21 ─ Tabletki, kapsułki • [KONIEC]

929 60 213
                                    

Łukasz pov

── Nie proszę cię o wiele ── szepnąłem łagodnie do słuchawki. ── Skończyło mi się, a potrzebuję brać. Wiesz, że w sprawie zapłaty się dogadamy. Robiliśmy to już w różny sposób ── odpowiedziałem i zmrużyłem lekko oczy, gdy usłyszałem chrząknięcie Marka i zorientowałem się, że nie dobiega ono z sypialni.

── Pojebało cię do reszty? ── warknął poirytowany, wchodząc do kuchni, w której się znajdowałem. ── Rozłącz się ── powiedział, stając naprzeciwko mnie.

Wyglądał na poirytowanego, zażenowanego i zawiedzionego tym, co usłyszał, jednak mnie to nie ruszyło, bo nikt nie powinien wtrącać się w moje życie. Jestem dorosły i robię to, co uważam za najbardziej na ten moment odpowiednie.

── Później porozmawiamy ── mruknąłem do słuchawki i rozłączyłem się, po czym zacisnąłem szczękę i spojrzałem na Kruszela. ── Zadowolony? ── prychnąłem, unosząc brew. Schowałem telefon do kieszeni i wyszedłem z kuchni, kierując się do łazienki.

── Nie Łukasz, nie będziesz ćpał w moim domu. Zachowujesz się, jakbyś cały czas próbował zniszczyć mi pracę, albo najlepiej całe życie ── warknął, a ja zaśmiałem się na jego słowa. Myślałem, że będzie próbował namówić mnie na to, żebym przestał, jednak on ułatwił mi problem, zwracając uwagę tylko na to, żeby nie miał problemów.

Przewróciłem oczami i poprawiłem swoje włosy, po czym skierowałem się do sypialni i wyjąłem ubrania z walizki. Przebrałem się i narzuciłem kurtkę.

── Wrócę wieczorem, a ty idź do pracy, panie prawniku ── powiedziałem kpiąco i wyszedłem z domu. To, gdzie szedłem, było więcej niż oczywiste. Skoro przez telefon się nie udało, to musiałem na żywo w jakiś sposób przekonać Bartka, żeby dał mi towar.

Nie było to zbyt łatwe, bo chłopak gdy dowiedział się, że mam kłopoty z prawem i trzymam z prawnikiem, starał się ode mnie odsunąć i trzymać z dala.

Nie chciał problemów, a ja pakowałem w nie każdego, kogo zdążyłem spotkać na swojej drodze.

Wiedziałem gdzie mieszka, choć chyba nie powinienem. Zazwyczaj klienci nie wiedzą, gdzie mieszkają ich dillerzy. Nikomu nie ufają na tyle, żeby wiedzieli o nich zbyt wiele.

Bo niektórym ludziom się nie ufa, mi też nie powinno, bo miałem nie mieszać życia prywatnego z tym... narkotykowym. A jednak właśnie z samego rana idę do jego domu, bo potrzebuję brać.

Często osoby sprzedające nielegalne substancje, prowadzą dwa życia. Za dnia słońce, za zmierzchu księżyc... On dał mi się poznać z obydwu stron, czyli zależało mu nie tylko na zarobku...

A ja to wykorzystywałem, bo w końcu był dla mnie łatwiejszy, tańszy towar, łatwiejsza dostępność... No kto by nie skorzystał?

Zapukałem do drzwi, ale po kilku minutach braku reakcji z drugiej strony, zadzwoniłem też dzwonkiem. Po chwili usłyszałem dźwięk kroków zbliżających się w moja stronę.

── Bartek? ── odezwałem się, gdy uchylił drzwi o zaledwie kilka centymetrów ── Otwórz mi.

── Po co ty tu przyszedłeś? ── spytał półszeptem, a moim oczom ukazała się jego zmarnowana twarz i zupełnie ciemne wnętrze domu. ── Jeśli chcesz to o czym myślę, to wypierdalaj ── dodał i chciał zamknąć mieszkanie, ale zatrzymałem go, stawiając nogę między framugą a drzwiami.

── Bartek, Bartek, Bartuś... ── westchnąłem cicho, a jednak żałośnie. Nie lubiłem, nie cierpiałem się o coś kogoś prosić, a jednak było to w tym momencie jedynym, co mogłem zrobić. Poprosić go o to, żeby dał mi jebane zbawienie... ── Wpuścisz mnie?

✔ 𝐅𝐄𝐉𝐌𝐔 𝐍𝐀𝐒𝐙𝐄𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐍𝐀【𝐊𝐗𝐊】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz