Diana
- Jak się czujesz Luke? - Zwracam się w kierunku mężczyzny, który w tej chwili odwrócony jest do mnie plecami. Wciąż trudno mi uwierzyć w to, że tak szybko powierzyłam mu swoje zaufanie. Jednakże... jestem mu to winna. W końcu mnie uratował, w dodatku... przypłacając za to utratą zdrowia.
- Nic mi nie jest, bardziej martwię się o ciebie. - Wilkołak spogląda na mnie przez ramię, uśmiechając się lekko. Wciąż jesteśmy w środku lasu, a przed nami pozostał nie mały szmat drogi. - Aaron wciąż żyje i szczerze nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Prawie posłałeś go na tamten świat... Zapewne, gdy tylko dowie się, że przeżyłeś, będzie chciał się na tobie zemścić. Chociaż dalej nie mogę pojąć tego, że tak bardzo się zmienił. Przez tyle lat traktowałam go jak najlepszego przyjaciela, w duchu wiedząc, że za niedługo za niego wyjdę. Teraz wszystko się pokomplikowało. - Kręcę głową od niechcenia i staję u boku mojego przeznaczonego.
Lucas odgadując wahanie na mojej twarzy, obejmuje mnie prawym ramieniem w pocieszającym geście i przytula do swojej klatki piersiowej. Od razu czuję przyjemne ciepło bijące od jego osoby.
- Nie zamartwiaj się na zapas. Dopóki żyję będę cię chronić, to obietnica, której zamierzam dotrzymać za wszelką cenę. Pamiętaj o tym. Po za tym, jestem ci winien przeprosiny. W wiosce zachowałem się jak skończony idiota. - Chłopak uśmiecha się pod nosem, na co prycham zabawnie.
- Może troszeczkę. - Kąciki moich ust natychmiast wędrują ku górze, a ja uśmiecham się złośliwie. - Ale to ja powinnam cię teraz przepraszać. Za to co powiedziałam. - Natychmiast wyplatuję się z objęć zmiennego i opierając swój ciężar na jego torsie patrzę mu hardo w oczy. - Przepraszam.
Zaskoczony tymi słowami chłopak wpatruje się we mnie w osłupieniu, ale prawie natychmiast odzyskuje rezon, gdy niespodziewanie wpijam się w jego miękkie usta, z każdą kolejno minioną sekundą pogłębiając pocałunek.
Lucas jak to ma w zwyczaju, dosyć mocno zaciska palce na moich biodrach i przyciąga mnie bliżej siebie, przez co machinalnie z moich ust ucieka ciche westchnienie. Kojący zapach lasu, a także ściętego jesionu, który jest charakterystyczny dla wilka przed moimi oczami, wkrada się do mojego nosa powodując o zawrót głowy. Jednak nie daję się ponieść emocjom, ponieważ czeka nas zadanie do wykonania.
- Z dnia na dzień zaskakujesz mnie co raz bardziej, Diana. Ale ja nie będę gorszy. - Słyszę cichy pomruk wilka, kiedy nosem przesuwa po mojej skórze na szyi, a następnie odsuwa się żeby spojrzeć mi w oczy.
Jego zazwyczaj ciemne, przeszywające wszystko dookoła oczy teraz wydają się mienić złotym blaskiem, gdy uparcie się we mnie wpatruje.
- Mam ci dać fory, Luke? - Śmieję się w głos, na co dotychczas spoczywające na moich biodrach palce chłopaka, w mgnieniu oka zmieniają swoje położenie, a ja prawie natychmiast unoszę się do góry.
- To nie będzie konieczne. - Cwaniacki uśmiech pięknie zakwita na twarzy zmiennego, aby następnie zamienić się w perfidny śmiech. - Po za tym, teraz dotrzemy na miejsce o wiele szybciej.
Otwieram niespodziewanie usta ze zdziwienia, kiedy docierają do mnie słowa chłopaka. Jednocześnie, kurczowo trzymam się jego szyi, ponieważ szanowny "Pan i Władca" trzyma mnie na rękach, tym samym krępując moje ruchy.
- Gdyby nie fakt, że dopiero co doszedłeś do siebie, najchętniej szczeliłabym ci teraz w tą przystojną buźkę. - Przewracam oczami, uśmiechając się w duchu.
- Gdyby nie fakt, że mam zajęte ręce, już dawno błagałabyś mnie, żebym nie wypuszczał cię ze swoich objęć. - Kruczowłosy odgryza mi się, tym samym sprawiając, że na mojej twarzy prawie natychmiast ukazują się krwiste rumieńce. Mimo wszystko nie komentuję tego, na co jedna z brwi Lucasa wędruje do góry, dziwiąc się mojemu milczeniu.
- Oj, chyba komuś zabrakło argumentów. - Śmieje się chłopak, a jego ciemne kosmyki opadają mu zabawnie na twarz.
Mrużę gniewnie oczy, wystawiając w jego stronę język. Może to dziecinne zachowanie, ale pozycja w jakiej aktualnie się znajduję wystarczająco stawia mnie w niekorzystnym już położeniu.
- Chyba zaraz naprawdę wcielę mój plan w życie. - Warczę, łapiąc go jedną ręką za krawędź koszulki, a następnie mocno ją na niej zaciskając.
- Nie dąsaj się już tak wilczku. - Luke uśmiecha się delikatnie i ku mojemu zaskoczeniu składa szybki pocałunek na moich ustach i czole, po czym z zawrotną szybkością rusza biegiem przez las. Oczywiście, w tym samym czasie ja kurczowo trzymam się jego karku, aby przypadkiem nie spaść, ponieważ jak to na takiego upartego wilka przystało, nie da sobie przemówić do rozsądku i dać mi iść na własnych nogach.
Nim się oglądam, słońce jest już praktycznie na skraju zniknięcia za horyzontem, a jego niewielkie ilości pomarańczowych promieni po raz ostatni wkradają się pomiędzy grube pnie drzew.
Wolnym krokiem idę u boku Lucasa, który z zamyśloną miną patrzy prosto przed siebie. Gdy i ja zwracam swój wzrok w tamtym kierunku, nie dostrzegam nic więcej po za jeszcze większą ilością różnorakich drzew.
- Lucas... o czym myślisz? - Pytam spokojnie, kątem oka zerkając w jego kierunku.
Chłopak zupełnie jakby wyrwany z letargu również zerka na mnie z góry i posyła mi swój charakterystyczny uśmiech, następnie splata nasze dłonie i chwilę zastanawiając się nad udzieleniem odpowiedzi, w końcu postanawia się odezwać.
- Minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz widziałem się z moim ojcem. Zapewne wybrał już sobie nowego następcę na stanowisko Alfy. Martwię się, że jeżeli tam wrócę, wataha jeszcze bardziej mnie znienawidzi. - Pomimo, że ton jego głosu brzmi nad wyraz spokojnie, wyczuwam w nim również zawahanie i niepewność, którą cały czas skrywa w swoim chłodnym sercu.
Lucas nigdy nie należał do osób, którym z łatwością przychodzi mówienie o swoich uczuciach. Dla mnie jednak jest to, aż nad to widoczne. Potrafię dostrzec skrywający się głęboko w nim strach.
- Pamiętaj, że teraz nie jesteś sam Luke. Nie ważne z czym przyjdzie mi się zmierzyć, zamierzam stanąć w twojej obronie. - Mocniej zaciskam palce na jego dłoni i uśmiecham się sama do siebie.
Nie trudno mi wyczuć powiązanie między nami, gdy tylko jesteśmy blisko siebie. Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że im dłużej czasu przebywam z moim mate, tym większa powstaje między nami więź. To dlatego przeważnie jest tak, że wilkołaki na samym początku znajomości uznają swoje bratnie dusze za ich własność i zamykają je w swoich domach, aby te szybciej utrwaliły więź pomiędzy nimi. Tak samo zamierzał postąpić ze mną Aaron, gdy feralnej nocy spotkałam go w swoim domu. Jednakże Lucas taki nie jest, już dawno zauważyłam, że daje mi wolną rękę. Dzięki temu sama mogę zdecydować o tym, czy pogłębiać łączącą nas więź, czy też nie.
Od naszego pierwszego spotkania sporo rzeczy uległo zmianie. Na początku uważałam go za zagrożenie. Strach za każdym razem przejmował nade mną kontrolę i trudno było mi przekonać się o jego zamiarach względem mnie. Jednak z upływem czasu nie trudno było mi dostrzec to, że i on czuje się zagubiony w sytuacji, w jakiej oboje się znaleźliśmy. Wiele razy mi pomagał, tym samym zdobywając moje zaufanie. Więc i ja postanowiłam mu pomóc, zupełnie nie rozumiejąc jak to może się potoczyć. Mimo wszystko uważam, że ja i Lucas tworzymy całkiem ciekawy duet, no i... czuję, że mogę mu ufać, bez względu na okoliczności.
Pomimo, że nie musiał mnie ratować przed Aaronem, zwłaszcza po tym co mu powiedziałam, on i tak bezinteresownie podjął się chronienia mnie. A w chwili, gdy stracił przytomność w moich objęciach nie miałam już żadnych wątpliwości, że zależało mu na moim bezpieczeństwie bardziej niż na jego życiu.
Luke zdaje się być osobą chłodną, chce żeby wszyscy z jego otoczenia czuli przed nim respekt i strach, w dodatku jest świetnym zabójcą jak na wilka przystało. Jednakże posiada również cechy, których nie można dostrzec na pierwszy rzut oka. Jest lojalny, bystry i szybko potrafi ocenić sytuację. W walce z Aaronem wykazał się ogromną przebiegłością i inteligencją, ponad to jest urodzonym liderem, dbającym o swoich towarzyszy. W moich oczach stał się prawdziwym Alfą.
- Będziemy musieli tutaj przenocować. O świcie dotrzemy do watahy mojego ojca. - Z zamyślenia wyrywa mnie spokojny baryton Lucasa, który zatrzymuje się pod sporych rozmiarów, rozgałęzionym drzewem i ściąga z siebie bluzę, rzucając ją luźno na miękką trawę. Następnie wygodnie układa się pod pniem i zarzuca obie dłonie na kark, na chwilę przymykając oczy w zamyśleniu.
- Dobrze. - Kiwam twierdząco głową i pocieram dłońmi swoje ramiona. Słońce zdążyło już zniknąć za horyzontem, a na fioletowo granatowym niebie zaczęły pojawiać się niewielkie punkty w postaci gwiazd. Mimo wszystko zimne, jesienne powietrze daje się we znaki nawet wilkokrwistym.
- Chodź tu. - Słyszę za sobą, gdy uparcie wpatruję się w jeden z gwiazdozbiorów nad naszymi głowami.
Wolnym krokiem podchodzę do miejsca, gdzie siedzi Luke, a gdy już układam się wygodnie na trawie, chłopak w mgnieniu oka zarzuca na mnie swoją bluzę i rozkłada ramię w zapraszającym geście.
Bez namysłu przysuwam się do kruczowłosego i opieram głowę o jego prawy bark, rozkoszując się ciepłem jakie mi podarowuje.
- Dziękuję. - Mówię cicho, zupełnie zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą zimne powietrze przeszywało mnie do szpiku kości.
- Będę miał cię na oku dopóki nie zaśniesz. Miłej nocy, belle. - Na jego słowa, wyszeptane mi nad uchem mimowolnie na moich ustach pojawia się uśmiech, a ja zamykam oczy jeszcze bardziej wtulając się w ciało chłopaka.
- Śpij spokojnie, Luke. - Mówię cicho i jedną ręką obejmuję go w pasie, próbując zasnąć.
Nim kompletnie odpływam w objęcia Morfeusza, słyszę jak bicie serca wilkołaka nieznacznie przyspieszyło. Chociaż... czy tak nieznacznie...
O świcie, jasne promienie porannego słońca leniwie wkradają się pod moje powieki, zmuszając mnie tym samym do przerwania całonocnego wypoczynku i ruszenia się z miejsca chociażby o milimetr. Nim jednak udaje mi się wykonać jakikolwiek ruch, czuję na sobie nie mały ciężar, przez co mrużę oczy w niezadowoleniu. Od razu dostrzegam powód mojej niewygody.
Lucas nawet we śnie nie opuszcza mnie nawet na chwilę, kurczowo trzymając mnie w swoich objęciach. Co do jednego miał rację - przy nim zawsze będę bezpieczna.
Jednakże, ja nie zamierzam dłużej czekać, aż "Wielki, zły Alfa" raczy w końcu skończyć się wylegiwać i ruszyć dupsko. Natychmiast wyplątuję się z jego objęć i mierzę wilkołaka gniewnym wzrokiem od góry do dołu.
- Sam zadeklarowałeś, że wyruszymy o świcie, a teraz sobie śpisz w najlepsze. - Warczę pod nosem, zakładając ręce na biodra i nachylając się nad śpiącym chłopakiem.
Jeżeli myślał, że będzie miał przyjemną pobudkę to grubo się pomylił.
~ Chyba nie zamierzasz...
Odzywa się moja wilczyca, ale perfidny uśmiech już dawno zdążył wkraść się na moje wargi.
~ Zamierzam i ty mi w tym pomożesz.
Deklaruję, powstrzymując niekontrolowany napad śmiechu na samą myśl o tym, jak cudowną pobudkę szykuję dla Alfy.
Prawie natychmiast zasłaniam się za jednym z pobliskich drzew i przemieniam w moje wilcze wcielenie, tym samym sprawiając, że moje umiejętności czy też zmysły wzrastają o połowę.
Od razu zabieram się za wdrażanie mojego planu w życie i najciszej jak się tylko da podchodzę do Lucasa. Używając do tego silnego, wilczego pyska, łapię wilkołaka za fraki i najdelikatniej jak to tylko możliwe ciągnę go w kierunku strumienia, który znajduje się zaraz obok polany, na której spędziliśmy noc.
~ Wreszcie mam okazję odpłacić ci się za wczoraj, Luke.
Mówię w myślach i uśmiecham się w duchu. Jeżeli go trochę zmoczę, następnym razem nauczy się dotrzymywać danego słowa. W końcu świt już dawno za nami.
Jedyne co daje mi się słyszeć to spokojny oddech chłopaka, który przez cały ten czas kontroluję, posługując się do tego moimi wilczymi zmysłami. Jakby nie patrzeć Lucas jest dość ciężki i w ludzkiej postaci zapewne nigdy nie zdołałabym go udźwignąć.
Dzieli mnie już tylko krok od wrzucenia go do płytkiego strumienia, jednak gdy już zamierzam zrobić to, co od początku planowałam, niespodziewanie klatka piersiowa wilkołaka gwałtownie się porusza, a przede mną jak z pod ziemi wyrasta ogromna postura ciemnego jak noc wilka. Jednak Luke nie zdaje sobie sprawy, że byłam szybsza i po chwili oboje lądujemy w zimnej wodzie, gromiąc się nawzajem rozłoszczonymi spojrzeniami.
~ Mój misterny plan nie zakładał tego, że ja też tutaj wyląduję.
Warczę rozdrażniona i wstaję na równe łapy, otrzepując się z wody na wszystkie strony.
~ Widocznie nie uwzględniłaś wszystkich przeszkód. W tym mnie.
Rozbawiony ton wilka daje mi się mocno we znaki, gdy wychodzimy na suchą trawę, pozwalając słońcu nas ogrzać.
Mimo wszystko uśmiecham się perfidnie w duchu i unoszę wysoko do góry głowę, dumna jak paw idąc w kierunku najbliższego drzewa.
~ O losie, czymże sobie zasłużyłem.
- Gdybyś się tyle nie wylegiwał już dawno bylibyśmy na miejscu. - Mówię spokojnie, wychodząc zza grubego pnia już w pełni ubrana.
Lucas również zdążył założyć na siebie spodnie, a jego koszulka zwisa mu swobodnie na lewym ramieniu. Mokre kosmyki ciemnych włosów w zwyczaju opadły mu na twarz, delikatnie przysłaniając czarne tęczówki chłopaka.
Przełykam nerwowo ślinę na widok jego silnych ramion, którymi zazwyczaj mnie otacza w opiekuńczym geście oraz szerokiej klatki piersiowej. Szybko jednak otrząsam się z tego stanu i skupiam na tym, co mówi do mnie wilkołak.
- Przecież mogłaś mnie obudzić, zamiast mi się przyglądać. - Cwaniacki uśmiech wkrada się w kąciki jego ust, a ja strzelam sobie mentalnie w głowę.
- Przepraszam, ale "Wielki, zły Alfa" zajmował cały kurort wypoczynkowy. - Odgryzam się, zakładając ramiona na piersi i mrużę gniewnie oczy. - Jesteśmy w środku nowojorskiego lasu, nie w centrum miasta Luke. Powinieneś mieć to na uwadze.
Nim jednak zdążę zalać chłopaka kolejną salwą słów, on mierzy mnie nieodgadnionym wzrokiem, który od razu sprawia, że na chwilę zamykam usta w zdziwieniu.
- Diana. Znam ten las jak własną kieszeń, wzdłuż i wszeż. Nie musisz mnie uświadamiać o tym, że dotychczas mieszkałem w mieście. Jestem zmiennym z krwi i kości, więc nie traktuj mnie tak, jak w tej chwili.
Przewracam oczami zniecierpliwiona i odwracam się do chłopaka plecami, dając mu jasno do zrozumienia, że to koniec naszej wymiany zdań.
- Lepiej się pospieszmy, za dwie godziny pora obiadowa. - Wzdycham i ruszam w dalszą drogę, kierując się wcześniejszymi wytycznymi Lucasa.
Godzinę później wychodzimy już z lasu, gdzie znajduje się nie co bardziej górzysty teren niż poprzednio. Nogi bolą mnie niemiłosiernie, a to dlatego, że droga tutaj prowadziła cały czas w górę. Nawet powietrze się zmieniło i teraz trudniej jest mi brać większy haust drogocennego powietrza.
Jednak kiedy zerkam w kierunku mojego towarzysza, nie wydaje mi się on chociażby zdyszany.
- Daleko jeszcze? - Pytam sfrustrowana ciężką wędrówką i niczym osioł ze Shreka podążam za Lucasem, który chyba ma już dość mojego ciągłego narzekania.
Jego wargi już dawno utworzyły wąską linię, a mięśnie napięły się do granic możliwości. Doskonale wyczuwam to, że jest na skraju utrzymania swoich nerwów na wodzy.
- Tak... - Warczy, jednocześnie gryząc się przy tym w język, po czym zatrzymuje się jak wryty i zaciska obie dłonie w pieści. - A jednak... nie. Jesteśmy na miejscu.
Oznajmia, przez co zmuszona jestem zatrzymać się u jego boku, aby lepiej widzieć okolicę.
Przed nami jak zaczarowana, wyrasta sporych rozmiarów osada. Przez chwilę nie mogę nawet wypowiedzieć chociażby jednego słowa, przez to, że jak oczarowana wpatruję się w górską wioskę, otoczoną białymi obłokami chmur. Oczywiście u jej podnóża rozciąga się piękny, zielony dywan z różnorakich drzew. Niedaleko nawet dostrzegam wodospad, który spokojnie spływa z jednej ze stromych gór i tworzy strumień, który przepływa przez centrum osady.
Na wprost znajduje się wejście do wioski, duże bele, które tworzą prowizoryczną bramę, na której znajduje się czerwona flaga. Lucas kiedyś wspominał, że czerwień jest symbolem jego watahy od pokoleń i nigdy nie rozstaje się ze swoją chustą, która zazwyczaj luźno spoczywa obwiązana na jego spodniach, lub szyi.
- Przez te pięć lat nic się nie zmieniło. - Mówi chłopak, jakby do siebie i zaciska prawą dłoń na swojej czerwonej chuście. Następnie odwraca się w moim kierunku i wyprostowuje drugą dłoń wskazując mi drogę do wejścia. - Zapraszam do mojego dawnego domu, kwiatuszku.
Lekko rozbawiony całą sytuacją przygląda mi się uważnie, w czasie gdy ja stoję jak słup soli nie mogąc się na patrzeć widoków przed moimi oczyma.
Nim jednak Lucas zwraca na to uwagę, ja już wyprzedzam go o kilka kroków, idąc przodem prosto do wilczej osady.
Mijając sporych rozmiarów branę przełykam nerwowo ślinę, już teraz wyczuwam tutaj jakąś dziwną aurę. Z tego co udaje mi się zauważyć, chłopak za moimi plecami również poczuł to samo.
- W takim razie gdzie teraz? - Pytam, rozglądając się wokoło.
Luke podchodzi do mnie i kładzie mi swoją dłoń na ramieniu.
- Do domu watahy. - Wzdycha i popycha mnie delikatnie w odpowiednim kierunku.
Już po kilku minutach przed moimi oczami wyrasta dość duży budynek, otoczony gdzieniegdzie wysokimi drzewami. Mrużę niebezpiecznie oczy, gdy już z tej odległości udaje mi się dostrzec dwóch strażników, którzy pilnują wejścia.
- Zajmę się tym. - Mówi cicho Luke i rusza przodem.
Nie mam innego wyjścia jak tylko mu zaufać i podążać za jego plecami potulnie jak baranek. W końcu nie jestem na swoim terenie i tylko mój mate wie jakie zasady obowiązują w tej watasze. Chociaż po niepewnej minie chłopaka mam pewne wątpliwości.
- Stać! Kto idzie?! - Warczy jeden z mężczyzn, gdy tylko przekraczamy w miarę bezpieczny dystans i zbliżamy się do głównych drzwi, które w tej chwili są zamknięte.
- Nie znam was, kim jesteście? - Odzywa się pewny swych słów Lucas i mierzy strażników srogim wzrokiem.
Obydwaj może i nie są zbyt umięśnieni, jednak jeden z nich ma sporawą bliznę na lewym policzku, a jego wyraz twarzy jest bardziej niż odstraszający. Nie podoba mi się to.
- Nie wydaje mi się, abym musiał odpowiadać ci na to bezsensowne pytanie. - Warczy drugi, lustrując posturę wilka obok mnie. Zaś mrożący krew w żyłach wzrok pierwszego strażnika spoczywa w tej chwili na mnie, przez co wzdrygam się niekontrolowanie.
- Powtórzę po raz ostatni. Kim jesteście? - Zwraca się ten z blizną do Lucasa dość ostrym tonem. Jednak, gdy ten mu nie odpowiada, ręka strażnika prawie natychmiast zaciska się na szyi kruczowłosego.
Moje źrenice rozszerzają się gwałtownie ze strachu i złości, nim jednak udaje mi się wykonać jakiś ruch strażnik, który przed chwilą szczerzył zęby do zmiennego, teraz z impetem ląduje przy ścianie obok zaraz drzwi z trudem łapiąc powietrze.
- Posłuchaj, dla takich jak ty mam tylko jedną opcję i uwierz, ja nie znam litości. - Luke postanawia użyć głosu Alfy, przez który obaj strażnicy wybałuszają oczy ze zdziwienia, a ja stoję jak wryta patrząc na całą tą sytuację.
- Patrick, to przecież... niemożliwe! Przecież on jest synem Giovanniego! - Mężczyzna, który do tej pory stał z boku, gromiąc mnie nieprzyjemnym wzrokiem teraz skulił się w sobie ze strachu i spogląda zdezorientowany to na Lucasa, to na swojego towarzysza.
- Przestań pieprzyć Mark, Giovanni nie ma już syna. To musi być wilk z zachodniej watahy. - Drugi strażnik spluwa na brudną ziemię, wciąż będąc na łasce zmiennego. - Puszczaj mnie pchlarzu!
Luke nie wytrzymuje i odwraca mężczyznę twarzą do siebie, z gniewem widocznym w ciemnych tęczówkach lewą dłonią przyciska go jeszcze mocniej do ściany za nim, a prawą pięść unosi z zamiarem przyłożenia temu kundlowi.
- Jakieś ostatnie życzenie? - Warczy wkurwiony chłopak i bierze zamach, nim jednak udaje mu się chociażby dotknąć twarzy przeciwnika, wielkie drzwi nagle otwierają się na oścież, a ja mimo wszelkich starań nie jestem w stanie rozpoznać postaci, która staje w przejściu, ponieważ rażące słońce skutecznie pada na twarz nieznajomego.
Jednakże... co do jednej rzeczy jestem w stu procentach pewna - nowoprzybyła osoba ma równie silną jak i władczą aurę, dorównującą praktycznie samemu Lucasowi. Strach prawie natychmiast ogarnia całe moje ciało, a swój wzrok kieruję w kierunku zszokowanego wilka, który z szeroko otwartymi oczyma wpatruje się prosto w tajemniczego wilkołaka.Od Shadowx3Soul:
Hej miśki, kopę lat hmm? Mam nadzieję, że nie złoicie mi skóry za to, że zostawiłam was bez rozdziałów na całe wakacje😅 Niestety miałam sporo rzeczy do ogarnięcia w swoim życiu i dopiero teraz jestem w stanie cokolwiek tutaj napisać. Obiecuję, że postaram się, aby rozdziały znowu pojawiały się równie często co kiedyś. Stęskniłam się za wattpadem, a jeszcze bardziej za "Tfow", które ma już prawie 6k odczytów! Dziękuję wam za to z całego serduszka i miejcie na uwadze to, że ja - Shadowx3Soul nie porzucam tak szybko moich książek :3 Pozdrawiam cieplutko drogich czytelników, którzy wciąż towarzyszą moim kochanym bohaterom i zostawiają tutaj chociażby komentarz czy gwiazdkę💕💕💕 Do następnego rozdziału!☺️
CZYTASZ
The fate of wolves
WerewolfLucas to następca i jedyny syn potężnego Alfy. Nigdy nie chciał przejąć watachy ojca, nigdy też nie wierzył w przeznaczenie. Aby uniknąć odpowiedzialności opuścił swoje stado, przeprowadzając się do Nowego Jorku. Przez te wszystkie lata żył wśród lu...