Kiedy Dean dotarł do studia tańca, z determinacją nie myślał o dziwnym, skręcającym się uczuciu w żołądku. To nie było poczucie winy, okej? Niby dlaczego miałby się czuć winny? To prawdopodobnie tylko głód. Była pierwsza, a on nic nie jadł od dziesiątej, więc to jedyne wyjaśnienie.
Powiedział to już wcześniej i powie to jeszcze raz, on nigdy na nic nie reaguje przesadnie. Decyzja o zostawieniu Casa samego w domu była całkowicie uzasadniona. Ten dupek nie powinien tak cholernie szybko oceniać go co pięć sekund.
Co więcej, co dawało Casowi prawo do stwierdzania, że jedynym możliwym motywem któregokolwiek z jego działań było to, że próbował zawsze kogoś zaliczyć? Czy Cas naprawdę myślał, że był taki próżny? Że potrafił myśleć tylko swoim kutasem i nie obchodziło go nic poza bezsensownymi spotkaniami z pustymi lalami, które chciałyby go zaliczyć tylko przez to, jak wyglądał bez ubrań?
Cóż, pieprzyć to. Pieprzyć Castiela Novaka.
I nie, Dean nie miał tego na myśli w sensie dosłownym. Ponieważ Castiel miał już coś w dupie, jeden długi, wąski, osądzający kij...
Dean oddychał, tak jak nauczył go Sammy. W porządku. To nie miało znaczenia. Cas mógł wyciągać sobie wnioski, jakie tylko zechciał. To nic wielkiego.
Prawdziwym wielkim problemem było to, że gdy tylko Dean skręcił za rogiem podjeżdżając do właściwego studia, Jess i Sam wyglądali na zdezorientowanych. A Dean nie miał absolutnie żadnego wytłumaczenia, dlaczego Casa z nim nie było.
— Ugh — odezwał się inteligentnie.
— Nie zapomniałeś o czymś, Dean? — powiedziała Jess z uniesioną brwią. Dean starał się wyglądać na tak pewnego siebie, jak to tylko możliwe, kiedy wszedł do środka.
— Co? Och, nie. Cas nie był jeszcze gotowy, więc po prostu powiedziałem mu, jak tu dojechać.
Sam patrzył na niego, jakby doskonale wiedział, że Dean wciskał mu teraz niezły kit.
— I nie czekałeś na niego tylko dlatego, że...
Dean wzruszył ramionami.
— Już wezwał taksówkę.
— Cas nienawidzi taksówek — Jess zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy.
— No cóż, chyba zmienił zdanie czy coś, nie wiem, rany, od kiedy bawicie się w Eliota Nessa*?
Dean wyraźnie zignorował uniesione brwi młodszego brata, jak i nieco wścibskiej Jess i zwrócił się do ciemnowłosej instruktorki tańca.
— Hej, jestem Dean — powiedział, wyciągając rękę, by uścisnąć jej dłoń. — Jestem starszym bratem tego łosia.
Wskazał dyskretnie głową w kierunku Sama, na co kobieta uśmiechnęła się ironicznie.
— Ruby — odpowiedziała, udając jednocześnie rozbawioną i znudzoną. — I proszę ograniczyć nawiązania do „Nietykalnych" do absolutnego minimum, kiedy będziemy tańczyć.
Dean prychnął i puścił jej rękę.
— Hm, właściwie, to mam jeszcze sporo żartów o „Dirty Dancing".
— Naprawdę? — Ruby uniosła brew. — „Dirty Dancing"?
Dean splątał ramiona, oburzony.
— To film ze Swayze'm! Filmy z nim są...
— Kultowe — Sam i Jess dokańczają za niego — Tak, wiemy. — Dean odwrócił się, by spojrzeć na nich spod byka. W porządku. Jeśli wszyscy chcieli go dziś nienawidzić, to okej. Nieważne. Prawdopodobnie i tak wszyscy byli zazdrośni o jego niesamowicie dobre zdolności taneczne.
CZYTASZ
Forget-Me-Not Blues
FanficSam i Jess brali ślub i Dean nie mógł się z tego powodu bardziej cieszyć. Szczerze, oboje obrzydliwie perfekcyjnie do siebie pasowali i Dean był całkiem podekscytowany, że spędzi z nimi cały tydzień przed ceremonią. Był drużbą Sama i wcale nie przes...