Nie mam pojęcia ile byłam nieprzytomna ale obudził mnie dźwięk rozmów i głos silników. Leżałam bojąc się ruszyć. Widziałam że leżę w jakimś mały pomieszczeniu a nade mną znajduję się wybita przed chwilą szyba która kiedyś stanowiła chyba dach. Światło latarki przeskakiwało po kolejnych miejscach na szczęście nie dosięgając mnie.
- Jesteś pewien że spadła. Może to tylko było jakieś ubranie ? -powiedział pierwszy głos a ja wiedziałam że nie mogą mnie znaleźć. Wiedziałam że na pewno to nie są moi przyjaciele.
- Myślę że już i tak nie żyje a jeśli żyje to poparzeńcy ją wykończą - Kto mnie wykończy? Poparzeńcy? Nic nie rozumiem
- Dobra wracamy. Powiemy że nie żyje i nie dało się odzyskać jej ciała. Dyrektor zrozumie - ich głosy powoli cichły. Odeszli. Leżałam jeszcze z pół godziny w bezruchu po czym wstałam delikatnie
-Ała - syknęłam dotykając drobnych ran doznanych przez rozbite szkło. Szybko śrwadziłam czy nie mam większych obrażeń po czym rozejrzałam się dokładnie po miejscu w którym jestem. Byłam w małym pomieszczeniu pełnym mioteł, pudeł i płynów. Musiała wpaść do jakiegoś schowka czy czegoś w tym rodzaju. Delikatnie macałam przedmioty szukając jakiejś broni. Niestety niczego takiego nie znalazłam. Natrafiłam jednak ręką na białe pudełko które okazało się apteczką.
"Chociaż tyle dobrego" pomyślałam otwierając apteczkę. Znalazłam jakiś płyn do odkażania dużo po terminie dlatego z rezygnowałam z użycia jego i zostało mi tylko zadowolenie się plastrami i bandażami. Szybko opatrzyłam swoje zadrapania. W apteczce był jeszcze patyczek który po przełamaniu zaczął delikatnie świecić. Po dłuższym szperaniu znalazłam jeszcze trzy takie patyczki. Już przy pomocy delikatnego światła przeszukałam kartony i powyciągałam wyglądające potrzebnie przedmioty. Nagle usłyszałam nieludzki krzyk i zamarłam. Coś albo ktoś krzyczał i wył agonalnie. Do tego czegoś przyłączyły się inne, również przerażające odgłosy. Chwyciłam mały nożyk do papieru który znalazłam i skuliłam się w najciemniejszym koncie. Modliłam się w duchu żeby mnie nie wyczuli i nie znaleźli bo cokolwiek to było nie brzmiało przyjacielsko. Odgłosy, krzyki ciągnęły się całą noc gdy pierwsze promienie słońca zaczęły być widoczne momentalnie ucichły. Nie spałam całą noc ale to nie snu mi brakowało. Byłam strasznie głodna i spragniona. Stwierdziłam że muszę wyjść i czegoś poszukać.
''Lepiej zginąć walcząc, niż z głodu tutaj" Delikatnie otworzyłam drzwi które porządnie w nocy zabezpieczyłam żeby nikt tam nie wszedł. Wychyliłam głowę ale niczego niepokojącego nie zauważyłam. Wyszłam. Stałam na jednym z pięter jakiegoś domu handlowego. Całe piętro było bardzo mocno oświetlone i nie widziałam żywego ducha. Powoli zaczęłam chodzić miedzy sklepami zbierając potrzebne rzeczy. Znalazłam bardzo dużo ubrań, koców które szybko wzięłam i schowałam do swojego schronu. Spojrzałam na sufit który kiedyś był cały w szkle a teraz zostało tam zaledwie kilka marnych odłamków. Sprawdziłam czy otwór przez który wpadłam umożliwi komuś wejście do mnie przez górę ale raczej to nie było możliwe chyba że ktoś by tam wpadł tak jak ja. Trochę spokojniejsza ruszyłam dalej szukać. Cały dzień spędziłam na szukania ale nigdzie nie znalazłam wody a słońce tylko zwiększało temperaturę i moją chęć napicia się. Miałam kilka puszek jakiejś konserwy, jakieś wafle trochę czegoś w słoikach i jak mi się zdawało mały batonik. Ponieważ słońce zaczęło powoli zachodzić mimo wszystko zakryłam dach kawałkiem jakiejś blach, zabarykadowałam drzwi i usiadłam na prowizorycznym posłaniu. Materiały strasznie śmierdziały ale zaczęłam się już przyzwyczajać. Zapaliłam świeczkę i powoli zabrałam się za jedzenie cały czas nasłuchując. Modliłam się wewnętrznie żeby żadne z tych przeterminowanych produktów nie wywołało żadnej choroby. Ponieważ znalazłam zegarek i liczyłam że jednak działa dobrze to mogłam określić o której dokładnie jak myślę te istoty wychodzą.
Godzinę po zachodzie słońca wyszli a ja opatuliłam się mocno starym kocem i starałam się zasnąć. " Ciekawe co u moich przyjaciół. Mam nadzieje że żyją " z tą myślą mimo przerażających krzyków zasnęłam.
pov. Janson
- Jak to jest możliwe że ona wypadła i nie żyje? - spytałem zezłoszczony dwóch żołnierzy
- Dyrektorze nie wiemy ale wpadła do galerii a Pan już sam wie co tam żyje - powiedział nieśmiało jedne
- Cholera ! Skąd wiedzieli że muszą od nas uciec. Przecież mieli wszystko, WSZYSTKO! - niewytrzymałe - Zero kamer, prywatność, jedzenie, lekarzy. JAK ? JA SIĘ PYTAM JAK ?
- Myślę że ...- powiedział jeden - Myślę że ktoś nie zamkną pokoju obserwacyjnego i zobaczyli wszystkie kamery w labiryncie. A później skorzystali z okazji i uciekli.
- CHOLERA ! Straciliśmy zbyt dużo osób. Koniec zabawy. Wszędzie mają być kamery a dostęp do drzwi dostaną tylko co niektórzy. A teraz wynocha macie czas aż grupa A nie przyleci. WYNOCHA! - Żołnierze wyszli po cichu a ja załamałem ręce i zabrałem się za napisania wiadomości Kanclerz
Droga Avo Paige
Z przykrością informuję że zostaliśmy napadnięci w nocy przez Prawe Ramię. Straciliśmy wszystkie obiekty z grupy C i znaczną część grupy B. Pozostałymi zajmiemy się tak by dali jak największe owoce naszej ciężkiej i wieloletniej pracy.
Z przykrością informuje że Pni córka zginęła w czasie walki wypadając z lecącego górolotu.
Szczere kondolencje.
Pozdrawiam dr. Janson

CZYTASZ
Po labiryncie [TMR]
FanfictionGrupa streferów z labiryntu A zostaje przewieziona do ośrodka który według zapewnień dyrektora Jansona nie jest siedzibą DRESZCZu. Thomas i jego przyjaciele nie ufają do końca w bezpieczeństwo jakie zapewnia im dyrektor. Postanawiają uciec lecz nie...