2.4

304 36 1
                                    

Sobota, 7 czerwca 2014

Po obiedzie Cas zaszył się w ogrodzie. Był on mały, z trochę zarośniętym trawnikiem, ale dzień był ładny, a wokół krzewu lawendy tańczyło kilka pszczół.

Więc nie masz zbytniego doświadczenia w romansowaniu, co Cas? Szokujące.

Cas starał się żeby to nie bolało. Obserwował, jak pszczoły plątały się między kwiatami i próbował udawać, że użądlenie którejś z nich bolałoby bardziej, od tego, co myślał o nim Dean Winchester. Ale gdzieś głęboko w klatce piersiowej bolały go te drażniące słowa wychodzące z ust Deana, jakby to była jakaś gra.

Paliło go, skręcało i szczypało, gdy tylko przypomniał sobie klasę maturalną. Dean, który nigdy wcześniej nie był dla niego okrutny, znalazł pęknięcie w jego ciele i wbił nóż tam, gdzie wiedział, że będzie bolało najbardziej. I nawet teraz, dziesięć lat później, Cas miał nadzieję, że gdzieś tam ukrywało się inne wytłumaczenie; że Dean nie będzie już kpił z jego uczuć ani dyskredytował jego seksualności.

Ale to robił. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się złośliwie, a Cas wiedział, że Dean nie zapomniał. Doskonale pamiętał, jak się wtedy czuł.

Cas westchnął. Myślał o zadzwonieniu do Gadreela, ale to by oznaczało przyznanie się do zdenerwowania, a zapewniał swojego przyjaciela, że ten mały zjazd licealny mu nie przeszkadzał. Zamiast tego wziął swoją książkę z salonu, gdzie na szczęście jego przyjaciele byli zbyt zajęci historią, którą Dean opowiadał o jakimś gościu o imieniu Ash i czymś, co brzmiało jak dość niebezpieczna gra w beer ponga.

Spędził raczej dość przyjemną godzinę w ogrodzie, pozwalając słowom CS Lewisa i delikatnemu szumowi pszczół złagodzić napięcie w ramionach. Uśmiechnął się, gdy motyl wylądował na oparciu jego krzesła, a szklane drzwi prowadzące do kuchni otworzyły się.

— Hej, Cas — Jess uśmiechnęła się ciepło i opadła na krzesło obok Casa. — Co czytasz?

Motyl odleciał, a Cas westchnął.

— "Siostrzeniec czarodzieja". Przestraszyłaś motyla.

— Tylko dlatego, że jesteś jakimś flecistą z Palo Alto* dla owadów — Jess przewróciła oczami. Cas uśmiechnął się i zamknął książkę.

— Nie mam fletu.

— Okej, dobra. Nie miałam na myśli tego dosłownie...

Cas zaśmiał się i pokręcił głową. Jess trąciła go ramieniem.

— Cas? — zapytała. — Wszystko w porządku?

Spojrzał na nią, marszcząc brwi.

— Tak. Dlaczego miałoby nie być?

Zmartwiona mina Jess nieco złagodniała. Wzruszyła ramionami.

— Nie wiem. Po prostu wydawałeś się dzisiaj nieco... nie w sosie. — Cas odwrócił wzrok, a Jess przygryzła wargę. — Czy z twoją rodziną wszystko w porządku? Gabriel jeszcze nikogo nie zapłodnił, prawda?

Cas prychnął, ale kiedy spojrzał z powrotem na Jess, poczuł się wdzięczny i niesamowicie winny. Był samolubny. Pozwalał, aby jego własne, drobne blizny po nastoletnich latach przeszkadzały w szczęściu jego przyjaciół i nie było mu z tym dobrze.

— Nie — odpowiedział z uśmiechem i położył dłoń na ramieniu Jess. — O ile wiem, to nie.

— Więc wszystko w porządku? — Jess uśmiechnęła się z ulgą.

Forget-Me-Not BluesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz