11 ─ Morderca

592 57 129
                                    

Nie powiem, obudzenie się w samych bokserkach w objęciach tego tandetnego playboya było z jednej strony dziwne, a z drugiej przyjemne. On sam jeszcze spał, prawdopodobnie niczego nieświadomy.

Udawałem, że dalej śpię, ale nie musiało to trwać jakoś długo, bo już po chwili chłopak się przebudził i syknął, najprawdopodobniej z bólu głowy. Czyżby kac, panie Wawrzyniak?

── Kurwa... ── wymruczał, chyba jeszcze nie orientując się, w jakiej sytuacji się znajduje.

Przywitanie na medal.

── Ma-Marek? ── wymamrotał, marszcząc brwi. Nie kurwa, hologram.

Otworzyłem oczy, z pozoru leniwie, aby chociaż udawać, że też mam kaca. Zerknąłem na niego i podniosłem się lekko, podpierając na łokciach.

── Co tu się... ── zacząłem, udając zaskoczonego ── Czemu ja nie mam ubrań? Czy my... O boże. ── udawałem spanikowanego.

── Nic nie pamiętam. ── mruknął, jakby na wytłumaczenie ── Zresztą, nawet jeśli do czegoś doszło to musieliśmy obydwoje tego chcieć.

Na twarz szatyna wkradł się głupi uśmiech, na co pokręciłem głową z dezaprobatą, ale też delikatnie uniosłem kąciki ust do góry. Jego idiotyczne gadki jednak czasem mnie bawiły, mimo że brzmiały niedorzecznie i były żałosne.

── Łukasz, masz narzeczoną, pamiętasz jeszcze? ── zaśmiałem się.

── Tak, pamiętam, ale niczego nie żałuję, Mareczku. Spędzenie czasu razem było mi potrzebne. ── odparł z widocznym zadowoleniem na twarzy. Oby ten uśmiech jak najszybciej zniknął z jego twarzy. Ugh.

── A czy ja mówię, że żałuję? ── spytałem z wymuszonym uśmiechem i zbliżyłem nasze twarze do siebie ── Podobno czyny pijanego to marzenia trzeźwego, nie? ── Puściłem mu oczko.

── Nie wiem, czy ktokolwiek tak mówi, ale odpowiada mi takie myślenie. ── wymruczał rozbawiony, zerkając na moje usta.

Nie myślałem zbyt wiele w momencie, w którym wpiłem się w malinowe usta chłopaka. Sam nie wiem co mną wtedy kierowało, ale na pewno nie rozum... No cóż, pozostaje mi teraz tłumaczyć się moim planem zemsty.

Chłopak zmienił pozycję, zawisając nade mną i składając kolejne pocałunki na moich ustach, które chętnie oddawałem. Nie wiem co ze mną robił, ale chciałem tego, tak, chciałem. Pragnąłem go.

Usiadł na moich biodrach i pogładził dłonią mój policzek, który rozpalił się, przez te pocałunki. Przełożył dłonie na moje biodra i przesunął nimi po mojej talii, po czym nachylił się nad moim uchem.

── Chyba pora wrócić do pracy, Mareczku. ── wyszeptał ── Jutro rozprawa, musimy być gotowi.

Chwila, za kogo on się ma, żeby mówić mi co mam kiedy robić? Gdyby on jeszcze dawał jakikolwiek wkład własny w tę sprawę, a nie czekał, aż podam mu wszystko gotowe na tacy, to bym go zrozumiał.

── Mhm, jesteśmy gotowi. ── odparłem i podniosłem się do siadu ── Przynajmniej ja.

── Ja nie wiem, boję się, że nie wyjdzie. ── westchnął.

── Akurat ty jesteś osobą, która najmniej ma się czego bać. ── prychnąłem i wstałem, spychając go z siebie.

── Co masz na myśli?

Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jakby z oburzeniem? Tak, chyba tak można było nazwać to, co malowało się na jego twarzy.

── To, że gdybym ci nie pomagał, to skończyłbyś w więzieniu, a skoro pomagam, to nawet jeśli się nie uda, nie masz nic do stracenia. I tak skończyłbyś za kratkami.

── Nie pocieszasz, Kruszel. ── warknął poirytowany.

── Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? ── syknąłem, patrząc na niego wściekły ── Przesadzasz! Cały czas zrzucasz na mnie pieprzone problemy.

── Mareczku... ── westchnął, jakby próbując mnie uspokoić, ale sam zacisnął zęby, uwydatniając przy tym kości żuchwy, a samo to już wskazywało na fakt, ze jest wściekły ── Uwierz mi, po prostu potrzebuję, żebyś wierzył w naszą wygraną i dał z siebie wszystko, rozumiemy się? ── Przybrał na twarz fałszywy uśmiech.

── Jesteś debilem, nie rozmawiam z tobą. ── fuknąłem i zerknąłem na jego portfel, przypominając sobie o zdarzeniach zeszłej nocy ── Od kiedy ćpasz? ── wypaliłem.

── Że co proszę? ── prychnął, unosząc brwi do góry.

Przybrał minę oburzonego, ale doskonale wiedziałem, że udawaną. Chciał zbić mnie z tropu, abym uwierzył mu, że jest czysty.

Jednak ja dobrze wiedziałem, że Łukasz Wawrzyniak gustuje w nielegalnych substancjach i nawet jakby przysięgał mi na swoje życie, że nie bierze, to mu nie uwierzę.

── To, że jesteś ćpunem. ── oświadczyłem melancholijnie.

── Jeszcze jedno słow... ── zaczął mi grozić, wstając z kanapy.

── Pierdolony narkoman, morderca, kłamca i zboczeniec. ── wysyczałem prosto w jego twarz.

── Pozwalasz sobie na zbyt wiele, Marku. ── warknął, łapiąc moje nadgarstki.

W tamtym momencie pożałowałem swoich słów i nieco się wystraszyłem, gdy przyszpilił moje ciało do ściany. Zjebałem swój plan, miałem go uwieść, a nie wkurwić.

── Puść mnie. ── mruknąłem ── Nie dotykaj mnie.

── Wcześniej nie miałeś z tym problemu, a teraz nagle księżniczka zmieniła zdanie? ── prychnął ── A może po prostu nadal jesteś łatwy?

── Zawijaj swoje rzeczy i spierdalaj, Wawrzyniak. Jeszcze jedno, jebane słowo na mój temat i pożałujesz.

── Tak? Jak niby pożałuję? ── zaśmiał się i spojrzał mi w oczy z chamskim uśmiechem na twarzy ── I tak nic mi nie zrobisz, Marek. Chciałem po przyjacielsku, ale zacząłeś być nieprzyjemny.

── Mam ci przypomnieć, kto w tym momencie ma dowody na twoją winę i jest jedyną osobą, która może wyciągnąć cię z tego bagna? ── popatrzyłem mu w oczy z pogardą.

Brzydziłem się tym człowiekiem. Myślał, że owinie wszystkich wokół palca i ujdzie mu to na sucho. Jeszcze zobaczymy.

Chyba się poddał, bo jakby przejrzał na oczy i puścił moje nadgarstki, uspokajając się trochę. Zaczął zbierać swoje rzeczy i kierować się do wyjścia, więc poszedłem za nim.

Wyszedł z domu i obrócił się w moją stronę, podczas gdy stałem w progu. Chciał coś powiedzieć, ale go wyprzedziłem.

── Jak będziesz już wracał, to radzę ci kupić jakiś dobrze kryjący korektor, bo narzeczona się zdenerwuje. ── Puściłem mu oczko i zamknąłem drzwi przed nosem.

No i kto mi powie, że malinka to kiepska zemsta?

Zadowolony odszedłem od drzwi i pokierowałem się do salonu, żeby trochę tu ogarnąć. W końcu syf był niemiłosierny, a w dodatku śmierdziało tu alkoholem. Otworzyłem wszystkie okna i zacząłem wyrzucać śmieci.

Miałem już dosyć dzisiejszego dnia i tych durnych planów na zemstę. W tym momencie najchętniej wycofałbym się z rozprawy, ale chyba nie miałem odwagi.

Wawrzyniak nawet zza krat nie dałby mi spokojnie żyć.

Cóż, trzeba uzbroić się w pewność siebie i podejść do tego z przekonaniem, że będzie dobrze. Inaczej nie wyjdzie.

A musi wyjść.

────────

do wszystkich którzy pisali do mnie na watt i ig o to gdzie są moje książki i czy wrócą - nie sądzę

przepraszam że tak późno wstawiam i pozdrawiam wszystkich którzy od rana mnie pytają kiedy rozdział haha

za tydzień będzie fajny rozdział, pa.

✔ 𝐅𝐄𝐉𝐌𝐔 𝐍𝐀𝐒𝐙𝐄𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐍𝐀【𝐊𝐗𝐊】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz