8.1

347 45 10
                                    

Sobota, 14 czerwca 2014

Cas nie spał dobrze ostatniej nocy. Tęsknił za dźwiękiem oddechu Deana unoszącym się w ciemności obok niego, a cisza, która go teraz otaczała, brzmiała jak dziesięć lat zmarnowanego czasu. Nie spał przez wiele godzin, rozmyślając o tym, co mogłoby się stać, o życiu, które mogliby mieć razem z Deanem, gdyby nie jego własne głupie błędy. Obrazy prześladowały go godzinami, ich duchowe wersje, które Cas zabił: Dean dołączający do straży pożarnej w Kalifornii; gotujący im obiad, podczas gdy Cas przygotowywał się do doktoratu; wiwatujący głośniej niż ktokolwiek na ukończeniu collage'u przez Casa. Widział, jak wprowadzali się razem, jak całowali się przy kawie każdego ranka, jak przytulali się na kanapie, podczas gdy Cas oceniał prace studentów. Czy pobraliby się? Być może to ta właśnie myśl nie pozwalała mu spać przez większość nocy.

Kiedy Dean opuścił lotnisko, Charlie przerwała ciszę lamentując nad swoją „skradzioną" torbą, w słabej próbie lekkomyślności. Cas nie śmiał się, nawet nie udawał, że się uśmiechał, kiedy Jess ścisnęła jego ramię.

— Dlaczego nam nie powiedziałeś? — zapytała, a Cas nie mogąc wydusić z siebie słowa, ledwo wzruszył ramionami.

— Tamtego dnia w maju, kiedy wrócił do domu z... — Sam przełknął. — Powiedział mi, że drużyna footballowa zrobiła to, kiedy odmówił znęcania się nad jakimś dzieciakiem...

Urwał, a Cas, którego serce opadło jeszcze bardziej, zamknął oczy. Drużyna footballowa. O Boże. To nie z niego się śmiali, tylko z Deana. A on uderzył go w twarz.

Jazda do rodziców Jess była oksymoronem w jego błogiej i torturującej ciszy. W samochodzie była z nim tylko Jess i Cas był za to wdzięczny. Chociaż bardzo lubił Sama, mógł być on chętny do rozmawiania o różnych rzeczach. Rodzice Jess to wspaniali ludzie, nie próbowali zmusić Casa, by dołączył do nich na kolację, a Jess dała mu kilka godzin, zanim zapukała do drzwi pokoju gościnnego.

— To dobry facet, Cas — powiedziała niepewnie, siadając na łóżku obok Casa i kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Wiem, Jess.

— Nie mówił nigdy zbyt wiele o swoich czasach w liceum, teraz już chyba wiem dlaczego, ale to, czego nie mówi, dowodzi tylko jak żałuje, jakim był palantem.

Cas zamknął oczy i oparł głowę o ścianę.

— Naprawdę go lubiłeś — szepnęła Jess i Cas musiał wziąć kilka głębokich oddechów, zanim mógł odpowiedzieć.

— Tak, lubiłem go. Bardziej niż lubiłem. I byłem tak nieugięty, kiedy powiedziałaś, że przyjedzie w tym tygodniu, że nie zamierzam się w nim ponownie zakochać.

Jess uśmiechnęła się i oparła swoją blond głowę na jego ramieniu.

— Posłuchaj tego od kogoś, kto wie, Cas — owinęła wokół niego swoje ramiona. — Nie ma nic złego w zakochaniu się w Winchesterze. Oni są czarująco irytującymi idiotami. Chyba nikt by się im nie oparł.

To, co sprawiało, że Cas czuł się jeszcze gorzej w sobotni poranek, stojąc pod prysznicem, to fakt, że za kilka godzin jego najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż, a on błąka się po swojej osobistej katastrofie. Wiedział, że to nie było sprawiedliwe, więc zszedł na śniadanie z uśmiechem na twarzy.

— Cas! — Jess wstała i podeszła, by położyć dłoń na jego ramieniu. — Wszystko w porządku?

Przewracając oczami, Cas uśmiechnął się nieco szerzej.

— Oczywiście, że tak — pochylił się, by złożyć całusa na jej policzku. — Dzisiaj jest twój ślub.

Jess zarumieniła się z przyjemności, ale nadal wyglądała na ostrożną.

Forget-Me-Not BluesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz