13 ─ Kochanie

645 69 276
                                    

── Proszę zaczekać, mecenasie Kruszel. ── Zatrzymał mnie głos Łukasza, gdy szedłem do swojego auta. ── Czemu przede mną uciekasz?

── W czym problem? ── zatrzymałem się i spojrzałem na szatyna, mrużąc delikatnie oczy.

── Chciałem podziękować i dowiedzieć się, ile jestem ci winien. ── westchnął, opierając się o mój samochód.

── Jest jedna rzecz, jaką od ciebie chcę, panie Wawrzyniak. ── Uśmiechnąłem się sztucznie. ── Żebyś spierdalał i nigdy więcej nie wpierdalał się do mojego życia. Zniknij, zanim ponownie je zniszczysz. Nasze charaktery do siebie nie pasują, z tego nie wyjdzie nic dobrego.

Zmarszczył brwi, a ja, nie zważając na jego kolejne słowa, wsiadłem do auta, po czym zamknąłem i zablokowałem drzwi. Chłopak szarpnął za klamkę i zapukał w moją szybę.

Wawrzyniak zawsze był uparty, więc nawet mnie to nie dziwiło.

── No czego chcesz? ── powiedziałem po odsunięciu szyby ── Miałem ci pomóc, zrobiłem to. Teraz mnie zostaw.

── Czemu nagle się tak zmieniłeś? Marek, wcześniej normalnie się zachowywałeś. ── Patrzył na mnie jak dziecko, które nie dość że nie otrzymało obiecanej zabawki, to jeszcze nie rozumiało, dlaczego jej nie dostało.

── Miałem doprowadzić do uniewinnienia, udało mi się. Teraz mnie zostaw. ── warknąłem i włożyłem kluczyk do stacyjki.

Nie chciałem z nim dłużej rozmawiać, chciałem aby odpuścił i sobie poszedł. Ale on chyba nie miał tego w planach, szarpiąc za moją klamkę.

── Proszę cię, porozmawiajmy jeszcze, nie chcę żeby to się tak skończyło. Los dał nam drugą szansę, daj nam ją wykorzystać i nie baw się w jakieś głupie szopki.

Prychnąłem, kręcąc głową i odpaliłem silnik, chcąc już jak najszybciej stąd odjechać i już w życiu nie zobaczyć tego fałszywego egoisty.

── Nie, Wawrzyniak. Ty celowo przyszedłeś do mojej kancelarii i nie pierdol mi o jakimś przeznaczeniu. Poza tym masz mnie za takiego debila? Myślisz, że nie słyszałem twojej rozmowy? Mam zacytować? Proszę bardzo: Kruszel mnie uniewinni i wyjadę z dziewczyną do Warszawy. Weź się pierdol, Łukasz. ── syknąłem, patrząc z żalem w jego oczy.

── Kurwa, Marek. Ale to nie tak, rozumiesz? Ja chcę z tobą porozmawiać. ── powiedział szybko, a jego oczy zdążyły już pociemnieć.

── Miałeś szansę i spierdoliłeś, dziękuję ── oświadczyłem krótko.

── Pros... ── zaczął, ale nie pozwoliłem mu tego dokończyć.

Zasunąłem szybę i odjechałem, pozostawiając go na parkingu. Miałem go już totalnie w dupie. Wszystko wyszło idealnie. Pomogłem mu, nakręciłem go na siebie i dałem nadzieję, po czym go zostawiłem.

Sam też zdążyłem się już trochę przyzwyczaić do jego towarzystwa i będzie mi go trochę brakowało, ale pewnych rzeczy nie da się uniknąć. Musiałem odejść, za nim za bardzo się przywiążę. To jego miało boleć tym razem, nie mnie.

Wróciłem w końcu do domu i zdjąłem z siebie ubranie wierzchnie i buty. Karolina miała dzisiaj przyjechać, co zapowiedziała mi dziś rano, ale ledwo co ją słuchałem, więc postanowiłem, że do niej zadzwonię. Byłem bardzo zmęczony, więc poszedłem najpierw do kuchni i zaparzyłem sobie kawę.

Sączyłem właśnie kawę siedząc na blacie, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk przekręcenia kluczami w zamku.

── Hej, Maruś! ── Usłyszałem głos brunetki zostawiającej swoją walizkę w przedpokoju i zmierzającej do kuchni.

✔ 𝐅𝐄𝐉𝐌𝐔 𝐍𝐀𝐒𝐙𝐄𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐍𝐀【𝐊𝐗𝐊】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz