kosmyki rozwiewa lekki powiew wiatru.
~ Jesteś aż tak naiwny, by opuszczać gardę?
Pyta wilk, rechocząc donośnie. Jednakże na moich ustach wykwita już dawno zapomniany, rządny zemsty uśmiech. To jest ten moment, w którym mogę głośno powiedzieć.
- Szach mat.
W momencie, gdy omega odrywa się od podłoża, by skoczyć mi do gardła, jego oczy gwałtownie rozszerzają się w zaskoczeniu słysząc moje słowa.
Natychmiast zostaje powalony od tyłu przez Sheerana, który wgryza się w jego lewy bark, aż do rozlewu szkarłatnej krwi.
Ja jednak nie czekając dłużej, odskakuję na bok aby uniknąć ataku drugiego wilka, który chwilę przed atakiem Omegi, odbił się w jego parszywych oczach, zdradzając tym samym swoje położenie.
Pewnie łapię szarego wilka za kark i jednym, sprawnym ruchem przyszpilam go do ziemii.
Sheeran przez chwilę przygląda się mnie w niedowierzaniu, ale z moich ust ucieka jedynie głośny śmiech, widząc dwa, zdane na naszą łaskę wilki.
Z braku energii, której potrzeba by utrzymać tak długo przemianę, a zwłaszcza dla Omeg, oboje intruzów przemienia się w ludzi, wydając z siebie urywane pojękiwania.
Jeden ma złamany bark i pomyśleć, że już dawno nie stosowałem tej techniki, by pokonać prawie dwumetrowego wilka w ludzkiej postaci. Drugi zaś zaraz wykrwawi się na śmierć z powodu obrażeń, jakie zadał mu Gamma.
- Dobra robota. - Chwalę jasnookiego i nachylam się nad wilkołakiem, któremu wyciekająca z ciała krew zaraz odbierze przytomność.
- Co... co ty... - Słyszę jego chrapliwy głos, ale moja dłoń i tak już ląduje boleśnie na jego gardle, a ja unoszę mężczyznę na wysokość moich oczu i przyszpilam do najbliższego drzewa.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Oznajmiam beztrosko i uśmiecham się perfidnie jeszcze mocniej zaciskając dłoń na krtani zmiennego.
Tym czasem kątem oka widzę jak Sheeran pilnuje drugiego wilka, który w dalszym szoku nie odrywa wzroku od wystającej z jego ramienia kości. Moja siła okazała się być skuteczna, a ja nie znam litości.
- My... kim ty do cholery jesteś?! - Jąka się rudowłosy, mierząc mnie wystraszonym wzrokiem.
- Mogę być nawet twoim największym koszmarem. Jeżeli zadrzesz, nie poznasz litości, której tak zachłannie wyczekujesz. - Na dowód swoich słów, moja dłoń zaciska się w śmiertelnym uścisku na gardle zmiennego, a ja wpatruję się w jego przestraszone oczy z ekscytacją.
- Aaron cię zabije... - Wilkołak zaczyna się krztusić i sapie ostatnią resztką sił. - Już niedługo... dopadnie ciebie i tą piękną Betę.
Mężczyzna spluwa krwią, kaszląc donośnie. Jednak mój niewzruszony wzrok nawet nie reaguje. Z niecierpliwością przyglądam się temu, jak moja dłoń pochwyca jego koszulę, a następnie z impetem uderza mężczyzną w pień drzewa sprawiając, że przez nagłe zderzenie się jego głowy z twardą powierzchnią, obcy traci przytomność.
Natychmiast wypuszczam jego bezwładne ciało na ziemię i z kamiennym wyrazem twarzy odwracam się do zszokowanego Sheerana.
- Alfo... - Chłopak już w swojej ludzkiej postaci pochyla się ku mnie, nawet nie patrząc w moje oczy.
Ja jednak szybkim ruchem podchodzę do niego i unoszę za ramię.
- Wracamy do domu. - Oznajmiam pewnie, mając tym samym okazję przyjrzeć się jego ludzkiemu wcieleniu.
Tak jak myślałem, mężczyzna ma krótkie, białe włosy - podobne kolorem do Liv. A jego oczy mienią się jasno brązowym blaskiem. Szczupła lecz wysoka sylwetka również dodaje mu charakteru.
- A co... - Patrzy na zmiennego, który z doznanego szoku również stracił przytomność.
- Mogłem zabić każdego z nich, bez wahania. Urodziłem się zabójcą... Jednakże... teraz na mojej głowie są o wiele poważniejsze sprawy. - Odpowiadam bez namysłu i wymijam chłopaka, przybierając swoją wilczą postać. Białowłosy również czyni to samo i bez wahania dotrzymuje mi kroku.
~ Teraz już rozumiem, dlaczego wataha tak dużo o tobie mówiła. Wilk urodzony z zimnej krwi, bezlitosny i bez serca.
~ Mam serce, Sheeran. Gdybym go nie miał, już dawno leżałbyś martwy pośrodku lasu.
Uśmiecham się w duchu na te słowa, jednak wyczuwam też jak wilk obok mnie spina się w obawie, na co mam ochotę zaśmiać się w głos na jego reakcję.
~ Przecież żartowałem.
Dodaję rozbawiony i zerkam na białego wilka, który szczerzy zęby w moim kierunku z poirytowania.
A ja mam nieodparte wrażenie, że jako jeden z nielicznych wilków, owy Gamma wydaję się być dobrym towarzyszem podróży.

Od Shadowx3Soul:

Kolejny rozdział powinien się pojawić już niedługo 😳
Po za tym... bardzo wam dziękuję za te 15 tysięcy odczytów pod Tfow! To naprawdę motywuje do pisania. Tak jak wasze komentarze i gwiazdki pod rozdziałami 🥰

The fate of wolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz