ROZDZIAŁ 33

1.8K 39 6
                                    


Lucas
Jak przez mgłę słyszę śmiech Jeffreya, który znów opowiada jakieś denne historie, oraz opieprzającego go Scheerana za to, że wszyscy zebrani przy ognisku muszą ich wysłuchiwać. Sam bym go opieprzył, gdyby nie to, że aktualnie mam zajęte usta przez nieziemsko piękną wilczycę o burzowych tęczówkach, które rozpalają w moim sercu najgorętsze płomienie za każdym razem, gdy wbijam w nie wzrok. Uśmiecham się lakonicznie i odsuwam twarz, by spojrzeć na siedzącą obok Dianę, a następnie usłyszeć kolejny, głupi komentarz ze strony mojego przyjaciela.
- Miałeś szczęście, że tylko jedną nogą byłeś w grobie, Luke. A może teraz mam ci mówić per "Alfo"? Nie. To i tak nic nie zmieni, bo wciąż będziesz dupkiem, nawet bez tych wszystkich epitetów. - Śmieje się Jeff, siedzący po mojej lewej stronie i trąca moje ramię z beznadziejnym rechotem.
Bez słowa patrzę na niego niczym na zagrożony wyginięciem gatunek największego idioty na świecie, a następnie strącam go z drewnianej posadzki przez co widzę jak jego wkurzająca blond kita wędruje za nim, a on sam ląduje z łoskotem za pniakiem na łopatkach.
- Chciałeś coś jeszcze dodać, kretynie? - Pytam, słysząc jak donośny śmiech reszty przyjaciół roznosi się echem pośród spowitej nocą okolicy i znika gdzieś w otchłani mroku.
~ Oczywiście, że tak. I to nie jedno, Luke.
Słyszę w głowie odważny głos Jeffreya , a następnie dane jest mu poczuć wilcze zęby, ciągnące mój podkoszulek, przez co sam ląduję na glebie, jednak nie na długo, ponieważ równie szybko co on przyjmuję postać sporych rozmiarów wilka i rzucam się na niego w odwecie.
~ Jesteś idiotą Jeff!
Krzyczę na niego w myślach, turlając się z wilkiem o piaskowym futrze po brudnej ziemi, przez co do moich uszu dociera kolejna salwa śmiechu ze strony naszych towarzyszy. Oni mają z tego ubaw, a ja mogę w końcu wklepać kumplowi.
~ A ty kretynem, matole! Zaraz ci pokażę jak "Wielki i Zły Alfa" stawia swoich podwładnych do pionu. Poczekaj tylko...
~ Skończyłeś już? Bo na razie bijesz się jak panienka!
To wystarcza, by odpalić zapalnik, który nie powstrzymuje mnie już przed niczym i z wrednym spojrzeniem rzucam się w potyczkę z Jeffreyem, siłując się z nim w zapartym boju o to, który z nas ma więcej siły. Oczywiście jak zwykle, daję temu idiocie fory.
- No proszę. Jeden nie lepszy od drugiego. - Komentuje Nicholas, również śmiejąc się z zaistniałej sytuacji pod nosem, a Olivia zaczyna opieprzać nas za ciągle wygłupy, chodź sama ma z tego równie wielki ubaw. Po prostu ktoś z całego tego towarzystwa musi grać dorosłego. I tym kimś na pewno nie powinienem być ja, ani trochę...
Przez cały ten czas, który przeszedłem, by teraz znaleźć się tutaj, a nie w zupełnie innym miejscu, nauczyłem się naprawdę wiele. Nie tyle co na swoich błędach, ale i tego, by słuchać się innych.
- Lucas. Możemy się przejść? Sami. - Słyszę głos burzowookiej, więc bez zastanowienia podnoszę się z Jeffreya, który cały ten czas próbował się wyswobodzić z mojego uścisku, a następnie podchodzę do dziewczyny, trącając jej dłoń chłodnym, wilczym nosem.
Diana sama długo się nie zastanawia i przemienia się w dostojną wilczycę o ciemnym ubarwieniu, a następnie zostawiając za sobą resztę towarzystwa, dotrzymuje mi kroku. Oboje znikamy między drzewami, rozkoszując się faktem, iż właśnie nastała pełnia, a niebo rozświetla milion gwiazd.
~ Więc? O czym chciała panienka porozmawiać?
Gdyby nie wilcza forma, już dawno posłałbym Dianie ciepły uśmiech, jednak będę miał do tego jeszcze niezliczoną ilość razy...
~ O niczym ważnym... tak właściwie to cieszę się, że mnie wtedy uratowałeś. Jestem ci dozgonnie wdzięczna Luke... no i, kocham cię ponad życie.
Mówi, a jej niebieskie tęczówki lśnią w blasku księżyca, ciesząc tym samym mój wzrok, duszę, a także i serce. Bez wachania, mówię co czuję i to całkowita prawda.
~ Nie ważne gdzie, zawsze cię odnajdę Diana, jesteś moją bratnią duszą i nigdy cię nie opuszczę. Przenigdy. Tak bardzo cię kocham, kwiatuszku. Pamiętaj o tym.
Biegniemy przez las w całkowitej ciszy, a jedyne co dociera do naszych uszu to rytmiczne uderzanie wilczych łap o ziemię, łamanie się gałązek oraz cichy szelest innych zwierząt. Po za tym nic nie zakłóca naszego spokoju. Dopiero po dłużej chwili Diana zabiera głos, prowadząc mnie do wyjścia z nowojorskiego lasu.
~ Jest późno, ale Leon na pewno się o ciebie martwi, Luke. W końcu... był dla ciebie jak ojciec.
Wspomina, a ja uśmiecham się w duchu na myśl o starym przyjacielu. Tak wiele mu zawdzięczam, że już sam nie wiem od czego zacząć. Dopiero po chwili zastanowienia przystaję wraz z ukochaną i zwracam się ciepłym tonem.
~ Rano go odwiedzę. Teraz na pewno jest szczęśliwy, i wreszcie odzyskał upragniony spokój. Wiele przeze mnie wycierpiał, ale popatrz, teraz jestem prawdziwym Alfą. Może być ze mnie tylko i wyłącznie dumny.
~ Luke...
~ Tak?
Spoglądam na nią z ciekawością, strzyżąc uszami niczym potulny baranek, lecz zamiast słów, po lesie roznosi się echem donośne wycie Diany, więc nie czekając dłużej dołączam i swój głos do symfonii, którą to ona zapoczątkowała, a już po chwili wilcze wycie słychać na całym obrzeżu Nowego Jorku. Będziemy trzymać się już razem. Całą watahą, bo taki już nasz los. LOS WILKÓW.


Od Shadowx3Soul:

Oficjalnie to już koniec "The fate of wolves". Po trzech latach doprowadziłam tę historię do końca. Może nie tak powinny wyglądać ostatnie rozdziały, ale wena na pisanie "Tfow" całkowicie się ze mnie wypaliła, pozostawiając w głowie kompletną pustkę za co strasznie was przepraszam, jednak nie chciałam porzucać już zaczętego wątku. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie koniec i będę mogła napisać kolejne opowiadanie, umieszczone w podobnym uniwersum. Tak więc do zobaczenia w kolejnych wattpadowych pisemkach! Cieszę się, że komentowaliście i głosowaliście na moją opowieść ^^ 🫣♥️

The fate of wolvesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz