Sobota, 7 czerwca 2014
Po obiedzie Cas zaszył się w ogrodzie. Był on mały, z trochę zarośniętym trawnikiem, ale dzień był ładny, a wokół krzewu lawendy tańczyło kilka pszczół.
Więc nie masz zbytniego doświadczenia w romansowaniu, co Cas? Szokujące.
Cas starał się żeby to nie bolało. Obserwował, jak pszczoły plątały się między kwiatami i próbował udawać, że użądlenie którejś z nich bolałoby bardziej, od tego, co myślał o nim Dean Winchester. Ale gdzieś głęboko w klatce piersiowej bolały go te drażniące słowa wychodzące z ust Deana, jakby to była jakaś gra.
Paliło go, skręcało i szczypało, gdy tylko przypomniał sobie klasę maturalną. Dean, który nigdy wcześniej nie był dla niego okrutny, znalazł pęknięcie w jego ciele i wbił nóż tam, gdzie wiedział, że będzie bolało najbardziej. I nawet teraz, dziesięć lat później, Cas miał nadzieję, że gdzieś tam ukrywało się inne wytłumaczenie; że Dean nie będzie już kpił z jego uczuć ani dyskredytował jego seksualności.
Ale to robił. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się złośliwie, a Cas wiedział, że Dean nie zapomniał. Doskonale pamiętał, jak się wtedy czuł.
Cas westchnął. Myślał o zadzwonieniu do Gadreela, ale to by oznaczało przyznanie się do zdenerwowania, a zapewniał swojego przyjaciela, że ten mały zjazd licealny mu nie przeszkadzał. Zamiast tego wziął swoją książkę z salonu, gdzie na szczęście jego przyjaciele byli zbyt zajęci historią, którą Dean opowiadał o jakimś gościu o imieniu Ash i czymś, co brzmiało jak dość niebezpieczna gra w beer ponga.
Spędził raczej dość przyjemną godzinę w ogrodzie, pozwalając słowom CS Lewisa i delikatnemu szumowi pszczół złagodzić napięcie w ramionach. Uśmiechnął się, gdy motyl wylądował na oparciu jego krzesła, a szklane drzwi prowadzące do kuchni otworzyły się.
— Hej, Cas — Jess uśmiechnęła się ciepło i opadła na krzesło obok Casa. — Co czytasz?
Motyl odleciał, a Cas westchnął.
— "Siostrzeniec czarodzieja". Przestraszyłaś motyla.
— Tylko dlatego, że jesteś jakimś flecistą z Palo Alto* dla owadów — Jess przewróciła oczami. Cas uśmiechnął się i zamknął książkę.
— Nie mam fletu.
— Okej, dobra. Nie miałam na myśli tego dosłownie...
Cas zaśmiał się i pokręcił głową. Jess trąciła go ramieniem.
— Cas? — zapytała. — Wszystko w porządku?
Spojrzał na nią, marszcząc brwi.
— Tak. Dlaczego miałoby nie być?
Zmartwiona mina Jess nieco złagodniała. Wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Po prostu wydawałeś się dzisiaj nieco... nie w sosie. — Cas odwrócił wzrok, a Jess przygryzła wargę. — Czy z twoją rodziną wszystko w porządku? Gabriel jeszcze nikogo nie zapłodnił, prawda?
Cas prychnął, ale kiedy spojrzał z powrotem na Jess, poczuł się wdzięczny i niesamowicie winny. Był samolubny. Pozwalał, aby jego własne, drobne blizny po nastoletnich latach przeszkadzały w szczęściu jego przyjaciół i nie było mu z tym dobrze.
— Nie — odpowiedział z uśmiechem i położył dłoń na ramieniu Jess. — O ile wiem, to nie.
— Więc wszystko w porządku? — Jess uśmiechnęła się z ulgą.
CZYTASZ
Forget-Me-Not Blues
FanfictionSam i Jess brali ślub i Dean nie mógł się z tego powodu bardziej cieszyć. Szczerze, oboje obrzydliwie perfekcyjnie do siebie pasowali i Dean był całkiem podekscytowany, że spędzi z nimi cały tydzień przed ceremonią. Był drużbą Sama i wcale nie przes...