Po kolacji Jess otworzyła butelkę wina i zarówno ona, jak i Sam, przeżywali już drugą noc z rzędu w przyjemnym upojeniu. Cała czwórka siedziała w salonie, Cas czuł się lekko oszołomiony i razem z Deanem patrzyli z czułą irytacją, jak Sam udawał, że czyta książkę. Jess grała z nim w szachy i z całych sił próbowała się skoncentrować. I to ona obiecała, że pokona w tej grze Casa.
Jeśli sposób, w jaki oboje z Samem potajemnie chichotali coś znaczył, to nie byli w tym zbyt subtelni. Chociaż Casa i tak bardziej bawiło obserwowanie, jak Dean próbował przeczytać książkę. Wyglądał na bardzo bliskiego rzucenia czymś w głowę Sama więcej niż jeden raz, a Cas musiał zaciskać usta, żeby nie śmiać się za każdym razem, gdy spotykały się ich oczy, a te Deana rozszerzały się w taki sposób, jakby wydawały się mówić: „i co my mamy zrobić z tą dwójką obrzydliwie przesłodkich idiotów, hmm?"
W końcu Sam wstał.
— Okej, cóż, jestem bardzo zmęczony i myślę, że Jess i ja powinniśmy już iść spać — powiedział z niesamowicie kiepskim, udawanym ziewnięciem i śmiesznym mrugnięciem, którego wydawało mu się, że Cas i Dean nie wyłapią.
Jess zachichotała i też wstała.
— Och tak, całkowicie się zgadzam — spojrzała na Sama w szczerze niepokojący sposób. — I tak byłam gotowa wygrać tą grę.
Wskazała na szachownicę i Cas prychnął. Straciła królową już jakiś czas temu, pocierając stopę o udo Sama, i również nie zauważyła gońca Casa. Nie poprawił jej ruchu, po prostu zostawi szachownicę, aby Jess mogła ją rano zobaczyć. Miał nadzieję, że będzie w pobliżu, aby być świadkiem jej wstydu.
— Jasne, idźcie do łóżka — Dean uśmiechnął się do nich. — O ile zdajecie sobie sprawę, że wiemy, że idziecie, aby uprawiać seks, a nie spać.
Rumieniąc się, Sam gwałtownie westchnął, podczas gdy Jess chichotała i klepnęła go w tyłek. Cas musiał ponownie zacisnąć usta, żeby się nie zaśmiać.
— Sprzeciw! — zawołał Sam swoim najlepszym autorytatywnym głosem, wskazując na Deana z grymasem. Dean zaśmiał się i podniósł ręce.
Jess z drugiej strony tylko się uśmiechała.
— Naprawdę? — uniosła brew. — Czy nadal sprzeciwiałbyś się, gdyby... — i pochyliła się, by szepnąć coś Samowi do ucha.
Cas odwrócił wzrok z rumieńcem. Nie miał prawdziwego powodu, by się wstydzić, tylko obserwowanie jak buzia Sama się otworzyła, wydawało się niestosowne. Czuł na sobie wzrok Deana i zdecydowanie nie spojrzał mu w oczy. Nie mógł patrzeć na Deana, myśląc o tym, jak bardzo chciał tego, co mieli Sam i Jess.
Na szczęście nieco wyższy niż zwykle głos Sama przełamał zadumę Casa:
— Branoc, chłopaki! — zawołał przez ramię, wyciągając triumfalnie Jess z pokoju, a Cas nie mógł przestać patrzeć, jak odchodzili.
Westchnął, uśmiechając się tęsknie w kierunku drzwi.
— Bardzo się kochają.
— Ta — Dean zgodził się z ciepłym uśmiechem, a Cas odwrócił się, by na niego spojrzeć. Był teraz wyciągnięty na kanapie, skoro Sama już nie było, z jedną nogą skrzyżowaną na drugiej i z ręką za głową. Widoczny był maleńki skrawek skóry, który pokazał się przez podwiniętą koszulkę, a Cas został nagle zbombardowany myślami, które wywoływały rumieńce na jego szyi. Zastanawiał się, co by zrobił Dean, gdyby pochylił się teraz i uklęknął przy kanapie, gdyby wysunął język, by posmakować odsłoniętego ciepła jego skóry. Nie byłaby to dobra reakcja, Cas był tego całkiem pewien, ale przez chwilę pozwolił sobie wyobrazić wszechświat, w którym Dean uśmiechnąłby się do niego i przyciągnął do pocałunku.
CZYTASZ
Forget-Me-Not Blues
FanficSam i Jess brali ślub i Dean nie mógł się z tego powodu bardziej cieszyć. Szczerze, oboje obrzydliwie perfekcyjnie do siebie pasowali i Dean był całkiem podekscytowany, że spędzi z nimi cały tydzień przed ceremonią. Był drużbą Sama i wcale nie przes...