Rozdział 24

520 32 5
                                    


Od razu przepraszam za zrobienie z Klausa jeszcze większego psychopaty całą winę mogę z czystym (no prawie) sumieniem zrzucić na panie AmelkaKwiatkowsk i kaciamietek za poddanie mi takiego pomysłu który naturalnie musiałam wykorzystać. Wybaczcie mi proszę i mam nadzieję że Wam się spodoba chodź trochę. Trzymajcie się ,a my widzimy się za niedługo....

Któryś raz z rzędu dusiłam się ze śmiechu. Elijah opowiadał mi o śmiesznych historiach jego rodzeństwa.

-Nie zawsze mieliśmy tylu wrogów, czasami było dobrze byliśmy nierozłączni.- zakończył swoją opowieść

Podniosłam się z tylnych siedzeń, ponieważ chciałam przejść na te przednie. Po dłuższej chwili udało mi się bezpiecznie tam znaleźć.

- Proszę- pierwotny podał mi siatkę ze słodyczami.

Uśmiechnęłam się i przyjęłam prezent. Od razu otworzyłam pierwsze opakowanie cukierków, były przepyszne.

-Chcesz- wyciągnęłam przed twarz mężczyzny żelki.

On na to pokręcił potakująco głową biorąc garść wsypując sobie ją do ust.

Podczas trasy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nagle wpadłam na bardzo głupi pomyśl. Odpięłam pas bezpieczeństwa. Szybkim ruchem wstałam i usiadłam na kolanach pierwotnego. Objęłam go nogami w pasie. Nasze twarze prawie się stykały.

-Wiesz, że to ja tu jestem tym nieśmiertelnym- starł się brzmieć poważnie, ale ja widziałam w jego oczach zadowolenie. 

Mimo to miał rację, więc aby dać mu lepsze pole widzenia przytuliłam się do niego opierając głowę na jego klatce piersiowej, jednak po chwili podniosłam się, aby jak najnamiętniej pocałować Elijah.

-Naprawdę chcesz zginąć- w jego głosie słyszałam śmiech.

Ja też roześmiałam się ponownie łącząc nasze wargi.

-W taki sposób droga wydaje się być ciekawsze- z każdym słowem składałam na jego ustach nowy pocałunek.

Cała trasa wpierw wydawała się bardzo długa, ale minęła w mgnieniu oka, mimo iż robiliśmy przerwy na jedzenia i chwilowy odpoczynek. Nim się obejrzałam już przejeżdżaliśmy tabliczkę zapraszająca do Luizjany wyznaczającą jej granicę.

Ale przecież nie bez powodu mówi się, że w doborowym towarzystwie czas szybciej leci.

Gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe domu Mikaelsonów koniecznie musiałam rozprostować nogi, dlatego wyskoczyłam z samochodu prawie natychmiast. Jednak widząc Freye stojącą i czekającą na nas zmieniłam plany i szybko do niej podbiegłam przytulając ją mocno.

-Ciebie też miło widzieć- powiedziała, gdy ją puściłam.- Nie masz pojęcia jak się stęskniłam- jej słowa sprawiły mi nie mała przyjemność.

Razem weszłyśmy do środka, gdzie w salonie siedziała reszta rodzeństwa pierwotnych.

Usiadłam obok Kola i Rebeki. Opowiadałam im o tym co spotkało nas w Kanadzie, a oni natomiast mówili co robili w tym czasie w Nowym Orleanie. Podsumowując spędzaliśmy czas jakbyśmy byli co najmniej normalnymi ludźmi.

Elijah pov

Od razu, gdy wysiadłem z samochodu wiedziałem, że cos jest na rzeczy. Moja starsza siostra miała niepokojąco poważną minę.

- Co się dzieję- zapytałem od razu

- Nie tu- powiedziała i spojrzała na Natashe, co mnie niestety nie uspokoiło.

Połączeni Przez Przeznaczenie. The Originals.✔️✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz