Rozdział 18

608 41 0
                                    




Moi kochani życzę Wam wszystkiego zajebistego w Nowym Roku, ( który już jest, ale mniejsza) kocham was wszystkich i mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi. Dorzucam też cytat z TO, który sobie kiedyś zapisałam ma dla mnie wartość sentymentalną, a My widzimy się niedługo....


„Dawno temu żył sobie król wilków, który walczył o największy skarb w królestwie, swoją piękną córeczkę. Jednak zwycięstwo sporo go kosztowało stracił sojuszników i narobił sobie nowych wrogów. Król wilków został sam nie żył długo i szczęśliwie . Ale czasem nawet najgorsze zakończenia wcale nie są zakończeniami. Pamiętaj, że nawet, jeśli wszystko obróci się w proch, nasza historia będzie miała kolejny rozdział."


Natasha pov

Obudził mnie lekki wstrząs. Od razu otworzyłam oczy i podniosłam się gwałtownie. Leżałam na tylnych siedzeniach auta. Moje serce biło szybko. Z wczorajszego balu pamiętałam tylko że wróciłam do pokoju i zmęczona szybko zasnęłam. Jak więc znalazłam się tutaj. Rozejrzałam się dookoła i z ulgą odkryłam że samochód prowadził Elijah.

-Wszystko w porządku?- zapytał lekko zaniepokojony.

- Wszystko dobrze, tylko trochę szumi mi w głowie. Co się dzieje?

-Okazało się że nasz sojusz z wilkołakami zupełnie się posypał. Wojna wisi w powietrzu, więc natychmiast opuszczamy miasto.- jego słowa niezmiernie mnie zdziwiły. Czyżby rodzina Mikaelsonów uciekała przed problemami?

-To moja wina. Gdybym wtedy nie znalazła się w tym parku teraz nie byłoby zamieszania.-byłam jedyną winną tej całej sytuacji.

- Nie masz racji- wampir powiedział, prawdopodobnie zbyt głośno- Przyczyniło się na to wiele czynników. Poza tym nie oszukujmy się miałaś do tego zupełny powód- uśmiechnął się pokrzepiająco.

- Przypuszczam że reszta jedzie osobnymi samochodami- bardziej niż zapytałam stwierdziłam fakt.

Twarz pierwotnego natychmiast spoważniała.

-Źle mnie zrozumiałaś. Reszta mojego rodzeństwa zostało w mieście. Zdecydowali, aby nasza dwójka chwilowo je opuściła ze względów bezpieczeństwa.-otworzyłam usta w zaskoczeniu.

- Nie powinieneś się na to zgadzać.- powiedziałam, lecz po chwili dodałam przypominając sobie że nie powinnam go pouczać- przepraszam, nie powinnam tego mówić.

- Nigdy przenigdy nie przepraszaj za swoje zdanie jakiekolwiek by to ono nie było. Z resztą masz rację, tyle że nie miałem nic do gadanie- zrobił chwile przerwy- Rebeka zabiłaby mnie gdybyśmy zostali.

Nie odezwałam się już ani słowem patrzyłam się tylko na zmieniające się krajobrazy za szybą samochodu. Zatrzymywaliśmy się kilka razy to na toaletę to na jakieś jedzenie.

Dopiero gdy słońce zaczęło leniwie chować się za horyzontem dotarliśmy na miejsce. Od razu otworzyłam sobie drzwi i wysiadłam. Koniecznie musiałam rozprostować nogi. Rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w lesie. Jedynym budynkiem znajdującym się tam było mały, ale bardzo ładny drewniany domek, do którego prowadziła kamienna dróżka. Wyglądało to, co najmniej niezwykle.

- Freya rzuciła na to miejsce zaklęcie zapobiegające lokalizacji, więc nikt nas tu nie znajdzie-zrobił krótką przerwę jakby się nad czymś zastanawiając.- Jesteś zmęczona?- zapytał po chwili przypatrując mi się swoimi hipnotyzującymi oczyma.

-Nie mogłabym się przejść po lesie, bardzo mi tego brakuje

Była to prawda odkąd Elijah znalazł mnie u wilkołaków cały czas ktoś mnie pilnował i brakowało mi chwil, kiedy byłam zupełnie sama. Tamten moment chwilowej wolności uważam za najlepszy. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa.

Pierwotny popatrzył na mnie jakby się zastanawiał nad ryzykiem podjęcia tej decyzji.

-Dobrze jednak nie odchodź za daleko nie mam zamiaru cię później szukać- wampir nie zdążył powiedzieć już nic innego, ponieważ już ruszyłam w wybranym przez siebie kierunku.

Szłam już przez ponad kwadrans, gdy dotarłam do pięknej polany. Znajdowała się ona na małym wzgórzu. Odetchnęłam świeżym powietrzem. Wiatr rozwiał moje włosy. Trafiłam tam w idealnym czasie. Ostatnie promyki najjaśniejszej gwiazdy właśnie prześlizgiwały się na drugą stronę półkuli. Zamknęłam oczy skupiając się na dźwiękach które mnie otaczały. Pomimo lekkiego chłodu nie odczuwałam zimna. Jedynie na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Stałam tam jeszcze jakiś czas, jednak wiedziałam, że razem z zapadającą ciemnością będzie mi trudniej wrócić do mojego punktu wyjścia.

Zaczęłam schodzić tą samą droga, która przyszłam. Nagle gdzieś w pobliżu usłyszałam cichy szelest. Mimo woli uśmiechnęłam się do siebie.

Po tym całym czasie spędzonym razem umiałam już wyczuwać jego obecność. Przypuszczałam, że Elijah nie puści mnie samej w obcy teren bez jego opieki, która była zupełnie zbyteczna. Nagle zapragnęłam dać mu nauczkę. Szybko odwróciłam się w miejsce, w którym stał, lecz udało mu się niezauważalnie ulotnić. Zmarszczyłam brwi nie lubiłam jak ktoś bawi się ze mną w kotka i myszkę. Wkurzona na pierwotnego nie zauważyłam wystającego z ziemi korzenia i się o niego potknęłam. Zupełnie straciłam równowagę i gdyby nie ręce wampira, które chwyciły mnie kilka milimetrów nad podłożem na pewno skończyłoby się to obiciem, a w gorszym przypadku złamaniem nosa.

Gdy tylko mój towarzysz postawił mnie na dwóch nogach i upewnił, że nic mi się nie stało spojrzał na mnie morderczym spojrzeniem.

- Na co czekamy chodźmy- powiedziałam dumnie uśmiechając się do niego i ruszając w stronę drewnianego domku.

On tylko roześmiał się cicho jednak podążył za mną. Wtedy to do mnie dotarło. Nigdy nie słyszałam jak się śmieje zawsze był poważny i wyrachowany zwłaszcza względem mnie. Zdziwiło mnie to mimo to starłam nie dać tego po sobie poznać.

Gdy wreszcie dotarliśmy do naszego celu byłam bardzo zmęczona. Mężczyzna szarmancko otworzył przede mną drzwi.

Pomieszczenie wyglądało zjawiskowo. Było bardzo przytulne. Z drewnianymi wykończeniami. Byłam jednak wtedy zbyt wycieńczona by zachwycać się wystrojem. Wampir zauważył to i od razu zaprowadził mnie do mojego pokoju. Natychmiast położyłam się na łóżku szczelnie przykrywając kołdrą. Zupełnie nie przejmowałam się ubraniem z poprzedniego dnia. Zasnęłam od razu, gdy moja głowa dotknęła poduszki.

Elijah pov

Zachowania dziewczyny zaskoczyło mnie. Nie była zestresowana, właściwie to, gdy usłyszała wyjeżdżamy za miasto się ucieszyła. Dotąd nie miałem pojęcia, że spędzanie czasu przy naturze sprawia jej taką przyjemność. Gdy stała tam na wzgórzu, a wiatr wplótł się w jej włosy wyglądała jak czarodziejka. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Miałem nadzieję, że następnego dnia, gdy tylko wystarczająco wypocznie zgodzi się na przechadzkę w głąb lasu lub nawet wędrówkę po pobliskich górach.

Tak rozmyślając szedłem w stronę samochodu. Wyjąłem z niego dwie walizki należały one do Natashy. Postawiłem je w pokoju dziewczyny. Rebeka tuż przed wyjazdem zapakowała jej rzeczy, po czym pojechała do sklepu odzieżowego i kupiła drugie tyle. Nie przeszkadzało mi to zupełnie. W głowie nadal miałem obraz jej ubranej w czerwoną sukienkę ode mnie, która tak naprawdę byłą dodatkiem do kobiety. Wyglądała zjawiskowo i gdyby nie tragiczne zakończenia balu mógłbym spokojnie powiedzieć, że był ona nawet bardziej niż udany.

Usiadłem przed kominkiem, otworzyłem książkę, która leżała na półce i zatraciłem się w lekturze.

Połączeni Przez Przeznaczenie. The Originals.✔️✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz