2 ─ Warzywniak?

796 77 172
                                    

Marek pov, rok 2028

── Już pani mówiłem, że więcej spraw w tym tygodniu nie udźwignę. ── Przewróciłem oczami, zirytowany ciągłym naleganiem mojej asystentki i kierowałem się do wyjścia.

── Ale ten klient tak strasznie zabiega o to, żeby to właśnie pan się zajął jego sprawą... ── westchnęła ── Mówi, że pieniądz nie jest ważny i zapłaci tyle ile trzeba, byleby pan się tego podjął. Nasza kancelaria nie może stracić takiego klienta.

── Niech go pani wpuści. ── Poddałem się.

Wróciłem do biurka i zacząłem z powrotem rozkładać na nim swoje rzeczy. Chciałem wrócić dziś do domu normalnie, tak jak obiecałem mojej narzeczonej, ale oczywiście zawsze muszą być kolejni klienci. Niby dobrze, że mam chętnych do moich usług prawniczych, bo praca równa się pieniądzom, ale czasem miło byłoby wrócić do domu o całkiem przyzwoitej godzinie.

── Dzień dobry, panie Kruszel. ── usłyszałem głos mężczyzny, którego rozpoznałbym wszędzie, nawet po tych kilku latach.

Uniosłem głowę znad papierów, które układałem we względny porządek na moim biurku i spojrzałem w oczy chłopaka, dla którego niegdyś gotów byłem poświęcić całe swoje życie.

Chłopaka, któremu oddałem serce i marzenia, wszystko co miałem. A on to zabrał i nigdy nie oddał. Nawet po latach studiów prawniczych nie jestem w stanie znaleźć paragrafu na złamanie serca.

── Dzień dobry. ── udawałem niewzruszonego i niezaskoczonego jego obecnością.

Grunt to profesjonalizm, prawda? Właśnie to muszę zachować, jeśli chcę dojść do czegoś w życiu. A żeby dotrzeć do jakiegoś sukcesu potrzebuję wykształcenia i dobrej pracy. Zawsze mnie tego uczono. A tego człowieka, który właśnie siada naprzeciwko mnie nie nauczono nawet tego, że ludzi się nie rani. Ot co, panie Wawrzyniak. 

── Czy był pan kiedyś wcześniej zarejestrowany w naszej kancelarii? ── Wyjąłem z teczki plik dokumentów i wziąłem do ręki długopis, na co on przewrócił oczami. ── Rozumiem to jako odpowiedź przeczącą. Jak się pan nazywa? ── spytałem, mimo że bardzo dobrze znałem odpowiedź na to pytanie.

── Nie udawaj, że nie wiesz. ── Ponownie przewrócił oczami.

── Nie wiem o czym pan mówi. ── stwierdziłem i odgarnąłem włosy z twarzy ── Skoro nie był pan zarejestrowany, to imię i nazwisko poproszę.

Oczywiste, że to wiedziałem. Ale przyszedł do mojej pracy, prawda? Na moje warunki. A skoro mam więc wykonywać pracę, to zamierzam zrobić to rzetelnie i podejść do tego profesjonalnie. W przeciwieństwie do niego.

── Łukasz Wawrzyniak. ── mruknął pod nosem tak, że gdybym go nie znał to bym nie zrozumiał co on tam mruczy i ponownie przewrócił oczami.

── Warzywniak, tak? ── Spojrzałem mu niewinnie w oczy, jakbym chciał się upewnić. 

Wcale nie robię tego po to, żeby zrobić mu na złość. Ani trochę.

── Wawrzywniak. ── warknął, zaznaczając literę "w" i napinając mięśnie żuchwy.

── Oh, w porządku. ── odpowiedziałem, uśmiechając się. ── Pański adres? ── spytałem, ponownie wbijając wzrok w jego niebieskie tęczówki, które zdążyły już pociemnieć ze złości.

── Nie pamiętasz adresu domu, w którym mieszkałeś przez dobre kilka lat? ── Uniósł brew. 

── Zważywszy na pańskie zachowanie, mogę odmówić spotkania i zadzwonić po ochronę, więc radzę panu przestrzegać regulaminu kancelarii.

✔ 𝐅𝐄𝐉𝐌𝐔 𝐍𝐀𝐒𝐙𝐄𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐍𝐀【𝐊𝐗𝐊】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz