3 ─ Zabiłeś kogoś?

697 65 148
                                    

Rozmawianie na takie tematy, o jakich chciał opowiadać Wawrzyniak, w miejscu publicznym uważam za głupie, ale sam chciał, to niech ma. W razie czego, to jego wina. Przecież nie moja...

Wybrałem jakiś stolik pod oknem, gdzie dookoła nie było zbyt wielu ludzi i nie zważając na szatyna udałem się w tamtą stronę. Usiadłem na krześle i czekałem, aż on zrobi to samo.

── Nie będziesz mnie oceniał, jak powiem o co chodzi? ── zapytał i usiadł naprzeciwko mnie.

── Już teraz mogę cię ocenić i stwierdzić, że jesteś idiotą, mimo że jeszcze nie zacząłeś. Może być tylko gorzej. ── Wbiłem wzrok w jego oczy i wzruszyłem ramionami, zakładając nogę na nogę.

── Dobra, na poważnie, posłuchaj mnie. ── Jego oczy pociemniały, co wskazywało na to, że udało mi się wyprowadzić go z równowagi. ── Jestem zamieszany w morderstwo.

── Już ci powiedziałem, że słowo „zamieszany" nic mi nie mówi. Zabiłeś kogoś, czy nie? Krótka piłka. ── warknąłem poirytowany.

── Możesz ciszej? ── Oburzył się i uniósł brew do góry. ── Pomagałem przy tym... ── Skrzywił się. ── Wszystko miało być ustawione tak , że nic nie miało wyjść na światło dzienne. Miałem być bezpieczny, ale wystawili mnie i mogę teraz trafić do więzienia. Dlatego potrzebuję twojej pomocy.

Ja sam nie wierzę co robię. Po co ja z nim w ogóle rozmawiam? Nie będę uniewinniał człowieka, który jest winny. 

Nie będę, nie?

Moja praca przecież polega na uczciwym reprezentowaniu osób, a nie wybielaniu ludzi za pieniądze. Moja reputacja i posada może przez takie coś pójść do lasu. 

Mogłem się domyślić, że jakby nie miał nic za uszami, to wybrałby sobie innego adwokata, więc było to więcej niż pewne, że coś przeskrobał.

── Ciężko jest uniewinnić winnego, a ja nie chcę mieć problemów. Powodzenia w znalezieniu kogoś innego, ja nie chcę stawać przed sądem i oszukiwać. Żegnam ── odparłem i wstałem, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek.

── Nikt się nie zgodzi. Jesteś moją ostatnią szansą rozumiesz? Potrzebuję cię. ── Spojrzał mi błagalnie w oczy, a ja, jak skończony debil, z powrotem usiadłem. Puścił moją rękę i schował twarz w dłoniach. 

── Powiedz coś więcej. ── Zacząłem go obserwować.

── Miała na imię Alicja Jankowska, siedemnaście albo osiemnaście lat. Zabiliśmy ją, ale Marek, ja nie chcę trafić do więzienia, rozumiesz? ── wyszeptał z bólem malującym się na twarzy.

Mam wrażenie, że on próbuje wziąć mnie na litość, nic więcej. Nad czym ja się jeszcze zastanawiam? Już dawno powinienem wyjść i tyle. Nie mogę być naiwny i zgodzić się na takie rzeczy.

── Mogę ci powiedzieć to samo. Jeśli się wyda, to nie tylko ty trafisz za kratki, ale ja również. Nie dziw się, że nikt się nie zgodzi, bo to jest poważna sprawa. Powinieneś wziąć to na klatę. Karma wraca, nikt nie jest nieuchronny od konsekwencji. ── Próbowałem pozostać niewzruszony.

── Człowieku, mam powiedzieć narzeczonej, która za dwa tygodnie wróci z Hiszpanii, że pomagałem przy morderstwie niewinnej dziewczyny? ── powiedział to takim tonem, jakbym to ja był winny jego głupocie.

── No na przykład w taki sposób jak mi. ── Wzruszyłem ramionami. ── Aż jej współczuję takiego narzeczonego. ── mruknąłem.

── Prędzej zazdrościsz, a nie współczujesz, Kruszel. ── prychnął i wstał od stołu, po czym wyszedł z kawiarni.

Nie mam zamiaru nawet tego komentować, ani za nim iść. Wychodzi na to, że się odwalił i bardzo dobrze. Problem sam się rozwiązał.

✔ 𝐅𝐄𝐉𝐌𝐔 𝐍𝐀𝐒𝐙𝐄𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐍𝐀【𝐊𝐗𝐊】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz