15 ─ Narkotyki

667 61 234
                                    

── Dokąd ty jedziesz? ── spytałem niepewnie, już żałując, że wsiadłem do auta. Myślałem, że porozmawiamy, stojąc pod domem.

── Masz się za jakiegoś pieprzonego pana, a jesteś egoistycznym gówniarzem. ── Wyjechał na prostą drogę, ignorując moje słowa. ── Pomogłeś mi raz i teraz uważasz się za dobrego człowieka? ── prychnął, patrząc pusto przed siebie.

Zaczynałem już naprawdę obawiać się o swoje życie, jadąc z nim autem. Można było powiedzieć, że jak był wkurwiony, to był nieprzewidywalny.

── I co, już nic nie powiesz? ── prychnął, przyspieszając do setki ── Może i na papierkach jesteś dorosły, ale mentalnie jesteś niedojrzałym dzieciakiem.

── Chciałeś mnie wykorzystać, nie zaprzeczysz ── podniosłem głos.

── Mówi to ten, który upił mnie w swoim domu i upozorował, jakbyśmy coś ze sobą robili. Niby taki wielki prawnik, a bez żadnej moralności. ── Pokręcił głową, uśmiechając się oraz dalej naciskając pedał gazu.

Jego uśmiech był sztuczny, może trochę pusty, poirytowany i taki... bolesny.

── A ty co, niby masz jakąś moralność? ── prychnąłem.

── Może i nie, ale ja przynajmniej nie udaję, że ją mam ── oświadczył. ── Pożałujesz za swoje, Kruszel. Może kiedyś zauważysz, że nie wystarczy zrobić jednej rzeczy dobrze, żeby potem do końca życia już nie być uznawany za chuja.

Niby miał rację, ale nie do końca.

── Powiesz coś, czy będziesz tak milczał? ── znowu się odezwał, tym razem, pierwszy raz, kierując swój wzrok na mnie ── Zapnij pasy. Jedno spowodowanie śmierci mi już wystarczy.

── A może właśnie do tego dążysz? ── prychnąłem ── Dawaj, Łukasz, przyspiesz jeszcze bardziej i wjedź w jakieś drzewo. Albo może porwij mnie i zastrzel, bo z tego co wiem, masz umiłowanie do broni.

Rozejrzałem się wokół i odwróciłem, zerkając na tylne siedzenia.

── Gdzie trzymasz pistolet, którym postanowisz mnie zabić? A wiesz co? Mam tyle dowodów na ciebie, że...

── Masz mnie za takiego głupiego? ── zaśmiał się ── Ja też mam i to nie mało. Uwierz mi, że jak będziesz próbował wpakować mnie do więzienia, to pójdziesz razem ze mną.

Jego pewność siebie była bardzo irytująca, miałem dosyć tego, jak się zachowywał, ale nie mogłem z tym nic zrobić.

── Może i nakłamałem w sądzie, ale kto to wszystko wymyślił? Nie pogrążaj się ── prychnął.

── Nic nie jest takie, jak ci się wydaje. ── stwierdziłem, sam wiedząc, że Łukasz miał rację. Słono bym zapłacił, gdyby sprawa wyszła na światło dzienne.

── Jak to nie? Czy ty w ogóle znasz się na tym prawie, czy może dałeś dupy wykładowcy i obciągałeś dziekanowi, dzięki czemu przepuścili cię przez te studia?

── Pilnuj siebie, Łukasz ── prychnąłem, a w tamtym momencie mój telefon zadzwonił.

Wyjąłem go z kieszeni, a na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej narzeczonej.

── Jeśli odbierzesz, to możesz pożegnać się z tym telefonem ── zagroził, brzmiąc jak typowy rodzic, którego dziecko za dużo czasu poświęca na elektronikę.

Pokręciłem głową jedynie i lekceważąc jego słowa, nacisnąłem zieloną słuchawkę. Nie minęła jednak długa chwila, jak szatyn wyrwał mój telefon i wyrzucił go przez okno.

✔ 𝐅𝐄𝐉𝐌𝐔 𝐍𝐀𝐒𝐙𝐄𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐍𝐀【𝐊𝐗𝐊】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz