ROZDZIAŁ 27

1.2K 47 6
                                    

Lucas
W mgnieniu oka łapię za krańce mojej i tak już poszarpanej koszuli, a następnie zrzucam ją ze swoich barków natychmiast przenosząc wzrok na zaskoczone twarze przyjaciół.
Uśmiecham się cwanie po raz ostatni i oddaję kontrolę mojemu wilczemu wcieleniu. Moje żółte ślepia kieruję na przerażonego Sheerana, który już dawno wyłapał, że mam konkretne zamiary względem jego osoby. Dlatego bez chwili zastanowienia rozchylam szczękę i nim biały wilk nadąża wykonać jakikolwiek ruch, moje zęby zaciskają się na jego karku.
- Lucas, co ty odpieprzasz?! - Gdzieś w oddali słyszę wkurwiony krzyk Jeffreya, ale nie mam zamiaru się nim teraz przejmować.
Sprawę ułatwia to, że Sheeran jest ode mnie dwa razy mniejszy i bez problemu mogę zrobić to, co miałem w planach.
~ Może trochę zaboleć, przepraszam.
Przekazuję swoje myśli wilkowi pode mną, a następnie z rozmachem pociągam go w kierunku spadku za nami. Zmienny prawie natychmiast ląduje w brudnej, błotnistej ziemii, która jest pozostałością po niedawno płynącym tam strumyku. Tak jak się spodziewałem. Zapach wilkołaka całkowicie zmieszał się z wonią otaczającej nas przyrody. Wcześniej czułem go bardzo wyraźnie, a nawet bardziej niż innych. Po za tym Sheeran idealnie nada się na moją przynętę, jest ode mnie szybszy i potrafi racjonalne wykorzystać każdą sytuację w jakiej się znajduje.
- Luke do cholery, wyjaśnisz nam to?! - Tym razem odzywa się Liv, która bez chwili wahania szarpie za moje ciemne futro.
Jednakże wystarczy jedno machnięcie wilczego ogona, by dziewczyna straciła równowagę i upadła na twarde podłoże.
~ Nie ma czasu na wyjaśnienia. To jedyny sposób, aby dostać się na teren zachodniej watahy. Oczywiście wy tu zostajecie. Jako wsparcie. Chcę aby Sheeran odciągnął ode mnie wilki ze straży. Jak mówiłeś Nick, są kilometr od tego miejsca, więc jeżeli poczują zapach Sheerana, ja będę już daleko stąd.
Następnie odwracam się w kierunku ubłoconego wilka, który o dziwo nie wyraża żadnej nienawiści względem mnie.
~ Zrozumiałem, Alfo.
~ Jeszcze raz cię przepraszam Sheeran. Mój wilk rzadko kiedy się kontroluje. Nic ci nie jest?
~ To nic, nie przepraszaj.
Odpiera Sheeran, więc jedyne co robię to kiwam mu głową na znak zrozumienia.
~ Jeff, Nicholas i Liv... Nie dajcie się zabić. Ty także na siebie uważaj Alex.
Dopowiadam, napotykając rozbawiony wzrok wampira, a moi przyjaciele jedynie przytakują mu z uśmiechem.
- Spokojnie wilku, poradzimy sobie. Leć, ratuj swoją ukochaną i wróć z nią cały i zdrowy jako Alfa Wschodniej Watahy. Dasz radę Luke - Stwierdza pijawka, a więc nie pozostaje mi już nic innego jak razem z Sheeranem udać się na teren wrogiej watahy.
Dotarcie do celu nie stanowi dla nas jakiegoś wielkiego problemu, z którym ja i mój wilk nie poradzilibyśmy sobie... To tylko kwestia czasu, gdy Sheeran odciągnie te przeklęte wilki z zachodniej watahy. A właściwie już chyba mogę rzecz, że watahy banitów skoro mam praktycznie, że stuprocentową pewność na to iż Aaron maczał swoje obleśne paluchy w lewych układach z wygnańcami. O ile jego ojciec nie odda mu władzy tylko dlatego, by ten zdobył siłę i połączył siły z banitami, aby pozbyć się w niedalekiej przyszłości watahy mojego ojca. A właściwie... teraz już chyba mojej watahy. No ale kim bym był bez mojej mate? Nic nie znaczącym śmieciem i wyrzutkiem jak do tej pory. Prawda jest taka, że gdyby nie Diana, moje życie wciąż byłoby tak samo puste jak w momencie, gdy jeszcze mieszkałem w Nowym Jorku.
Już miałem okazję zobaczyć na własne oczy jak Sheeran radzi sobie z wrogimi wilkami i szczerze przyznać muszę, że gdy tylko odzyskam moją ukochaną, jego ranga na pewno wzrośnie. Możliwe nawet, że zostanie moim drugim Betą... Taki awans to zaszczyt wśród wilków ale chłopak ma potencjał, klasę i spryt, by stać u mojego boku, kiedy zajmę miejsce Alfy w watasze.
~ Sheeran na prezydenta, co?
Słyszę w głowie głos tego głupiego pchlarza, jego śmiech, który sprawia, że po mojej wilczej skórze przechodzą niekontrolowane dreszcze.
~ To nie czas, ani miejsce na żarty. Musimy odszukać trop Diany.
Oznajmiam, przemykając się niepostrzeżenie, gdy tylko białe futro mojego towarzysza znika mi z pola widzenia.
Sheeran musi teraz przebiec dobry kilometr, by zgubić zwiadowców z watahy. Jednak z jego szybkością nie mam wątpliwości co do tego, że bez zarzutów sobie poradzi. Więc, gdy tylko udaje mi się przemknąć przez grań dzielącą teren Aarona i banitów, tak szybko jak tylko to jest możliwe biegnę przez las, by odnaleźć dom tego podłego sukinsyna.
Nie czuję zapachu innych wilków, nie czuję nic... Czyżby mój plan zadziałał? Czy Gamma zdołał zmylić straże? Pomimo, że zakradamy się z dwóch różnych stron to powinno się udać ale czy na pewno... Coś mi tu nie gra... Jeffrey już na pewno przeklina mnie za to, że go nie zabrałem ze sobą ale im mniej obcych wilków tym lepiej, Sheeran wybrałem wyłącznie ze względu na jego adekwatne cechy. Jeff narobiłby za dużo hałasu i wszystko szlag by trafił. Za dobrze go znam, chodź tym razem to nawet lepiej.
Niestety, tylko mojemu przyjacielowi ufam najbardziej i to z nim najlepiej mi się porozumieć. Wiem, że jeżeli coś się stanie to on będzie pierwszą osobą, która ruszy mi z pomocą. A Diana? Kocham ją całym sercem i duszą, chciałbym w końcu powierzyć jej swoje uczucia bezgranicznie... Tylko aby tak się stało najpierw muszę ją uratować.
To już niedaleko..jeszcze tylko trochę i...
~ Jest!!
Mogę teraz odetchnąć z ulgą, słysząc głos mojego wilczego ja. To ten moment. Wpadliśmy na trop.
~ Zaczekaj, coś mi tu nie gra, i to bardzo...
Dodaję, gwałtownie hamując. Nic dziwnego więc, że przy tej czynności grunt pod moimi łapami osuwa się z hukiem, a ja ku własnemu zaskoczeniu zlatuję ze stromej skarpy, obijając z siłą rozpędu w skały na drodze i boleśnie lądując na ziemi.
Jasna cholera! Czy ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy?!
Ledwo udaje mi się uchylić powieki, by zobaczyć w jakim miejscu obecnie się znajduję. Spadłem ze skarpy, bo zapach Diany poprowadził mnie w tamtym kierunku ale dopiero w ostatniej chwili zorientowałem się, że to w cale nie prawdziwa woń mojej mate. To fałszywy trop, a teraz... mam kilka  drogocennych godzin w plecy. Na szczęście jest jeszcze środek dnia. To daje mi nadzieję, że do wieczora odnajdę burzowooką piękność.
~ Ał, ał.. ała.. kurwa mać!
Klnę w myślach jak tylko mogę, próbując wstać na równe nogi przy tej czynności. Jednakże dość mocno uderzyłem głową o twarde podłoże, więc teraz mroczki przed oczami w cale mi nie pomagają odzyskać rezonu.
Szybko jednak odtrącam nieprzyjemne myśli na bok, bo w końcu zależy mi na uratowaniu wilczycy.
~ Musimy wpaść na pomysł jak rozróżnić prawdziwy zapach Diany od tego fałszywego. Aaron się przygotował, zastawił fałszywy trop na swoim terenie. Wie, że po niego idziemy. W tym wypadku to działa na naszą niekorzyść Luke.
Odzywa się mój wilk, jednakże teraz jest jedyną osobliwością, z którą dane jest mi zamienić kilka słów więcej. Jestem uparty to prawda ale moje drugie ja ma rację. Od momentu, w którym Aaron porwał Dianę, spodziewał się tego, że prędzej czy później ruszę jej z pomocą. To mimo wszystko przebiegły zmienny. I właśnie to jest najgorsze...
Biegnąc już dobrą godzinę za tropem nigdy nie przypuszczałbym, że dam się tak łatwo podejść... Byłem przygotowany na zasadzki, na atak ze strony wrogich wilków ale tego... tego co w międzyczasie się wydarzyło nigdy bym się nie spodziewał.
~ Lucas, Luke! Do cholery mówię do ciebie, jeszcze parę metrów! Słuchasz ty mnie?! Biegniesz w złą stronę!
Otóż nie tym razem, ponieważ mój wilczy węch wyczuł coś o wiele bardziej niepokojącego. Coś, co dotkliwie trafia nie tylko mnie ale i moje wilcze ja, które cały ten było skupione tylko na tym, by odnaleźć trop Diany ale nie... no właśnie.
Gdy zatrzymuję się na niewielkiej polanie pośród opustoszałego lasu, moje oczy kierują się w zupełnie innym kierunku, niż ten, z którego znów wyczuwam trop ukochanej mi osoby. Ponieważ to co dane jest mi zobaczyć chyba już na stałe pozostanie skazą na moim sercu. Teraz już żaden ptak w okolicy nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, nie ma żadnego szelestu liści czy gałęzi w pobliżu. Kompletna cisza ogarnia mnie i wszystko w pobliżu, gdy mój wzrok pada na martwe ciało białego wilka.
Czuję jak grunt pod moimi łapami nagle znika, a ja upadam, czując jedynie niedowierzanie w sercu. To co właśnie dane jest mi zobaczyć... Sheeran skąpany w krwistoczerwonej cieczy i jego martwy wzrok... Chłopak miał przed sobą całe życie. A śmierć dopadła go tak szybko i niespodziewanie.
~ Cholera! Cholera! Kurwa!! Kurwa mać!
Nie potrafię opisać bólu jaki właśnie mi towarzyszy. To co czuję... to, że on z mojej winy...
Do kurwy nędzy!! - Krzyczą nieustannie moje chaotyczne w tej chwili myśli. Znów przeze mnie ktoś ginie, znów tracę osoby, na których mi zależy, które... nie, nie! To się nie dzieje! To nie może być prawda!
- Wreszcie zrozumiałeś jak okrutne potrafi być życie ty przeklęty pomiocie samego diabła? - Słyszę nad sobą donośny baryton. Od razu wiem do kogo należy. Te parszywe spojrzenie poznałbym wszędzie... Aaron ty jebana gnido. Ponad to jego pieski... niezauważenie otoczyły polanę, teraz nie mam wyjścia. Muszę w końcu się, tym zmierzyć. Raz na zawsze.
Podnoszę wzrok na bruneta, który stoi, jedną nogą oparty o nieżywe ciało mojego towarzysza, a obok niego... obok niego widzę ją, moją Dianę. Tylko jej wzrok... to już nie jest ten sam wzrok, który znałem do tej pory. Coś jest nie tak.
- Widzisz, mówiłem ci ukochana, że twój chłoptaś to nic więcej jak tylko i wyłącznie maszyna do zabijania... urodzony morderca. Zabił nawet swojego podwładnego, by tu dotrzeć. Czyż to nie okrutne? Szkoda mi tego wilka.. naprawdę! - Każde słowo wypowiedziane przez Aarona jest jak nóż, wbijający się co raz głębiej w moją wilczą dumę ale tego, co zaraz pada z ust Diany nie potrafię znieść...
- Tak... miałeś rację Aaron. Lucas jest mordercą i niczym więcej...
Zamieram.

Od Shadowx3Soul:

Wracam po naprawdę długiej przerwie, jednak nic nie poradzę na to, że mam cholerny sentyment do tego opowiadania i nie potrafię go tak łatwo porzucić... Mimo wszystko dziękuję wszystkim, którzy wciąż komentowali i gwiazdkowali poprzednie rozdziały wyczekując kolejnych. Wpadam z przytupem i naprawdę nie sądziłam na początku , że ten fragment zakończy się tak,a nie inaczej. Jednakże od samego początku historia Tfow była nieprzewidywalna i pełna wszelkich zwrotów akcji. Dziękuję, że czekaliście! Dziękuję, że wciąż jesteście❤️Do następnego kochani🥰💞

The fate of wolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz