ROZDZIAŁ 13

2.5K 104 10
                                    


Lucas
Promienie słońca, które mają czelność wkradać się do mojej sypialni skutecznie uniemożliwiają mi sen. Zwłaszcza, kiedy jest to sen o pięknych kobietach w strojach kąpielowych. Zaraz co?
- Leon, możesz zasłonić te cholerne rolety? - Mruczę w poduszkę i zaciskam powieki z frustracji.
- Głuptasie, przecież dałeś mu wolne. - Ten głos rozpoznałbym nawet z odległości kilkunastu kilometrów.
- Cassandra? - Warczę, zupełnie nie wiedząc co ona jeszcze robi w moim domu.
Nie. Co ona jeszcze robi w moim łóżku.
Odwracam się w jej stronę kompletnie zdezorientowany.
- Misiaczku, przecież było nam tak dobrze! - Cassie drapie mój nagi tors.
Jednak ja nie bawię się w takie gierki.
- Właśnie, było. - Przewracam oczami i łapię za telefon leżący obok na niskiej szafce.
Mrużę niebezpiecznie oczy, gdy dostrzegam kilka nieodebranych połączeń od Jeffreya, a przy okazji sprawdzam która godzina.
- Kurwa, to już tak późno?! - Zrywam się z miękkiej pościeli rzucając urządzenie wskazujące punkt dziesiątą trzydzieści gdzieś na pusty stolik i patrzę z wyrzutem na Cassandrę.
Dziewczyna nawet nie trudziła się, aby założyć jakieś ubrania. Jej krągłe piersi rzucają mi się najbardziej w oczy, gdy z miną niewiniątka głaszcze leżącą obok niej puchatą poduszkę.
- Spałeś tak słodko, że żal mi było cię budzić. - Tłumaczy się, używając do tego swojego przesłodzonego głosu.
Gdyby tylko wiedziała, że nie jestem zwyczajnym facetem i takie rzeczy na mnie nie działają. W żaden możliwy sposób.
- Wiesz co, to nawet dobrze. - Mówię wymijająco i podchodzę do szafy, wyciągając z niej szare dresy.
Zakładam je kompletnie nie zwracając uwagi na dziewczynę za mną. W sumie to mam dzisiaj na wszystko wyjebane. Tak, jakby wraz z opuszczeniem lasu moja wewnętrzna radość zupełnie wyparowała, a powróciła wcześniejsza rutyna. Może jest to spowodowane brakiem wilczycy o hebanowych włosach, ale niezbyt mnie to teraz obchodzi.
~ Jesteś kretynem Lucas.
Odzywa się mój wilk, ale staram się go ignorować. Zresztą jak zwykle.
- Pójdę zrobić śniadanie. - Oznajmia Cassandra i zakłada jedną z moich koszulek leżących na fotelu obok łóżka, po czym wychodzi trzaskając za sobą drzwiami od mojej sypialni.
Nawet tego nie komentuję, tylko walczę z zawiązaniem sznurka w spodniach. Kiedy mi się to wreszcie udaje mój telefon zaczyna niebezpiecznie wibrować gdzieś z otchłani białej pościeli.
- Czy dzisiaj naprawdę nikt nie potrafi uszanować tego, że muszę odreagować ostatnie wydarzenia? - Warczę pod nosem i kieruję się w stronę wydawanego przez telefon dźwięku.
Po tym co ostatnio przeżyłem i to nie tylko fizycznie należy mi się solidny wypoczynek. Spotkanie swojej przeznaczonej, która ma już faceta i niedługo za niego wychodzi, strata ulubionego samochodu przez jakieś pchlarze, walka o życie Jeffreya, spotkanie Olivi, przyjaciółki z przed lat, walka z niedźwiedziem, połamane kości, spotkanie Alexandra, czyli odwiecznego wroga wilków, pokonanie watachy banitów i wreszcie złudna nadzieja, że w lesie mogłbym być naprawdę szczęśliwy.
Dlaczego to wszystko spotyka akurat mnie? Jestem zwykłym mężczyzną z nadludzkimi zdolnościami, który pragnie tylko i wyłącznie świętego spokoju.
~ Odbierz ten telefon idioto, bo zaraz zostaną z niego marne szczątki.
Dopiero teraz zwracam uwagę, że trzymam urządzenie w prawej ręce i zamiast odebrać połączenie jak cywilizowany człowiek ja ściskam ten pierdolony telefon na tyle mocno, że hartowana szyba już dawno zdążyła pęknąć w kilku miejscach.
Mój wilk jak widać nigdy nie traci czujności.
Z irytacją patrzę na wyświetlacz, gdzie wielkimi literami widnieje napis "Beta" i gdy już przesuwam zieloną słuchawkę, przykładam telefon do prawego ucha wyczekując kolejnego armagedonu.
I jak zwykle intuicja mnie nie myli.
Moja precyzja do przewidywania nowych atrakcji, w których to ja muszę za wszystko i za wszystkich odpowiadać właśnie się uaktywniła.
- Jeffrey, coś się stało? - Brzmi to jednak bardziej jak stwierdzenie niż pytanie, więc od razu przygotowuję psychikę na kolejny cios od życia.
Skąd to wiem?
Jeffrey wrócił do domu, a skoro jeszcze nie odzyskał w pełni sił na pewno jest to coś ważnego i godnego MOJEJ uwagi.
- Lucas, nie bardzo wiem jak ci to powiedzieć, ale... - Czyżbym słyszał zakłopotanie w głosie przyjaciela? Przerywam mu jednak tracąc powoli cierpliwość.
- Jeff do rzeczy, nie owijaj w bawełnę. Co się dzieje?
- Nicholas znalazł wczoraj twoją panienkę z klubu, była cała przemoczona i wydaje mi się, że przed kimś uciekała. Wracając, Liv się nią zajęła, ale dziewczyna nie była zbyt rozmowna aby mówić co się stało. Wydaje mi się, że skoro aktualnie jest na naszym terenie to mógłbyś z nią porozmawiać... - Streszcza Jeff, domyślając się, że chciałbym znów spojrzeć w te piękne tęczówki dziewczyny.
Ale ja przecież miałem zostawić ją w spokoju.
- Cholera jasna Jeff, nie karz mi znowu tam wracać. - Mówię ostro, chodząc po pokoju z niecierpliwością.
- Alfo, jeżeli ona tu zostanie na dłużej sprowadzi na nas kłopoty. Pamiętasz co ci mówiłem przed atakiem banitów? Jej chłoptaś to Alfa innej watachy i wiesz co? Sprawdziłem go! Jego ojciec ma władzę, która doruwnuje twojemu ojcu, a co najgorsze ma zamiar w pełni przekazać ją swojemu synowi. Lucas może ciebie to nie interesuje, ale ta wataha ma dość problemów z resztą wilków, twój ojciec już dawno myślał o tym, aby przekazać władzę najsilniejszemu wilkołakowi z naszego stada i wykorzystać w pełni należyty czas na odpoczynek. Po za tym, chcę żebyś wrócił. Wrócił do domu.
- Jeffrey ja nie mogę! - Unoszę się, tocząc przy tym walkę z własnymi myślami.
- Dlaczego Lucas? Czego się tak boisz? Zawsze gdy cię o to proszę odwracasz kota ogonem. - Słyszę podniesiony głos Jeffreya, przez co zaciskam nerwowo szczękę.
- Jeff wkraczasz na niebezpieczny teren. - Ostrzegam przyjaciela, zaciskając jedną dłoń w pięść, a drugą jeszcze bardziej na telefonie.
- Do cholery wyduś to z siebie Luke! - Rzadko słyszę wkurwionego Jeffreya, ale tym razem jest naprawdę zły. Zły na mnie.
- Nie wrócę tam, bo przeze mnie moja matka została zabita rozumiesz? Nie byłbym dobrym Alfą, bo nie potrafiłem obronić własnej rodzicielki! Skoczyłem do gardła wilkowi, który jakimś cudem przeżył i zamordował Lunę! Nie wrócę tam, nie chcę znowu patrzeć jak ktoś przeze mnie ginie. Każdego dnia nawiedzają mnie te okropne myśli, wspomnienia i obrazy wojny pięć lat temu... A ja nie mogę tego powstrzymać, nie mogę cofnąć czasu. Wyrzekłem się watahy, aby nikt więcej nie cierpiał z mojego powodu, ale ty zostałeś, chciałeś mnie wspierać jak dobry przyjaciel ale to przeze mnie prawie zginąłeś. To z mojej winy, to wszystko moja wina! Cholera jasna wszyscy się powinni trzymać ode mnie z daleka! - Wyrzucam z siebie wszystko, co do tej pory ciążyło mi na wilczej piersi i oddycham urywanie próbując złapać jakikolwiek haust powietrza.
- Lucas, to nie jest twoja wina! Atak na nas to był czysty przypadek, a o wojnie z przed kilku lat trochę słyszałem; ta wataha nie miała szans z wygnańcami, których twój ojciec przez tyle lat próbuje się wyzbyć. Zrozum, że nie tylko mi zależy na twojej obecności tutaj, Nicholas, Liv, nikt o tobie nie zapomniał, wciąż wszyscy uważają, że nikt inny nie mógłby się równać z tobą. Z przyszłym Alfą! Przykro mi, że straciłeś matkę Luke, ale nie znam nikogo kto tyle przeżył i nie zwariował. Jesteś godnym następcą, zawdzięczam ci życie Alfo. To zaszczyt, że mogę być twoim Betą Lucas i będę to powtarzał za każdym razem, nie ważne na jaką głupotę przyjdzie mi się przez ciebie natrafić. - Jeffrey próbuje powstrzymać mój atak, doskonale wie jak niebezpieczny potrafię być, gdy jestem jednocześnie wkurwiony, zdezorientowany i nie wiem jak pogodzić ze sobą wszystkie te emocje.
Jednak to wciąż jest rozmowa na odległość i nawet gdyby chciał to nie ma jak zapanować nad tym, co właśnie mnie ogarnęło.
A mianowicie znów powróciły do mnie wszystkie wspomnienia, to o czym tak stale próbuję zapomnieć. Zawsze gdy przypominam sobie o wydarzeniach z przeszłości ogarnia mnie strach, złość, przerażenie i dezorientacja. Tak jest właśnie w tej chwili.
Cała pościel teraz znajduje się gdzieś w kącie, a ja biorę się za kolejne rzeczy, które znajduję pod ręką. Jedno krzesło, drugie krzesło, stolik i książki z półek. Wszystko ląduje z hukiem na podłodze. Gdy roztrzaskuję wazon, stojący na szafce, do pokoju wpada wystraszona Cassandra, która widząc mój atak paniki próbuje mnie powstrzymać.
Ale to na nic, moje oczy ciemnieją, a mnie ogarnia istna furia. Jestem pewien, że jeszcze chwila, a cały dom będzie wyglądał jak pobojowisko.
Jednak, gdy tylko dociera do mnie co robię, ze świstem opadam na stojący nieopodal o dziwo cały fotel i ponownie przykładam telefon do ucha. Co z tego, że ręce niebezpiecznie mi się trzęsą, nie zwracam na to zbytniej uwagi. Tak samo na przerażoną Cassie, która mówiąc coś do mnie, co kompletnie nie dociera do mojego umysłu zabiera swoje rzeczy i opuszcza mieszkanie w natychmiastowym tempie. Oddycham z trudem.
- Lucas, uspokoiłeś się już? - Pyta niewzruszonym tonem Jeff.
- Nie. - Mówię chrapliwie i zamykam oczy, próbując zebrać myśli.
- Posłuchaj, spotkajmy się. Nie możesz przechodzić przez to zupełnie sam, może poczujesz się lepiej gdy jednak spotkasz się z innymi swojego gatunku? Ludzie bywają okropni, a ja nie chcę znowu widzieć jak na moich oczach upadasz w ich towarzystwie. - Mówi szybko blondyn, a słysząc jego zawzięty głos otwieram już normalnego koloru oczy i przyglądam się harmiderowi, który chwilę temu zrobiłem we własnej sypialni.
- Zgoda, wrócę, ale to będzie ostatni raz kiedy się zobaczymy. Później wyjadę, wyjadę tak daleko jak tylko się da. Zapomnisz o mnie, najlepiej jak w ogóle nie będziesz miał ze mną kontaktu. - Mówię cicho, ale zdecydowanie i podchodzę do przestronnego okna, aby spojrzeć na Nowy Jork.
Przyzwyczaiłem się już do tego widoku i z trudem będzie mi pożegnać to miejsce, ale zniosłem tyle rzeczy, że raczej ta zmiana nie będzie aż taka zła. To najwyraźniej już koniec, chcę zakończyć ten temat raz na zawsze.
- Lucas posłuchaj mnie...! - Gdy Jeffrey krzyczy coś do słuchawki, ja już dawno oderwałem urządzenie od ucha i tylko kontem oka zerkam na wyświetlacz, po czym bez wahania kończę połączenie.
Tak, to już koniec. Podjąłem decyzję.

Od Shadowx3Soul:

Hej, witajcie! Przedstawiam wam kolejny rozdział i jak widać 13 to jednak pechowa liczba😅 Przepraszam, że tak wyszło💞

The fate of wolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz