Wtorek, 10 czerwca 2014
Emocje były męczące. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Cas zdołał zapomnieć, że czasami odczuwanie czegoś przez pięć minut mogło być bardziej męczące od przebiegnięcia kilometrów. Lata, które spędził z dala od Lawrence były w porządku, były nawet dobre, ale trzy dni w towarzystwie Deana Winchestera przywróciło jego paletę monochromatycznych emocji do żywych kolorów.
Był zmęczony. Był zmęczony trzepotaniem serca i malowaniem wnętrza swojej klatki piersiowej na wesołe żółcie i zielenie za każdym razem, gdy Dean uśmiechał się do niego, tylko po to, aby kilka sekund później, przy najmniejszej prowokacji, wszystko gwałtownie zmieniało się we wściekłe czerwienie i aksamitne, tajemnicze fiolety.
Był to zagmatwany rodzaj emocjonalnych tortur, do których Cas nie był przyzwyczajony ze swoim cichym, przewidywalnym życiem i uroczymi, szczęśliwymi przyjaciółmi. Czuł lodowaty chłód, do którego nie był przyzwyczajony, i niekontrolowany ogień, którego nie rozumiał.
Rozumiał jednak, że wszystko to brzmiało raczej melodramatycznie. Miał dziesięć lat spokojnego i rozsądnego życia bez żadnego dramatu i tłumionych uczuć. Dean Winchester sprawiał, że czuł się melodramatycznie, jak zawsze. Był miastem chaosu, który zakłócał przedmieścia emocji Casa; wirem tak niebezpiecznym i tak magnetycznym, że Cas prawie chciał zostać wessany. Ale Dean już raz go wciągnął w otchłań i po prostu nie mógł pozwolić, aby stało się to ponownie.
Był już zmęczony stąpaniem po cienkim lodzie. Czuł wyrzuty sumienia, granatowe, skręcające się w brzuchu, gdy wspominał wczorajszy dzień. Kiedy wrócili do domu z lekcji tańca, Cas wyjaśnił swoje nagłe wyjście fałszywym bólem głowy i postanowił zostać w domu, aby „dojść do siebie", podczas gdy pozostała trójka poszła na kolację. Nie byłby w dobrym humorze i nie był na tyle dobrym aktorem, by udawać, że Dean nie wywoływałby w nim burzy emocji swoim jednym spojrzeniem. To za dużo, a Sam i Jess zasługiwali na przynajmniej jeden posiłek, podczas którego nie wpadną w środek jakiejś niedorzecznej kłótni lub ostrej rywalizacji.
Zadzwonił do Gadreela i ugiął się w swoich postanowieniach o nierozmawianiu o Deanie. Jego przyjaciel zaśmiał się i powiedział, że chyba poczuł déjà vu. Cas przewrócił oczami i zamiast zwierzać się Gadreelowi, zadzwonił do Balthazara.
Chociaż, patrząc z perspektywy czasu, naprawdę wolałby tego nie robić. Mógłby żyć długo i szczęśliwie, nie wiedząc o ménage à douze swojego brata. Cas westchnął, tylko Balthazar użyłby pretensjonalnych słów, by nadać orgii eleganckie brzmienie.
Chodziło o to, że Cas spędził wieczór sam, próbując się pozbierać i chowając głowę w piasek. Udawał, że spał, kiedy Dean w końcu położył się do łóżka. Swoją drogą, Dean westchnął w chyba jego kierunku, przez co Cas był pewien, że nie zdołał go oszukać.
Dziś rano, kiedy zszedł na dół, Sam siedział przy kuchennym stole z tostem i rozłożoną przed sobą gazetą. Posłał Casowi ciepły uśmiech i poklepał krzesło obok niego. Cas usiadł we wskazanym miejscu z kubkiem kawy w dłoni.
— Czujesz się lepiej? — zapytał z zatroskaną miną, przez co Cas poczuł się jeszcze gorzej.
— Dużo lepiej, dziękuję.
— Jess i Dean poszli pobiegać — wyjaśnił Sam, a Cas zmarszczył brwi.
— Ale jest jeszcze rano — powiedział, na co Sam prychnął.
— Wiesz, niektórzy ludzie są zdolni do funkcjonowania przed dziesiątą — uśmiechnął się, trącając Casa stopą, na co przewrócił oczami.
CZYTASZ
Forget-Me-Not Blues
FanfictionSam i Jess brali ślub i Dean nie mógł się z tego powodu bardziej cieszyć. Szczerze, oboje obrzydliwie perfekcyjnie do siebie pasowali i Dean był całkiem podekscytowany, że spędzi z nimi cały tydzień przed ceremonią. Był drużbą Sama i wcale nie przes...