Znacie te uczucie gdy jesteście mali, do rodziców przychodzą znajomi i żeby ich nie spotkać możecie nawet głodować u siebie w pokoju? Ja je znam doskonale z dzieciństwa, a także z traźniejszości. Nadal mu nie ufam, nadal gdzieś z tyłu głowy mam myśl że rozwali te drzwi siekiera i będzie chciał mnie zabić jak w lśnieniu. Siedze juz tutaj kilka godzin i za cholerę nie mam co robić. Przejrzałam wszystkie social media, obejrzałam kilka odcinków serialu i poukładałam ubrania w szafie. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam tam taki porządek. Jednym słowem, daje mu przejąć mój dom, a ja jak głupia leżę na łóżku i patrzę na sufit. Jakbym jeszcze chodziła do pracy byłby lepiej, wracałabym tu tylko na noc. Właśnie, praca. Wymyśliłam jak najszybciej tam wrócić, mam idealny plan. Jutro idę do tego psychologa, więc będę mogła poudawać że wszystko gra,a szef powiedział że jak psycholog wyrazi zgodę mogę wracać do swoich obowiązków. Z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos Finna ,,cholera". Wstaje na równe nogi już w głowie mając tysiąc myśli co się mogła zdarzyć. Wchodzę do kuchni i to co widzę mnie rozśmiesza. Brunet stoi w kuchni próbując zetrzeć wodę z płyty indukcyjnej.
- Zagapiłem się. - Mówi nieudolnie próbując to zetrzeć papierowymi ręcznikami. Podchodzę do niego i zabieram je od niego. Odsuwa się i daje mi miejsce do posprzątabia po nim. Dopiero teraz rozumiem dlaczego wszędzie jest woda. W garnku są pierogi z zamrażarki które najprawdopodobniej chciał zjeść. Biorę do ręki szmatkę i zaczynam to sprzątać. - Chciałem zrobić obiad dla nas. - Patrzę na niego, na pierogi, a na sam koniec na lodówkę, którą jeszcze niedawno napełniałam jedzdnieniem.
- Dlaczego pierogi? - Odkładam ścierkę na bok i znów włączam płytę, aby pierogi w końcu się zrobiły. Siadam przy stole bo nie chce zostawać go samego z tak trudną robotą jak podgrzanie pierogów.
- Nie jestem świetny w gotowaniu. - Uśmiecham się lekko. To dziwne rozmawiać z nim o jedzeniu. Chłopak siada na przeciwko mnie. Patrzę na jego oczy i ta chwila mija, znów jest tym tylko mordercą. Wstaje i podchodzę do garnka i nie zwracając uwagę czy pierogi są gotowe wkładam połowę na jeden talerz, a resztę na drugi. Biorę jeden z nich i idę spowrotem do sypialni. Czekaj, stop, skad on miał koszulkę? Przecież tamtą mu zniszczyłam. Kładę talerz na biurko i wychodzę z pokoju jak poparzona. Patrzę na niego, czystego, bez zaschnietej krwi. Nie wierzę że on to zrobił. Wchodzę do łazienki i z półki zdejmuje pudło. Tak jak myślałam zabrał ją stąd. Po moim policzku spłynęła łza, nie wiem dlaczego się na ro wszystko zgodziłam, wychodzę z łazienkę i idę prosto do bruneta.
- Masz trzy dni żeby się stąd wynieść! - Krzycze patrzac na koszulkę z niewielkim napisem Forever. Chłopak kładzie talerz na stól i patrzy się na mnie zapewne ze zdziwieniem. Z oczu leci mi coraz więcej łez, a w głowie pojawia się zdanie o którym zapomniałam już dawno. Pogodziłam się z jego wypadkiem, schowałam wszystkie rzeczy, a on to zniszczył. Zniszczył 5 lata ciężkiej pracy.
- Ali. - Podchodzi do mnie bliżej. Przenoszę wzrok na jego oczy, w których nie widać żadnych emocji. Odwracam się na pięcie i idę szybko do pokoju. Zamykam drzwi i siadam opierając się o nie. ,,Niestety nic się nie dało zrobić. Przykro mi.", w głowie mam tylko te zdanie. Cholerne wspomnienie, cholerny morderca. Zamykam oczy i liczę do dziesięciu żeby się uspokoić. Jak można się domyślać to nie pomaga, więc wstaje i wyjmuje z biurka słuchawki z których już po chwili leci piosenka Shawn'a Mendesa ,,Mercy", co mnie jeszcze bardziej dobija. To była nasza piosenka...
8 lat wcześniej
- Jak myślisz ile tu pomieszkają? - Pytam taty siedząc na ławce przed domem. Patrzymy razem na grupę mężczyzn wnoszących do domu pudła i meble. Kolejna rodzina wprowadza się do tego pechowego domu. Od kąd pamiętam ludzie nie wytrzymują w nim nawet roku. Często razem z Lisą żartujemy że są tam duchy, jak w obecności.
- Nie dłużej niż rok. - Uśmiecha się Tata gdy podjeżdża białe BMW. Najpierw wychodzi z niego zmęczona kobieta w luźnym koku i dresach. Widać że przeżyła daleką podróż, której ja bym nie wytrzymała przez chorobę lokomocyjna. Następnie wychodzi jakaś mała dziewczyna w różowej sukience. W porównaniu do swojej mamy, ma ona energii dla conajmniej trzech osób. I ostatni wychodzi chłopak, chyba w moim wieku.
- Ja myślę że nie, trochę dłużej. - Wstaje z ławki i idę do środka domu. Od razu czuję jak po domu unosi się zapach szarlotki. Idę do kuchni gdzie siedzi mama i wypełnia jakieś dokumenty, czekając na dzwonek piekarnika. Siadam na przeciwko niej. - Już przyjechali. Mama i dwójka dzieci. - Mama podnosi na mnie wzrok i przewraca oczami. Ona jest typem osoby która nie wtrąca się w życie innych, całkowite przeciwieństwo mnie i taty.
- Wieczorem pójdziemy ich przywitać. - Uśmiecha się do mnie i spogląda na piekarnik. Czyli dlatego ją zrobiła, aby ich przywitać. Wstaje od stołu i idę do swojego pokoju w którym patrzę przez okno na ich dom. Czuję że oni będą inni, nie wyprowadzą się tak szybko.
~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~Przepraszam że rozdziału nie było tak dawno, ale ciężka mi się to pisało
Zresztą i tak nie wyszedł tak jak to sobie nie wyobrażam
CZYTASZ
Przegrana gra
Romance- I co ja teraz mam z Tobą zrobić? - Czuję jak przykłada mi lufę do czoła. Zaczynam jeszcze mocniej płakać i zaciskać oczy. Nie chce umierać, nie w taki sposób, nie teraz. Mam dopiero do cholery 25 lat. - Błagam, nie zabijaj mnie. - Otwieram oczy kt...