ROZDZIAŁ 2

7.4K 232 10
                                    


Uwaga: W rozdziale pojawiają się wulgaryzmy!

Lucas
Zatrzymuje swój wóz zaraz przed klubem, nie potrzeba mi wiele czasu, aby dostrzec wyróżniający się na tym ponurym tle miasta, neonowy szyld o nazwie "Beer Deer". Chociaż nie jestem pewny czy połączenie piwo i jeleń trafiają w mój gust, to i tak postanawiam nie zawracać sobie głowy takimi błahymi rzeczami. Mój wzrok za to kieruję na Jeffreya, który z bananem na twarzy wpatruje się w kolorowy napis na ścianie.
- Będziesz tak siedział i się gapił, czy wreszcie wyleziesz z mojego samochodu? - Unoszę jedną brew do góry, a na potwierdzenie swoich słów trzaskam drzwiami na tyle mocno, aby blondyn ocknął się i poszedł w moje ślady.
W końcu widzę jak jasna kitka tego pajaca porusza się w pośpiechu, a głowa Jeffa unosi się z nad wierzchni srebrnego pojazdu, by następnie skierować wzrok w moim kierunku. Posyłam przyjacielowi wyczekujące spojrzenie i odwracam się na pięcie, aby następnie wejść do środka pubu z pokerową miną.
- Co cię ugryzło Luke? - Dogryza kąśliwie chłopak za mną, tym samym dotrzymując mi kroku.
- Nic. - Mruczę na odczepne i naciągam jeszcze bardziej daszek czapki na głowę, tak aby rzucał cień na moją twarz. W tej chwili skąpaną w półmroku. Doskonale zdaję sobie sprawę co za chwilę będzie się działo. Jeff widocznie również zrozumiał moją aluzję, chociaż on woli puby w wilkołaczym stylu, nie w ludzkim. Jednak z tą różnicą, że tu może pobić każdego w wypiciu największej ilości alkoholu. Wilkołaki mają mocną głowę, ale ja nie mam zamiaru więcej tknąć tego świństwa.
Wchodzimy do środka klubu i już na samym początku dostrzegam sporą ilość osób, a co za tym idzie par oczu skupionych w tej chwili na mnie oraz moim towarzyszu. Jeffrey klepie mnie w ramię w pokrzepiającym geście. No cóż, nie na co dzień widzi się dwóch napakowanych gości, wyglądających jak seryjni mordercy z jakiegoś filmu akcji. Uśmiecham się ironicznie, ale szybko przywracam się do porządku gdy nagle czyjeś ręce obejmują moją szyję. Zdegustowany spoglądam nieco w dół, próbując dopatrzeć się tej diablicy o zaciętym spojrzeniu.
- Cassandra. - Markoczę od niechcenia mieląc w ustach imię dziewczyny.
- Oh Lucas, jak mogłeś! Dzwonię do ciebie od rana, a ty nawet nie raczyłeś wysłać głupiego sms'a. Nawet ten... - Cassie przerywa swój piskliwy wywód spoglądając wymownie w kierunku Jeffreya i pokazuje na niego wskazującym palcem. - PADALEC nie chciał mi powiedzieć co się z tobą dzieje!
Przymykam oczy próbując nie wybuchnąć, ta kobieta czasem doprowadza mnie do szału. Zwłaszcza, że wygląda jak modelka, idealna figura i te sprawy, ale jak się nakręci i zacznie gadać o jakichś pierdołach to mam wrażenie, że gadam do ściany.
- Japierdole, do jasnej cholery przymknij się wreszcie kobieto! - Piorunuję Cassandrę wzrokiem.
Jej ciemne pukle włosów opadają w tej chwili bezwiednie na ramiona, a w piwnych oczach pojawiają się iskierki złości. A mogłem wogóle się nie odzywać, mój błąd. Teraz nie da mi spokoju.
- Luc... - Nie dane jest jej skończyć, ponieważ jednym ruchem przedramienia odpycham od siebie kobietę i patrzę wprost w jej zdezorientowane oczy.
Kiedy Cassandra nie zamierza wypowiedzieć nic więcej, uznaję rozmowę za zakończoną i mijam dziewczynę bez słowa szukając wolnego miejsca. Nawet nie zamierzam dociekać co ona tu wogóle robi. Jak jeszcze raz zepsuje mi humor wyleci stąd szybciej niż przyszła.
- Ho, ho nie tak ostro Luke. - Śmieje się Jeff, a ja kontem oka zauważam jak kąciki jego ust drgają w rozbawieniu. - Bo jeszcze zacznie planować jak się na tobie zemścić za to, że skompromitowałeś ją przy ludziach.
Ostatnie słowo Jeffrey wymawia z niechęcią, przyznam mu w tym rację. Nienawidzę ludzi, chodź żyję wśród nich. Wszyscy tacy sami, każdy uważa, że jest lepszy od drugiego, chociaż tak naprawdę gówno mogą w porównaniu do nas wilkołaków.
Rozglądam się wokoło, muszę przyznać, że lokal jest duży i przestronny. Po lewej stronie od wejścia znajduje się bar, gdzie Jeffrey od razu się kieruje na co tylko przewracam oczami. Dalej umieszczono wygodne kanapy w kolorze czerwieni oraz szarości, właśnie idę w ich kierunku. Na środku znajduje się parkiet, a zaraz za nim scena, która teraz jest pusta. Nie zabrakło również urodziwych kobiet, które wędrują po sali przynosząc gościom alkohol.
Na mojej twarzy pojawia się grymas zniesmaczenia kiedy dostrzegam, że wszystkie kanapy są zajęte. Nie przyjechałem tutaj, aby grzecznie siedzieć na twardym stołku. Co to, to nie. Idę pewnym, chodź powolnym krokiem w kierunku najbliżej kanapy i krzyżuję ręce na piersi, gdy widzę trzech mężczyzn wykrzykujących sobie wzajemnie sprośne żarty. Parskam jedynie z nutą ironi, zupełnie nie pojmując ich bezsensownych żartów.
- Znajdźcie sobie inne miejsce panowie. - Warczę groźnie, wpatrując się w twarz każdego z nich.
Wszystkie trzy pary oczu teraz kierują się w moją stronę. Nie dziwi mnie jednak ten fakt i dalej stoję wyczekując reakcji mężczyzn. Jeżeli zaraz się stąd nie wyniosą to z chęcią im w tym pomogę.
- Patrzcie! - Zwraca się jeden z nich, siedzący po środku. - Koleś chyba chce żebyśmy sobie z tąd poszli.
Cała trójka parska śmiechem, a moje brwi teraz zbliżają się niebezpiecznie blisko oczu kiedy ściągam je w grymasie niezadowolenia. Lepiej dla nich, oby to nie była kpina skierowana w moją stronę. Dosłownie słyszę jak puls tych facetów obraca się w niebezpiecznym tempie, zapewne po spożyciu dużej dawki alkoholu. Potrafię wyczuć ten odór na przysłowiowy kilometr, a nawet i więcej.
Jednak kiedy odwracam wzrok w kierunku baru, dostrzegam Jeffreya zmierzającego w moim kierunku wraz z jakimiś napojami, które trzyma w obu dłoniach. Wzdycham prawie niesłyszalnie i powracam leniwym wzrokiem do mężczyzn.
- Jazda, no już. - Unoszę nieco ton, prawie używając głosu Alfy. Moja cierpliwość powoli się kończy, kiedy mężczyźni zaczynają rzucać w moim kierunku najróżniejsze obelgi.
- A co mi zrobisz chłopaczku, jeżeli się nie zgodzę? - Facet siedzący po mojej prawej stronie podnosi się z zajmowanego miejsca i dopiero teraz zauważam, że dorównuje mi wzrostem. Mimo wszystko nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
Pozostała dwójka nie odzywa się widząc moją, za przeproszeniem wkurwioną minę. Od rana mam kiepski humor, zupełnie jakby stado tirów rozjechało mnie na autostradzie i z tego właśnie powodu nie zamierzam tracić cierpliwości na upitych typów, którzy myślą, że mogą mi cokolwiek zrobić.
- Co tutaj się dzieje? - Obok mnie staje Jeffrey, zauważam jego pytające spojrzenie skierowane w moim kierunku. Wzruszam jedynie ramieniem nawet nie zaszczycając go wzrokiem.
- Szukam nam wolnego miejsca.
Blondyn widząc zarówno moją twarz, jak i postawę uśmiecha się szeroko i zwraca w kierunku mężczyzn. Serio? Czy on zawsze musi wszystko obracać w pierdolony żart? Rozkładam ręce przypatrując się zajściu, od przyjścia tutaj nikt już nie zwraca na nas zbytniej uwagi, a muzyka lecąca w oddali całkowicie zagłusza wymawiane przez nas słowa.
- Panowie, o co te nerwy? - Wzdycha Jeff, a uśmiech wciąż nie znika mu z twarzy. - Z tego co widziałem, to panie przy barze szukają chętnych do tańca. Idźcie, a ja z kolegą popilnujemy wam miejsc.
O dziwo mężczyźni patrzą po sobie znacząco, a ja już wiem, że propozycja mojego Bety podsunęła im nie mało pomysłów. Ku mojemu zdziwieniu facet, który przed chwilą ciskał we mnie gromami z oczu, teraz wymija mnie bez słowa i zmierza w kierunku baru. Dwójka pozostałych również wstaje ze swoich miejsc i nie mówiąc nic, podążają w ślad swojego towarzysza. Wypuszczam wstrzymywane powietrze z ust, a już myślałem, że będę musiał pokazać im kto tutaj rządzi. Niestety w tym mieście nie raz przekonałem się, że obowiązuje tu prawo "wygrywa najsilniejszy".
- Stary, nie wszystko trzeba rozwiązywać pięściami. - Śmieje się w głos Jeffrey i zajmuje miejsce na wygodnej kanapie. O dziwo również się uśmiecham. Mimo, że wiem iż chłopak ma rację, ja dalej wolę trzymać gardę. Nie pozwolę nigdy, nikomu mnie złamać.
- Wiem.
- Luke, jak nic potrzeba ci świeżego powietrza. - Mówi Jeff, odrobinę poważniejąc. Marszczę brwi zerkając na przyjaciela.
- Masz rację, przewietrzę się. - Mam zamiar wstać, ale wilkołak powstrzymuje mnie łapiąc za materiał mojej koszulki.
- Nie o takie wyjście mi chodziło. - Kręci głową. - Powinieneś wyjechać z miasta.
Zamieram na chwilę, mój wzrok twki w tej chwili w szklance, napełnionej do połowy whisky. Mój policzek drga, gdy zaciskam szczękę w konsternacji.
- Nie. - Mówię w końcu zwracając się w kierunku przyjaciela. - Mówiłem ci już, że...
- Tak wiem, nie wracasz do tego. - Odzywa się chłodno Jeff i upija łyk płynu, obracając kilkakrotnie szklankę w dłoni. - Cholera, dlaczego nie mogę upić się raz, a porządnie. Czy moja głowa musi być taka mocna?
Parskam z rozbawieniem przyglądając się skwaszonej minie Jeffreya, w jego przypadku takich szklanek z whisky musiałoby się tu znaleźć prawdopodobnie dziesięć razy tyle, aby był zaledwie wstawiony. A co dopiero upity!
- Chyba jednak pójdę się przejść, bo zaczynam dostawać szajby. - Mruczę pod nosem i wstaję szybko z miejsca.
- Dopiero siódma, nie śpiesz się. - Mówi za mną blondyn, ale ja już zmierzam w kierunku wyjścia próbując odrzucić od siebie wszystkie myśli, związane z przeszłością. Mogę udawać, że nic mnie nie wzrusza, ale przez moją głowę wciąż przewijają się niechciane myśli.
Kiedy jestem już blisko drzwi, wpatrzony zacięcie w punkt przed sobą, nagle ktoś boleśnie obija się o mój bark. Znaczy ja praktycznie nie czuję nic, oprócz delikatnego mrowienia, ale osoba za mną zapewne mogła sobie coś zrobić, lub nawet uszkodzić. Odwracam się szybko, chcąc opieprzyć tego kto nie patrzy jak chodzi, ale dopada mnie dziwne przeczucie, że nie powinienem wogóle się tym przejmować. Może jestem dzisiaj zbyt przewrażliwiony, w końcu dzisiejszej nocy nadejdzie pełnia księżyca. Czuję to praktycznie całym sobą.
Mój wzrok kieruję na hebanowe fale długich i gęstych włosów, które przemykają mi przed oczami. Wąska talia, idealnie krągła sylwetka, oraz szczupłe ramiona sprawiają, że staję w miejscu oczarowany. Jednak tajemnicza dziewczyna nawet nie zaszczyca mnie choćby skromnym spojrzeniem, przez co nie dostrzegam jej twarzy. Jest ode mnie niższa co najmniej o głowę, a zapach jaki roznosi wokół siebie całkowicie otumania moje zmysły. Co się ze mną dzieje do licha?!
- Chodź Diana, zaraz twój występ. - Dostrzegam jak jakiś mężczyzna łapie dłoń czarnowłosej i ciągnie ją za sobą zapewne w kierunku sceny.
Nawet nie mam okazji przyjżeć się dziewczynie, bo znika tak szybko jak się pojawiła. A jedyne co udaje mi się zarejestrować to, to że oboje byli wilkami.
Mam wielką ochotę dogonić tą dwójkę i znaleźć odpowiedź na to, co przed chwilą się wydarzyło, ale jedyne co robię to odwracam się i wychodzę z klubu z miną jakbym przed chwilą ujrzał samą śmierć. Co w niej musiało być takiego, że ja "Wielki, zły Alfa" stanąłem jak wryty na sam jej widok? Czyżbym powoli tracił zmysły i zachwycał się każdą ładną kobietą? Nie, to na pewno nie to.
Staję przed budynkiem spoglądając na spowite w mroku niebo, słońca już nie ma, ale dzięki wyostrzonemu wzrokowi widzę wszystko bardzo dokładnie. Lampy tu nie świecą, przez co neonowy szyld jest jedynym źródłem światła, który rozświetla swoimi kolorami tą ponurą dzielnicę. Zamiast rozglądać się po okolicy, ja po prostu wpatruję się w to, co znajduje się na horyzoncie przede mną. Za ogromnymi budynkami, daleko za miastem dostrzegam zarys zielonej przestrzeni. Wzdycham na samo wspomnienie tego miejsca.
Nie wrócę tam, nie wrócę tam, nie wrócę tam!
Krzyczą nieustannie myśli w mojej głowie. Wyrzucam z pamięci obraz pokaźnych koron drzew, oraz krętych ścieżek, miękkiej ściółki i orzeźwiającego podmuchu wiatru z nad strumienia. Teraz przed oczami mam tą dziewczynę, o hebanowych włosach. Chciałbym ich dotknąć, poczuć jakie są miękkie i delikatne w dotyku. Wzdycham przeciągle, przypominając sobie jak była ubrana. Błękitna, bawełniana sukienka sięgająca jej do kolan oraz zapewne białe trampki. Momentalnie przejeżdżam sobie dłonią po twarzy, próbując opanować szybsze bicie serca. Chociaż w przypadku wilkołaków i tak nasz puls jest zdecydowanie szybszy od ludzkiego to jednak oddychamy znacznie wolniej niż przeciętny człowiek.
W tej samej chwili czuję jak telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Natychmiast wyciągam urządzenie, zauważając nową wiadomość.
Od Jeffrey: Mówiąc, abyś się nie spieszył nie miałem na myśli całej godziny!
Mrużę oczy zastanawiając się czy mu odpisywać, przelotnie zerkam na godzinę i faktycznie, jest już po dwudziestej. Czy na prawdę tak długo zajęło mi ochłonięcie, czy to naprawdę skutek nadchodzącej pełni i moje myśli skierowane są w tej chwili we wszystkie możliwe kierunki? W końcu jednak wciskam kilka klawiszy na dotykowej klawiaturze smartfona i wysyłam przyjacielowi odpowiedź.
Do Jeffrey: Tobie to raczej bez różnicy, skoro masz alkohol i dziewczyny do towarzystwa.
Po czym chowam telefon do kieszeni skórzanej kurtki i wracam do środka lokalu. Już z daleka widzę machającego w moim kierunku Jeffa. Posyłam mu kpiący uśmieszek, ale widząc jego rozradowaną minę sam zaczynam się zastanawiać, czy to z mojego powodu tak się szczerzy.
- Lucas, nie uwierzysz, ale chyba poczułem w pobliżu inne wilki. - Zaczyna chłopak swój monolog, a ja przysiadam się do niego w oczekiwaniu na dalszą wypowiedź.
- Wiem, miałem okazję wpaść na jednego. - Komentuję bez wyrazu.
Jeffrey prostuje się na siedzeniu i rozgląda uważnie po całym pubie. Gdy niczego nie dostrzega ponownie zwrok zwraca w moim kierunku. Tym razem jego spojrzenie jest przenikliwe, jakby szukał we mnie odpowiedzi na nurtujące go pytania.
- Może ktoś jeszcze nie mógł znieść swojego losu, że postanowił wieść życie w takiej spelunie jakim jest to smętne miasto. - Odpiera Jeff, zerkając co róż na mnie i na obecne w barze osoby.
Wzruszam jedynie ramionami, opierając się wygodnie o oparcie kanapy i zakładam ręce za głowę zamykając na chwilę oczy w zadumie. Już nie docierają do mnie słowa, jakie kieruję w moim kierunku Jeffrey. Wyłączam się całkowicie zastępując irytację całkowitym spokojem. Do póki z ust mojego Bety nie pada to jedno imię.
- Diana - Mówi na tyle głośno, abym mógł usłyszeć. Chociaż po jego twarzy widzę, że powiedział to bardziej do siebie niż ogółu, jakim jest siedzący obok niego kumpel. Natychmiast zrywam się do siadu i patrzę na jego prawy profil w skupieniu. - Luke, bywasz tu czasami. Wiesz kim jest ta dziewczyna?
Chłopak patrzy na mnie wyczekująco, a jego jedna brew wędruje do góry przez co wydaje się być bardzo skoncentrowany na tym co powiem.
Dopiero teraz docierają do mnie słowa wypowiedziane przez wilkołaka i patrzę w kierunku sceny, na której ni z tąd ni z owąd pojawia się wspomniana dziewczyna.
- Kiedy wyszedłeś śpiewała kilka piosenek, a głos ma niczym anioł, no mówię ci! - Kontynuuje Jeff wskazując ruchem głowy w jej kierunku.
Całkowicie przestaje do mnie cokolwiek docierać, bo w tej chwili wstaję z miejsca na równe nogi i szybkim krokiem podchodzę na tyle blisko, aby dostrzec wizerunek dziewczyny o hebanowych włosach.
- Lucas? - W oddali słyszę głos Bety, ale ignoruję go totalnie, ponieważ mój wzrok zatrzymuje się na twarzy dziewczyny. Jej ślicznie zaróżowionych policzkach, jasnej cerze, malinowych ustach oraz na samym końcu na jej oczach...
Kiedy mnie dostrzega, a nasze spojrzenia się spotykają, zamieram. Wzrok burzowych tęczówek przewierca mnie na wylot, a moje pozbawione koloru oczy ciemnieją na sam widok tego, czym właśnie zaszczyca mnie dziewczyna. Nim jednak nadążam wykonać jakikolwiek ruch, ona znowu mnie zaskakuje i znika niczym spłoszona sarna, uciekająca przed zgłodniałym wilkiem.
- Alfo! - Ręka Jeffreya ląduje na moim ramieniu, a ja właśnie zaczynam rozumieć co się właśnie stało. Patrzę wprost na zdezorientowany i wystraszony wzrok przyjaciela, który cofa się o krok widząc moje ciemne spojrzenie.
Czuję jak moja klatka piersiowa porusza się w zawrotnym tempie, a coś z tyłu głowy podpowiada mi, że nie mogę stać bezczynnie. Zostawiam chłopaka w barze, a sam wybiegam na zewnątrz rozglądając się wokoło.
- Nie ma jej. - Mówię cicho i próbuje złapać jakikolwiek trop.
I nagle dociera do mnie zapach dziewczyny. Odurzająca i mącąca w mojej głowie woń trafia wszystkie moje zmysły przez co czuję, że trudno ustać mi na nogach, a dawno zapomniana siła próbuje przejąć kontrolę nad moim ciałem. Po raz pierwszy od pięciu lat przybieram swoją prawdziwą postać. Po raz pierwszy od dawna czuję, że popełniłem błąd. Jak mogłem zwątpić w przeznaczenie?
~ I na co czekasz?! Luke, idioto jeżeli czegoś nie zrobisz nasz anioł odleci bezpowrotnie.
~ Masz rację.
Po raz pierwszy w życiu przyznałem mojemu wewnętrznemu wilkowi rację. Bo teraz nie liczy się nic, prócz odnalezienia dziewczyny, która jednym spojrzeniem wzbudziła we mnie wiele sprzecznych z wszystkich co do tej pory czułem, emocji.
Teraz liczy się tylko ona. I w cale nie biegnę jak zagubiony szczeniak przez centrum miasta, w dodatku za kimś, kto praktycznie mnie nie zna. I kogo nie znam ja. Ale ja zwykłem łamać zasady, a to zapewne prędko się nie zmieni.

Od Shadowx3Soul:

Będę to powtarzać, komentarze i gwiazdki zawsze mają u mnie darmowe wejściówki❤️ Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne, a uprzedzając ewentualne pytania:
Nie, główni bohaterowie nie zakochają się w sobie od pierwszego wejrzenia. Lubię odbiegać od stereotypów, ale chcę też trzymać się ogólnego planu. Dlatego Lucas podążył za Dianą, ponieważ tak nakazała mu jego natura, albo jak kto woli przeznaczenie? Co będzie dalej dowiecie się w kolejnych rozdziałach! Jeszcze wiele się może zdarzyć, a to co wam przedstawiam nie zawsze może wyglądać tak samo w późniejszych częściach. Pozdrawiam🤭

The fate of wolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz