Piątek, 6 czerwca 2014
Dean był człowiekiem racjonalnym i bez względu na to, co jego brat, zastępczy rodzice czy najlepszy przyjaciel mogli powiedzieć, on absolutnie nigdy nie reagował na nic przesadnie. Dlatego było to całkowicie rozsądne, że Dean w tej chwili bez przerwy uderzał własną głową o stół na środku kuchni jednostki strażackiej. A tym co nie było rozsądne, był dupek Benny, który się z niego śmiał.
— Nie gadaj — powiedział swoim południowym akcentem, potrząsając z niedowierzaniem głową. — Ten sam Castiel, który cię uderzył, bo zaprosiłeś go na prom*?
Dean uniósł głowę znad stołu i posłał w stronę przyjaciela swoje najgroźniejsze spojrzenie, na jakie mógł się zdobyć.
— Nie, jeden z innych Castieli, których znam.
Benny był irytująco niewzruszony jego śmiertelnym spojrzeniem. Gwizdnął cicho i współczująco.
— Bracie, no nieźle. Mały świat, co?
Dean jęknął i opuścił czoło z powrotem na stół. Benny położył swoją dużą, ciepłą dłoń na ramieniu i uścisnął go.
— Co ja, kurwa, zrobię? — zapytał Dean podnosząc się; Benny nadal ściskał jego ramię.
— Dean, nie widziałeś tego faceta odkąd skończyłeś osiemnaście lat. Proszę, nie mów mi, że nadal się nim przejmujesz.
— Że co? — Dean prychnął, ponieważ nie, okej? Nie przejmował się nim. — Facet jest wyraźnie homofobicznym dupkiem. Nie chcę go widzieć, bo to było cholernie żenujące! On jest kutasem. Dlatego nie chcę go widzieć, a nie dlatego, że wciąż go lubię.
Benny westchnął.
— Dean, dziesięć lat to sporo czasu. Może z tego wyrósł.
— Ta — powiedział Dean absolutnie się nie dąsając. — Ugh, nadal nie mogę uwierzyć, że powiedział Samowi, że mnie nie pamięta. Już w to uwierzę!
Benny zaśmiał się.
— Może nie zapadasz w pamięć tak łatwo, jak uważasz, chłopie — wyszczerzył zęby w uśmiechu i poklepał Deana po policzku.
Dean odrzucił jego rękę i przewrócił oczami.
— Zamknij się, jestem uroczy. Poza tym nienawidził mnie na tyle, żeby mnie uderzyć. A on nigdy nikogo nie uderzył. Nawet tych kutasów, którzy się nad nim znęcali.
Benny posłał mu smutne spojrzenie.
— Dean — powiedział cicho. — Ty byłeś jednym z kutasów, którzy go gnębili.
I właśnie tak kiepski nastrój Deana stał się jeszcze gorszy. To nie tak, że zapomniał - w zasadzie to było właściwie wszystko, o czym myślał przez ostatnie cztery dni (i może przez niektóre z jego bezsennych nocy w ciągu ostatnich dziesięciu lat), ale słysząc to na głos sprawiło, jakby ołowiany ciężar spadł prosto w jego żołądek.
— Nie... — mówił. — Nie byłem...
— Tak, wiem. — Benny ponownie ścisnął jego ramię. — Ale on prawdopodobnie nie.
— Cóż, może by wiedział, gdyby pozwolił mi przeprosić bez bicia mnie w twarz! — Dean prychnął. Benny westchnął. Tym razem wydawał się być mniej czuły, a bardziej zirytowany.
— Dean, nie mogę uwierzyć, że nadal o tym rozmawiamy. Nawet o nim nie wspomniałeś, odkąd byliśmy na treningu, myślałem, że zostawiłeś to już za sobą!
CZYTASZ
Forget-Me-Not Blues
Fiksi PenggemarSam i Jess brali ślub i Dean nie mógł się z tego powodu bardziej cieszyć. Szczerze, oboje obrzydliwie perfekcyjnie do siebie pasowali i Dean był całkiem podekscytowany, że spędzi z nimi cały tydzień przed ceremonią. Był drużbą Sama i wcale nie przes...