Rozdział 9

803 42 0
                                    

2\3 mini maratonu. Od razu przepraszam za wszystkie błędy. Miłego czytania

Poczułam że ktoś trzyma mnie w swoich ramionach. Bardzo dobrze wiedziałam kto to był. Miał on na sobie niezmiernie elegancki granatowy garnitur. Czułam jak moje ciało od razu rozluźnia się. Jednak nie mogłam myśleć długo o pokrzepiającym dotyku mężczyzny. Chciałam tylko się wydostać z tamtego snu. Łzy płynęły mi po policzkach. Zebrałam w sobie ostatek sił i powiedziałam do Elijah:

-Proszę weź mnie z stąd, błagam.

Ugięły się pode mną nogi, a głowa bezwładnie upadła na ramie wampira i straciłam przytomność.

Otworzyłam oczy słońce zza rolet oświecało moją twarz. Deski z mojego okna znikły. Uśmiechnęłam się do siebie. Od kilku dni nie widziałam słońca. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Elijah siedzącego na fotelu obok mojego łóżka. Jego twarz oświecały promyki światła. Starałam się jak najlepiej zapamiętać każdy element tego widoku. Miałam zamiar później przenieść to na papier.

Podniosłam głowę i podparłam się z tyłu rękoma. W mojej głowie nadal krążyły wspomnienia koszmaru ostatniej nocy. Westchnęłam. Jak dotąd starałam się o tym za dużo nie myśleć. Nie chciałam zepsuć sobie ślicznego dnia. Gdy chciałam wstać z pościeli zatrzymała mnie czyjaś dłoń. Z powodu niespodziewanego dotyku moje ciało przeszedł dreszcz i odsunęłam się lekko. Odwróciłam się w stronę fotela. Nie zobaczyłam tam nikogo. Chciałam powiedzieć coś do bruneta, lecz ten mnie uprzedził:

- Musisz natychmiast napić się wody. Twój organizm jest krytycznie odwodniony.

Po czym podał mi szklankę wody. Miał racje; nie pamiętałam kiedy ostatnio piłam cokolwiek. Więc nie sprzeciwiając się wzięłam naczynie. Gdy je opróżniłam odezwałam się do niego.

-Chciałam Ci podziękować za to że wyciągnąłeś mnie z stamtąd.

Pokazałam palem moją głowę. Miałam oczywiście na myśli sen który śnił mi się ostatniej nocy. Elijah tylko uśmiechnął się do mnie i zapytał na wpół z ciekawością, a na wpół z niepokojem w głosie.

-Co przedstawiał ten sen. Gdy wszedłem do twojej głowy nie widziałem nic oprócz ciebie. Wyglądałaś jakbyś przed czymś lub kimś uciekała.

Przez chwilę zastanawiałam się czy powiedzieć mu prawdę czy tez nie. Wybrałam coś pomiędzy.

-Nie mam pojęcia. Widziałam dużo martwych osób i to chyba od nich uciekałam. Zjawiłeś się w idealnym momencie myślałam że już tam zostanę. Właściwie skąd wiedziałeś że potrzebuje pomocy?

Gdy wypowiedziałam ostatnie zdanie jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie.

-Nie spałem ostatniej nocy. Wołałaś o pomoc, krzyczałaś. Gdy wszedłem do pokoju siedziałaś na łóżku, a z twojego nosa i oczu płynęła krew. Freya uważa że jest to kolejne posunięcie się tego przekleństwa. -powiedział wskazując na książkę.

Siedziałam wpatrując się w wampira dużymi oczami. Mój dobry humor z powodu pięknego dni zepsuł się już do reszty. Starłam się powstrzymać łzy cieknące mi z oczu. Nic nie powiedziałam. Opadłam tylko na łóżko i patrzyłam się w sufit. Dlaczego to mnie spotyka?- pytałam się siebie. Nie tak miałam zamiar umrzeć. Leżałam tak od kilku godzin. Brunet już dawno opuścił pokój. Ja w tym czasie tylko jeszcze bardziej zatracałam się w smutnych wspomnieniach i prognozach dotyczących przyszłości .

-NIE umrę w tym domu. Muszę wykorzystać to że miałam szanse ucieczki-powiedziałam do siebie w duchu.

Było już grubo po północy. Wiedziałam to ponieważ noc była bezchmurna i było idealnie widać półksiężyc. Ściągnęłam prześcieradło, poszewkę z kołdry i poduszek. Związałam je ze sobą. Jedne koniec przywiązałam do łóżka, a drugi spuściłam z okna. Ze sobą wzięłam tylko jedną bluzę. Nie miałam czasu brać niczego innego. Nie wiele myśląc usiadłam na krótkim parapecie. Po czym chwyciłam się przygotowanej wcześniej wątpliwej jakości liny. Zaczęłam powoli zsuwać się po niej. Starłam się nie narobić żadnego hałasu. Na chwilę nawet wstrzymałam oddech. Wiedziałam bowiem że jak tylko pierwotni dowiedzą się o mojej ucieczce szybko zareagują wiec nie miałam dużo czasu.

Gdy moja jedna noga dotknęła ziemi zaczęłam biec w stronę bramy. Stojąc na krawężniku podeszłam do pierwszego zobaczonego auta i wybiłam szybę. Biorąc pod uwagę moje dzieciństwo nie jest to chyba dziwne że udało mi się uruchomić auto. Ruszyłam z piskiem opon za mną słyszałam krzyk Klausa i widziałam smutna twarz Elijah. Nie zawróciłam jednak. Wiedziałam ze kości zostaną rzucone. Dopiero po kilku minutach zaczęło do mnie docierać co zrobiłam. Odruchowo docisnęłam pedał gazu. Nie miałam pojęcia gdzie jadę. Wtedy coś sobie przypomniałam. W jednym z przewodników o Nowym Orleanie pamiętałam wątek o niestrzeżonym Parku Narodowym. Nie wiedziałam czemu mój umysł poddał mi taki pomysł,ale postanowiłam zaryzykować i chodź raz posłuchać się własnego przeczucia.

Razem z Olą planowałyśmy tam pojechać. Gdy tylko zobaczyłam znak z logiem Parku natychmiast zaparkowałam tam auto. Wysiadłam z niego i pobiegłam w stronę rezerwatu. Zobaczyłam niewielki domek do sprzedawania biletów. Spojrzałam do środka przez małe okienko. W niedomkniętej szufladzie zobaczyłam pistolet. Podeszłam w stronę drzwi i energicznie pchnęłam je ramieniem. Wypadły z zawiasów. Wzięłam broń, znalazłam też latarkę która mogła się przydać w nocy. Nie wiedziałam kiedy rodzina Mikaelsonów wpadnie na mój trop. Wiedziałam że nie dam rady długo uciekać przed pierwotnymi wampirami. Dlatego chciałam zyskać jak najwięcej czasu. Ruszyłam w las szybkim krokiem. Miałam zamiar chować się tam przez co najmniej jeden dzień. Może jacyś zwiedzający będą na tyle życzliwi i pomogą mi wydostać się z tego miasta. Chciałam jak najszybciej skontaktować się z moją najlepszą przyjaciółką by ją ostrzec.

Z każdą minutą byłam coraz bardziej zmęczona. Nie poddawałam się jednak. Poczułam że z nosa zaczęła płynąć mi krew.

- Piekielna klątwa -pomyślałam, przeklinając w duchu los.

W dali usłyszałam wilki. Coraz bardziej żałowałam wybranego miejsca na kryjówkę. Usiadłam na ściętym drzewie i ubrałam bluzę wziętą z domu pierwotnych. Siedziałam tam póki mój oddech nie uspokoił się. Podniosłam się w ruszyłam w dalszą drogę. Nie udało mi się jednak zajść daleko. Poczułam nagle że coś wbija mi się w ramię. Upadłam na kolana niż zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Była to mała strzykawka. Z grymasem na twarzy chwyciłam ją i wyrwałam. Zmarszczyłam brwi. Bolało jak cholera. Przetarłam ranę z której zaczęła płynąc krew. Chciałam się podnieść, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Zakręciło mi się w głowie, przeklinałam w duszy mojego własnego pecha. Starłam się utrzymać świadomość. Jednak moje powieki były zbyt ciężkie. Zamknęłam oczy pozwalając moim myślom odpłynąć daleko.

Połączeni Przez Przeznaczenie. The Originals.✔️✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz