Rozdział 14

681 39 3
                                    







Rano obudził mi przeszywający ból głowy. Mogłam się spodziewać największego kaca w historii. Nie pamiętałam ile dokładnie wypiłam. Odwróciłam się na drugi bok obok mnie spała Rebeka. Zamknęłam oczy chciałam jeszcze, choć na chwilę przenieść się do krainy snów, lecz drzwi otworzyły się z głośnym hukiem.

Stanął w nich wysoki brunet, nigdy w życiu go nie wiedziałam. Chciałam obudzić blondwłosą wampirzyce. Ona jednak nie zareagowała tylko odwróciła się na drugi bok. Gdy ją intruz ją zobaczył tylko uniósł brwi.

-Rebeko Mikaelson urządzasz popijawę i mnie nie zapraszasz, po czym zabawiasz się z przeznaczoną naszego kochanego brata i nie proponujesz mi dołączenie.- wydarł się mężczyzna.

Wybuchłam śmiechem, jednak sekundę później umilkłam. Ta sytuacja rzeczywiście wyglądała dziwnie.

-My się chyba nie znamy. Kol Mikaelson starszy brat tej tu głupiej pierwotnej- wskazał na siostrę i podał mi rękę.

Uśmiechnęłam się do niego.

- Miło cię poznać Kol mam na imię Natasha.

Kiwną głową i rozejrzał się po pokoju. W pierw nie wiedziałam, czego szukał, ale po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do szafy i wyjął coś z pod niej. Była to najwyraźniej ostatnia butelka burbona, której wczoraj nie udało nam się dopić. Otworzył ją i wziął pokaźnego łyka, po czym mi ją podał.

-Smacznego!- powiedziałam pijąc z gwinta

Następnie wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Przez cały czas strasznie szumiało mi w głowę.

Po wykonaniu porannej rutyny weszłam do mojego małego salonu i zjadłam śniadanie. Po chwili dołączyła do mnie Freya. Widziałam jak bardzo zmęczona jest. Była bardzo blada, a po jej oczami piętrzyły się wory. Patrzyłam na nią ze zmartwionym wyrazem twarzy.

-Kochanie nie patrz tak na mnie ty też nie wyglądasz idealnie- zaśmiała się lekko

-Powinnaś odpocząć, wykończysz się

-Nie ma na to czasu, dzisiaj przyjadą do nas czarownice z sabatu. Chcą nam pomóc z tym zaklęciem. Jeszcze tylko chwila i będzie po tym całym koszmarze- powiedziała, zupełnie nie zwracając uwagi na moją poprzednią wypowiedź.

Ucieszyłam się z tego. Pomimo tego że moja relacja z rodzina Mikaelsonów się lekko poprawiła, i tak z tyłu głowy coś na każdym kroku przypominało mi że są to bezwzględni mordercy.

Około południa razem z Rebeką zeszłyśmy do dobrze mi znanego holu i salonu głównego w domu pierwotnych. Wszystkie oczy zgromadzonych zwróciły się w moją stronę. Mały niepokój spowodował fakt, iż nigdy nie widziałam brązowookiego wampira.-Pewnie jeszcze nie wrócił- powiedziałam do siebie.

Z boku widziałam Klausa patrzącego się na mnie. Przełknęłam głośno ślinę. Cała ta sytuacja sprawiła, że nie mogłam skupić się na słowach głównej czarownicy sabatu. Z tego powodu nie za bardzo wiedziałam, w jaki sposób mają spróbować rozwiązać zaklęcie. (Dobra nie oszukujmy się nie widziałam nic).

Wszystkie wampiry wyszły z pomieszczenia. Rozejrzałam się zdezorientowana. Spojrzałam na kobietę przed sobą. Miała obojętny wyraz twarzy. Wszystkie członkinie sabatu otoczyły mnie kołem. Złapały się z ręce i zaczęły wymawiać zaklęcie. Nie czułam żadnego bólu, jedynie lekkie szczypanie, co było miłą odmianą. Zastanawiałam się czy czary działają.

Nagle spostrzegłam, że moje żyły na ręce stają się czarne, a skóra szara. Najgorsze jest to, że nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle dla mnie. Z całej siły starałam się uspokoić.

Usłyszałam nagle że coś gwałtownie spadło na ziemie cała zesztywniałam. Odwróciłam się w tamtym kierunku, na ziemi leżała jedna z czarownic. Z jej oczu i nosa płynęła krew.

Chciałam podejść do ciała kobiety, jednak zatrzymała mnie magiczna bariera. Z każdą kolejno upływającą sekunda czułam większy strach. Wszystkie członkinie sabatu wyglądały na skraju wyczerpania. Zaczęłam na nie krzyczeć, że to je zabije. Starłam się je od siebie odrywać, aby przerwać zaklęcie, jednak za każdym razem napotykałam niewidzialną barierę.

W ciągu kolejnych kilku minut obok mnie było już dziesięć ciał. Zdawałam sobie sprawę, że one umierały przeze mnie. W momencie, gdy ostatnie martwe ciało opadło. Nie miałam już siły, upadłam na kolana. Zasłoniłam twarz w dłoniach. Cała się trzęsłam. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu była to Rebeka. Pomogłam mi wstać. Ponownie obrzuciłam wzrokiem cały pokój i zwłoki czarownic.

-Dasz radę iść- zapytała z troską w głosie blondwłosa wampirzyca.

Nie czułam się na siłach, mimo to postanowiłam spróbować.- Moje ciało było jednak zbyt słabe. Koło mnie pojawił się Kol zaproponował, że zaniesie mnie. Nim odtworzyłam usta już nie dotykałam ziemi, a sekundę później siedziałam na łóżku. Wiedziałam, że nie zasnę.- Ogromnie potrzebowałam teraz tej jednej osoby przy której wszystkie moje smutki znikały. Chciałam poczuć na swoim policzku jego rękę.- potrzebowałam tego, tak samo jak chwili ciszy bez tych wstrętnych wyrzutów sumienia.

Kol pov

Gdy tylko opuściłem pokój Natasha skierowałem się na dół. Klaus i Rebeka wynosili ciała martwych czarownic. Wiedziałem, że przodkowie nie będą zadowoleni. Pierwszy raz w życiu cieszyłem się, że jednak straciłem moc i jestem wampirem.

Ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Idealnym planem było ulotnienie się, co najmniej na kilka godzin z domu. W momencie, kiedy Elijah wróci będzie niezła rozróba. Sytuację, w których moje rodzeństwo robiło coś mimo zakazowi brata zdążały się rzadko, ale jeśli już nigdy nie kończyły się szczęśliwie. Wyszedłem do ogrodu tam usłyszałem tylko słowa mojej młodszej siostry skierowane do Niklausa.

-Klaus musimy do niego natychmiast zadzwonić, aby wracał do domu. Myślę, że w tej chwili jej może pomóc i zrozumieć tylko on. Zna ją przecież najlepiej.

Nie byłem świadkiem dalszego rozwoju wydarzeń, ponieważ odpaliłem auto i ruszyłem w stronę baru. Możecie to nazwać tchórzostwem, lecz moim zdaniem był to taktyczny i wcześniej przemyślany odwrót.

Natasha pov

Zupełnie straciłam poczucie czasu. Nie pamiętam dokładnie ile siedziałam w tej samej pozycji na łóżku. Czułam się zupełnie pusta. Byłam winna śmierci dziesięciu czarownic. Zginęły chcąc mi pomóc, lub przynajmniej odczynić zaklęcie. Zrozumiałam, z czym mam do czynienia. Z czarem, który jest nie do zdjęcia.

Im dłużej i mocniej będziemy próbować tym więcej osób, niewinnych osób będzie umierać. Przeze mnie. Tak bardzo nie kontaktowałam, że nawet nie usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Z mojego zamyślenia wyciągnęło mnie dopiero cichy trzask drzwi. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku.

Stał tam Elijah. Uśmiechnęłam się do niego blado. W moich oczach zaświeciły się łzy. Zauważyłam furię w jego oczach, złość, chęć mordu. Mimo to pokonałam chwilę strachu i energicznie wstałam z łóżka. Szybko pokonałam różnice między nami, po czym przytuliłam się do niego.

Wzięłam jego jedną dłoń i przyłożyłam sobie do policzka. Nareszcie, upragniona cisza i spokój opanowały moje ciało. Puściłam jego rękę i przylgnęłam do jego ciała jeszcze mocniej. On również mnie przytulił.

Jego ręce zjechały mi na biodra. Podniósł mnie. Byłam lekko zdziwiona, jednak powoli objęłam go w pasie. Schowałam twarz w jego ramieniu. Zaczęłam płakać. Cała drżałam. Powoli podszedł do łóżka i na nim usiadł. Cicho kołysał mnie w ramionach. Przez ten cały czas nie odezwał się do mnie ani słowem. Po prostu tam był.

Myślę że od strony osoby trzeciej nie znającej historii mojej ani Elijah ta sytuacja wydawałaby się bardzo niezrozumiała, a nawet bardzo dziwna. Lecz ja wtedy nie mogłabym na to nic poradzić.

Połączeni Przez Przeznaczenie. The Originals.✔️✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz