Diana
Biorę głęboki wdech i wysiadam z samochodu Aarona. Chłodne powietrze przyjemnie owiewa moją twarz, na co przymykam lekko oczy rozkoszując się tym uczuciem. W końcu odwracam wzrok w kierunku przyjaciela.
- Nie przejmuj się, poradzisz sobie. - Uśmiecha się brunet, o ciemnych oczach. - Zresztą jak zawsze.
Aaron posyła mi jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów i podchodzi do mnie. Czuję jak ręka chłopaka ląduje na dole moich pleców, a on sam prowadzi mnie w kierunku pubu.
- W razie potrzeby mam przy sobie Alfę. - Śmieję się, zerkając na wilkołaka.
- Oczywiście. - Puszcza mi oczko, po czym oboje wchodzimy do środka.
Nagle dopada mnie dobrze znane uczucie ekscytacji, za chwilę wystąpię przed tymi wszystkimi ludźmi. Aaron ciągle powtarza mi, że mam przepiękny głos i powinnam być z tego dumna. Od dawna zabiera mnie do różnych lokali, gdzie mam okazję wykazać się swoim głosem. Nie sądziłam jednak, że trafimy do ludzkiego pubu.
Czuję jak dreszcze przechodzą moje ciało, ale wyprzedzam chłopaka i szybkim krokiem kieruję się w stronę, gdzie znajduje się pusta scena. Niespodziewanie wpadam na kogoś. Szybko odzyskuje rezon, ale wilcze zmysły przyćmiewa mi zapach tajemniczego mężczyzny, który w zaskoczeniu odwraca się do mnie przodem. Jego umięśnione ciało, widoczne pod cienką warstwą materiału robi na mnie nie małe wrażenie. W tej chwili jednak sztywno napina mięśnie, przez co odwracam wzrok wystraszona. Nie dostrzegam nawet jego spojrzenia, a jedynie ciemne kosmyki włosów wystające spod czapki oraz lekki zarost. Mruczę ciche przeprosiny i cofam się o krok.
- Chodź Diana, za chwilę twój występ. - Z opresji ratuje mnie Aaron, łapie moją dłoń i odciąga od wilkołaka. To jedyne co udało mi się zarejestrować. Odwracam wzrok chcąc zobaczyć sylwetkę mężczyzny, ale jego już nie ma. Zniknął tak szybko jak się pojawił, a ja czuję lekkie roztargnienie całym tym zajściem.
- Wszystko gra? - Pyta chłopak obok mnie i poluzowuje uścisk, dzięki czemu mogę uwolnić swoją dłoń.
- Tak, nie przejmuj się. - Posyłam Aaronowi słodki uśmiech i idę się przygotować.
To było dziwne, nie sądziłam, że oprócz mojego przyjaciela, który w przyszłości zostanie moim narzeczonym, spotkam tu innego wilkołaka. Przecież Aaron zapewniał mnie, że żaden z nich nie ma odwagi żyć wśród ludzi i pozostać w ukryciu. Zupełnie tego nie pojmuję, ale nie zamierzam o tym więcej myśleć.
Bez wahania odsłaniam czerwony materiał kotary i przechodzę do pomieszczenia dla aktorów, którzy występują na scenie. Aaron uprzedził mnie, że już wszystko jest załatwione i wychodzę na scenę po jakimś komiku, który w tej chwili posyła mi uprzejmy uśmiech, gdy zastaję go przy wysokim lustrze z jakimś notesem w jednej ręce.
- Kogo moje oczy widzą, dawno nie pojawiła się tu żadna dama. W dodatku taka piękna. - Mężczyzna odwraca się w moim kierunku, a uśmiech na jego twarzy wciąż pozostaje taki sam.
- Dzień dobry. - Mówię uprzejmie i przyglądam się mu przez chwilę.
Mężczyzna ma ciemne, brązowe włosy, przeplatane siwymi pasmami. Kilka komsyków opada mu na twarz i pomimo swojego wieku wygląda dość młodo. Przerasta mnie wzrostem, a na szczupłych ramionach narzucony ma szary garnitur, przyozdobiony białą muchą.
- Jak masz na imię młoda damo? - Spogląda na mnie uważnie, a ja dopiero teraz zauważam, że ma zielone tęczówki.
- Diana.
- Beniamin, miło mi cię poznać i jak się domyślam, to wychodzisz zaraz po mnie prawda? - Brunet ściska delikatnie moją dłoń i posyła mi zawadiacki uśmiech. Jak na mężczyznę w średnim wieku widać, że ma w sobie dużo energii.
Odpowiadam mu twierdzącym kiwnięciem głowy i zwracam uwagę na jego zeszyt. Mężczyzna widząc, gdzie się patrzę odrazu zaszczyca mnie wesołym śmiechem i podnosi wyżej trzymany przedmiot ukazując mi co jest w nim zawarte.
- Gdyby skończyły mi się żarty. - Uśmiecha się promiennie i przejeżdża palcem po jednej ze stron.
- No tak. - Uśmiecham się lekko zakłopotana i przyglądam poczynaniom mężczyzny.
- O! Może to... puk puk... - Zerka na mnie z podejrzanym uśmiechem, a ja zaskoczona przyjmuję jego nieme zaproszenie do udzielenia odpowiedzi.
- Kto tam? - Śmieję się cicho.
- Policja! Policja?! Nie ma mnie w domu! Yyy... straż pożarna! Straż pożarna?! Nic się nie pali! Hmm... w takim razie pogotowie! Ah tak?! W takim razie zapraszam, moja teściowa zaraz padnie na zawał! - Komik kończy żart, a ja śmieję się w głos wraz z nim.
Mój nastrój momentalnie się poprawia, może nie wszyscy ludzie są tacy źli, jak to zwykli mi mawiać.
- Dziękuję. - Mówię po chwili z szerokim uśmiechem na ustach.
- Za co mi dziękujesz mademoiselle? - Chichocze Ben, poprawiając swoją muchę.
- Rozśmieszyłeś mnie Beniaminie, jestem ci za to wdzięczna.
- Na scenę nie powinno wychodzić się z kijem w czterech literach! - Brunet posyła mi ostatni uśmiech i żegna się ze mną w oficjalnym geśce tzn. zdejmuje swój szary kapelusz i kłania się nisko, przez co na moich policzkach uwydatniają się purpurowe rumieńce. - Teraz moja kolej mi lady, do zobaczenia po występie.
Ben ponownie używa zagranicznych zwrotów, jeszcze tylko brakuje, aby nazwał mnie "senioritą"! O ile wtedy znowu nie spalę przed nim buraka.
Macham mu ostatni raz i życzę powodzenia trzymając kciuki za komika, po czym przechodzę się po pomieszczeniu. Jest tu sporo przedmiotów, których zapewne używają inni występujący na scenie ludzie, aby zabawiać gości. Wzdycham cicho i zajmuję swój czas na rozmyślaniu, dopóki przed moimi oczami ponownie nie pojawia się wizerunek mężczyzny.
- Powodzenia seniorita! - Klepie mnie w ramię Ben z szerokim uśmiechem na ustach.
- Mam prośbę. - Uśmiecham się speszona zachowania bruneta.
Nie dowieżam, znam go zaledwie kilkanaście minut, a już czuję do niego ogromną sympatię. W zwyczaju mam trzymać dystans, a nie bratać się z każdą nowo poznaną mi osobą. Jednak zdaję sobie sprawę, że to nadchodząca pełnia ma na to wpływ, lub poprostu Ben idealnie nadaje się na towarzysza wszelkich rozmów.
- O co piękna Diana chciałaby mnie prosić tym razem? - Mężczyzna mruży oczy z lekkim uśmieszkiem.
- Proszę, nie czytaj mi w myślach! - Oboje wybuchamy w towarzystwie salw śmiechu. - I daruj tych określeń.
- Jak sobie życzy.
Beniamin popycha mnie lekko w kierunku sceny, a ja opanowuję swój wybuch śmiechu i skupiam się na tym, po co tak naprawdę tu przyszłam.
- No to zaczynamy. - Mówę cicho z lekkim westchnieniem i podchodzę do stojącego na środku sceny mikrofonu.
Kontem oka dostrzegam machającego w moim kierunku Aarona, posyłam mu swój wdzięczny uśmiech i zamykam oczy próbując skupić się na występie. W barze jest sporo osób, ale to mi nie przeszkadza. Większość i tak jest podpita, a reszta siedzi w gronie swoich znajomych poprostu dobrze się bawiąc.
Odchrząkuje ledwo słyszalnie i gdy dwóch mężczyzn, na których o dziwo nie zwróciłam większej uwagi, zaczyna grać na wcześniej przygotowanych instrumentach, w sali rozbrzmiewa mój delikatny, solowy głos.
Śpiewanie zawsze przychodziło mi z łatwością i nie przypominam sobie, abym kiedyś nie potrafiła zaśpiewać jakiegoś prostego utworu.
Nagrodą za mój występ są głośne oklaski oraz wiwatowanie zgromadzonych w pubie osób, słyszę nawet jak jacyś mężczyźni z rogu sali gwizdają głośno w moim kierunku. Uśmiecham się lekko do siebie i śpiewam jeszcze kilka piosenek. A kiedy kończę, na scenę wchodzi Aaron obejmując mnie swoimi umięśnionymi ramionami.
- Mówiłem, że sobie poradzisz. - Uśmiecha się szeroko brunet i patrzy w moje oczy z dumą wymalowaną na twarzy.
Odwzajemniam uśmiech.
- Miałeś rację, nie było tak źle. - Wzruszam lekko ramionami i odsuwam się od chłopaka.
Rozglądam się po sali, ale większość osób już nie zwraca uwagi na to co dzieje się na scenie. Wypuszczam z ulgą wstrzymywanie przez sekundę powietrze i wędruję wzrokiem po obcych mi twarzach. Ludzie są dziwni. Tutaj nie da się poczuć zapachu lasu, tylko odór dymu oraz alkoholu. Jednak do moich nozdrzy po chwili dostaje się prócz tych okropieństw, woń o kojącym, ale i mącącym w głowie zapachu. Nie potrafię się powstrzymać i szukam wzrokiem osoby, która jest jego przyczyną. W końcu go odnajduję.
Stoi wprost przede mną, kilka metrów dzieli go od sceny, ale i stąd potrafię dostrzec szok na jego twarzy. To, jak wpatruje się w moje przepełnione błękitem tęczówki wywołuje skurcze w moim brzuchu. Pomimo, że czapka rzuca cień na jego twarz, doskonale widzę ciemny wzrok wilkołaka. Poczucie strachu wypełnia mój umysł, a ja odwracam się i z prędkością światła schodzę ze sceny.
- Diana! - Słyszę za sobą głos Aarona, ale nijak reaguje na jego próby powstrzymania mnie przed ślepą ucieczką.
Po drodze nawet wpadam na zdziwionego moim zachowaniem Bena, ale zaszczycam go jedynie przepraszającym spojrzeniem.
A gdy widzę przed sobą drzwi, orientuję się, że tylne wyjście to moja jedyna droga ucieczki. Nie potrafię wyjaśnić tego, co właśnie się ze mną dzieje. Ale chcę być jak najdalej od niego, od jego przeszywającego mnie na wylot wzroku, jak najdalej od przeznaczenia. Byle by mnie nie dosięgnął. Przecież to nie może być prawda, miałam wyjść za Aarona, którego znam od lat i który wspierał mnie w najgorszych momentach. Nie za wilkołaka, który samym spojrzeniem przyprawia mnie o gęsią skórkę i dreszcze na całym ciele. Ja go nie znam!
Opuszczam lokal, nawet nie oglądając się za siebie. Niebieska sukienka wiruje za mną w szaleńczym tańcu, a ja dopiero po chwili przybieram swoją wilczą postać, uznając to za najlepsze rozwiązanie.
~ Diana, co ty ulicha robisz?!
Odzywa się moja wewnętrzna wilczyca.
~ To nie on, mam rację?! Powiedz proszę, że to nie prawda!
Biegnę przed siebie, nawet nie wiedząc dokąd. Nie znam tego miasta, teraz żałuję, że zostawiłam Aarona samego w klubie. Wyrzuty sumienia zmuszają mnie do zaprzestania biegu.
~ Powinnaś być szczęśliwa, że wreszcie nas znalazł...
~ Nie, nie... nie! On nie może być moją bratnią duszą...
Zatrzymuję się, ale po jakiejkolwiek próbie rozpoznania terenu, moje zmysły mnie zawodzą. Wszędzie widzę tylko wysokie budynki, co pogarsza całkowicie moją sytuację. Nic tylko smród spalin i asfaltu... Co ludzie widzą w takich miejscach jak to?
~ A jednak. A teraz rozejerzyj się, nigdzie nie widzę drogi do domu. Diana, dzięki tobie zgubiłyśmy się w samym centrum Nowego Jorku.
To prawda, zawiodłam. Nie tylko siebie, nie moją wilczycę, ale i Aarona. Zachowałam się nieodpowiedzialnie i teraz tego żałuję, a jeżeli szybko nie znajdę drogi powrotnej, noc całkowicie przysłoni spowite mrokiem niebo.Od Shadowx3Soul:
Rozdział krótki, ale jest. Tym razem z perspektywy Diany🌹 Przyznam, że pisałam go długi czas, ponieważ dopadł mnie syndrom braku weny.
Pozdrawiam cieplutko, a już nie długo nasi bohaterowie będą mieli okazję porozmawiać w cztery oczy😉 Ale co z tego wyniknie? Dowiecie się w następnych rozdziałach❤️
CZYTASZ
The fate of wolves
WerewolfLucas to następca i jedyny syn potężnego Alfy. Nigdy nie chciał przejąć watachy ojca, nigdy też nie wierzył w przeznaczenie. Aby uniknąć odpowiedzialności opuścił swoje stado, przeprowadzając się do Nowego Jorku. Przez te wszystkie lata żył wśród lu...