*16*

59 4 0
                                    

Siedzimy naprzeciwko siebie bez jakiegokolwiek słowa. W tle słychać samochody przejeżdżające obok domu. Nikt w tych samochodach nie wie co przeżywam, w jakim koszmarze się znalazłam. Jadą sobie do pracy, przeklinając swojego szefa który kazał mu przyjechać do pracy wcześniej, lub zostać w niej dłużej. Inna osoba jedzie odwieść dziecko do szkoły, aby potem wrócić do domu i czekać na powrót męża z pracy. Każdy ma inną historię. Niektórzy przeżywją życie na spokojnie, inni tak jak. Podnosze wzrok z podłogi na jego koszulkę. Chwila, jest nowa.

- Skąd masz ubrania? - Pytam i Podgryzam wnętrze policzka. Czy powinnam się o to pytać? To jedna z najmniej ważnych rzeczy. Chłopak zaczyna się śmiać. Jego śmiech jest taki miły do słuchania. Uśmiecham się lekko .

- Przywiózł mi je Sam. - To pewnie ten chłopak co niedawno był w moim domu. Chciał mi coś powiedzieć, ale nie skończył zdania. Wstaje na nogi czując jak burczy mi w brzuchu. Dopiero  teraz  zaczynam czuć głód.

- Co powiesz na pizze? - Jeszcze dwadzieścia minut temu go nienawidziłam. Każdy powiedział coś, lub zrobił coś czego żałuje. Dziwi mnie to jak szybo umiem zmieniać zdanie. Brunet wstaje z ziemi i otrzepuje spodnie. Biorę  telefon do ręki i wybieram  numer do jednej z najlepszych pizzeri w mieście. Zamawiam jedną największą paperoni. Nie obchodzi mnie czy brunet ją lubi czy nie, najwyżej będzie głodował. To dziwne jak się wszystko zmienia. Najpierw się to boję, potem go ratuje, później się go boję, zaczynam mu ufać, nienawidzę go przy okazji bojąc się go, a teraz? Jest dla mnie jak nowy współlokator którego jeszcze nie znam. Siadam na fotelu.

- Alice, musimy ustalić co zrobimy jak nas znajdą. - Po kręgosłupie przechodzi mnie zimny dreszcz, a w żyłach czuję taki sam strach jak podczas jego wybuchu złości. Nawet nie chce o tym myśleć,a on każe mi o tym rozmawiać. Zamykam oczy, zaciskam je i kręcę głową. Nie jestem jak on, nie jestem silna ani fizycznie, ani psychicznie. - Dobra, kiedy indziej. - Po tych słowach słychać dzwonek do drzwi. Szybko przyszła, za szybko. Otwieram oczy i widzę chłopaka który już idzie w stronę drzwi wyjmujac z tylniej kieszeni pieniądze. Mam złe przeczucie więc też wstaje i łapie go za rękę aby się zatrzymał. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale wiem że jest coś nie tak. Mam przeczucie że za drzwiami czeka coś złego. A może to tylko moje przewrażliwienie? Chłopak patrzy na mnie i  marszczy brwi.

- Za szybko przyszła, dzwoniłam nie całe dziesięć minut temu. - Mówię cicho jakbyśmy byli w tłumie osób, a usłyszeć miał to tylko on. Chłopak kręci głową z uśmiechem i idzie do drzwi. On myśli że zwriowałam. Zresztą ja też zaczynam tak myśleć gdy otwiera drzwi, a za nimi stoi mój tata z mamą. Patrzą najpierw na chłopaka ze zdziwieniem, a później na mnie. Mieli do cholery wyjechać,a nie przyjeżdżać. Idę w ich stronę zła.

- Mówiłam żebyście wyjechali. Tato. - On nawet na mnie nie patrzy, tylko na Jacksona. Przewracam oczmi, popycham lekko bruneta na znak żeby sie odsunął i otwieram szerzej drzwi. Rodzice wchodzą do środka i kierują się odrazu w stronę salonu.

- Musisz nam to wytłumaczyć Ali. - Mówi ojciec nadal wpatrując się w bruneta. I co ja mam teraz zrobić? Boże, co ja myślałam dzwoniąc do niego? Byłam  naprawdę głupia, myśląc że wyjadą bez tłumaczeń. Kto normalny by tak zrobił? Ale z drugiej strony chciałam żeby byli bezpieczni. Siadam zrezygnowana na kanape, obok mnie ląduje brunet. Widzę po jego ruchach i twarzy że nie wie co ma robić, co powiedzieć, jak się zachować.

- Kochanie, kto to jest? - Pytam mama, jej głos nie wiem w jaki sposób łagodzi sytuację. Uśmiecha się do mnie lekko co dodaje mi otuchy. Nie wiem ile im mogę powiedzieć, nie wiem jak zareagują. Nie chce żeby szli na policje.

- Mamo, tato to jest Jackson. - Chłopak mówi ciche dzień dobry wpatrując sie w ziemię. Nie wiem dlaczego,ale łapie go za rękę. Są dwa wytłumaczenia, nie chce czuć się w tym sama, albo dać mu w ten sposób znać żeby stąd wyszedł. Tak naprawdę pragnę tego i tego, jestem pojebana. Patrzę na tatę który wpatruje się w nasze złączone ręce. - Mój chłopak. - Mówię w chwili paniki. Chłopak napina się i podnosi wzrok na mnie. Muszę to ciągnąć dalej, bez sensu udawać że tego nie powiedziałam. Ściskam jego rękę z całej siły dając znać żeby siedział cicho.

- O co chodziło z tym telefonem? - W końcu pyta ojciec. Drugie zdanie jakie od niego usłyszałam od tak dawna. Myślałam że to będzie typowe byłaś świetna, kocham Cię, ale nie ,,O co chodziło z tym telefonem". Zaczynam bawić się palcami, patrzę się na bruneta z nadzieją że on coś zrobi. Patrzy mi w oczy, aż w końcu nabiera głęboko powietrza.

- To może ja wytłumaczę. - Słyszę jego słaby głos. Nabieram powietrze w płuca i je wstrzymuje. Ta chwila może zdecydować o wszystkim. - Poznaliśmy się w pracy, jestem kamerzystą. Pomagałem dokładnie Marcusowi. - Słysząc jego imię czuję szpilkę wbijajającą się mi w serce, a przed oczami mam obraz spadającej róży. Spada ona coraz niżej aż znika z pola widzenia, czy może znika na zawsze? Wbijam sobie paznokcie w rękę aby o tym nie myśleć. Marcus mi jeszcze wybaczy, będziemy się z tego śmiać przy wspólnej kawie. - I trafiliśmy na tamtą uliczkę z zabity blondynem. Ali wmówiła sobie że ktoś nas widział, dlatego do Pana zadzwoniła. - Jego historia w jakimś sensie na sens. Lepszego kłamstwa poprostu w tej sytuacji nie ma, inaczej mówiąc nie widziałam lepszego kłamcy od niego.

- Jesteś pewny że nikt was nie widział? - Pyta mama z troską. Jeśli powie że tak wyjdę na wariatkę, jeśli powie że nie oni nie będę musieli się martwić i nie wyjadą. Dwa warianty są złe ale mu ufam że coś wymyśli.

- Oczywiście że nie jestem pewny, dlatego najlepiej jest wziąć to pod uwagę dopóki nie złapią zabójcy. - Rodzice zgadzają się kiwając jedynie głowami. Patrzę najpierw na mamę która mu uwierzyła, widać to na pierwszy rzut oka. Za to Tata nie pokazuje nic, po prostu siedzi, słucha i wpatruje się w nasze złończone ręce. Ratuje nas dzwonek do drzwi. Chłopak wtedy wstaje i idzie otworzyć. Przysłuchuję się przez chwilę, ale gdy słyszę cenę już wiem że to facet od pizzy.

- Kiedy jedziecie? - Pytam poprawiając się na kanapie. Muszą wyjechać dzisiaj jak najdalej stąd np. na Wyspy kanaryjskie. Świetne wakacje i świetna ochrona. Nikt by ich tam nie znalazł chodźby próbował.

- Za kilka dni. Idę po walizki. - Mój świat leży w gruzach. Oni chcą tu zostać, a to znaczy że muszę udawać dziewczynę Jacksona. Nie myślę teraz o mafii, wielkim X na moich plecach, czy o bezpieczeństwie. Myślę o tym że nie chce udawać jego dziewczyny minuty dłużej,a muszę to robić przez następne kilka dni.

~~~~~~~~~
~~~~~~~~~

No to się dziewczyna wkopała

Przegrana gra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz