*10*

86 4 0
                                    

Nie ufaj nikomu

Co te słowa mogą znaczyć? Planuje mnie zabić? Nikomu znaczy jemu? Co jeśli już planuję jak mnie zabić? Nie wiem dlaczego mnie wtedy oszczędził, nie przez przypadek, nie ze strachu, nie z litości. Może poprostu zrozumiał że wtedy był nie właściwy moment.  Może niedługo nadejdzie ten właściwy moment. Resztę nocy nie mogłam zasnąć rozmyślając nad tym jednym zdaniem. Jakieś cztery godziny przed wypowiedzeniem go rozmawialiśmy jak ludzie, przestałam trochę się go bać, ten strach powrócił. Gdy widzę że już ósma rano postanawiam wstać i zrobić sobie coś do jedzenia. Dzisiaj sobota, czyli czas sprzątania, tylko jak sprzątać przy nim? Na śniadanie robię sobie jajecznicę z bekonem, a do tego expresso.

- Dzień dobry. - Jackson wchodzi do kuchni przez co się wzdrygam i znów ten zimny dreszcz. Odwracam się w jego stronę. Znów ma na sobie tę samą koszulkę przez co zaczyna śmierdzieć. Nie Alice, nie myśl o tym, to nie twoja sprawa. - Dzisiaj na chwilę wyjdę. - Kiwam głową i się odwracam. Czy idzie zabić kolejną osobę? Idzie się z kimś spotkać? Idzie na zakupy? Pragnę aby ostatnie pytanie było właściwe, tak chce serce. Rozum jednak wie że to nie może być to, poprostu nie może. Kończę robić jajecznicę i siadam przy stole. Kurwa zapomniałam posolić. Podnoszę się z krzesła i podnoszę pojemnik gdzie powinna być sól. Oczywiście pojemnik jest pusty, moje szczęście dopisuje. Teraz zdaje sobie sprawę jak dawno byłam na zakupach. Siadam znow na miejsce i biore kawałek jajecznicy. Nie, tak się nie da jeść.

- Idę do sklepu. - Mówię cicho. Nie wiem dlaczego mu to mowie, to nie jego sprawa. Tak samo było jak szłam do psychologa. Jakbym chciała żeby wiedział  że nie uciekne, że nie pójdę na policje. Przebieram sie tylko w dresy, bo sklep i tak jest niedaleko. Zakładam buty, a gdy otwieram drzwi niedowierzam. Przed moim domem stoi Marcus z różą w ręku. Co się tu odwala? Chłopak chodzi w to i spowrotem mówiąc cos bardzo cicho. - Marcus? - Dopiero teraz podnosi na mnie wzrok. Uśmiecha się do mnie, to nie jest zwykły usmiech, jest zestresowany. Podchodzę do niego i przytulam. Nadal pamiętam że jestem zła, ale tego potrzebowałam, bliskości kogoś kto nie jest cholernym Jacksonem. Chłopak oddaje uścisk,a róża ląduje na ziemi.

- Przepraszam Ali, powinienem cię wysłuchać. - Odsuwam się od niego krok w tył. Uśmiecham się do niego i podnoszę różę, trochę zniszczoną, lecz nadal piękną. Uśmiecha się do mnie przez chwilę swoim prawdziwym uśmiechem,lecz po chwili on znika, a pojawia się złość. Odwracam się i widzę Jacksona który przygląda się nam. - Kto to? - Na usta ciśnie mi się odpowiedz morderca który u mnie mieszka, ale odpowiadam całkowicie coś innego.

- Przyjaciel z dzieciństwa. Przejdziemy się? - Chłopak kiwa głową z zaciśniętymi ustami. Zaczynamy iść ramię w ramię w stronę sklepu. Przez większość drogi panuje cisza, której nie chce przerwać dopoki z jego twarzy zniknie złość. Gdy już jesteśmy prawie przy sklepie, chłopak zatrzymuję się, wiec robię to samo.

- Dlatego nie chciałaś być ze mną? Przez niego? - Kłade wolną rekę na jego policzku. Dlaczego to robię? Dlaczego daje mu nadzieje,której sama nie mam? Może w glebi duszy rozumiem że to właściwe, dobre dla nas obojga. Uśmiechamsię do niego lekko przeczac głową.

- Nie. To tylko kolega który potrzebował... pomocy. - Przed oczami widzę prawie nieprzytomnego bruneta z kulą w brzuchu. W uszach słysze jego zagłuszony krzyk gdy rozcinam mu skórę aby wyjąć kulę. Do końca  życia będę  to pamietać, zresztą jak wszystko z nim związane. Moje myśli  przerywa blondyn dotykając ustami moje. Rozmyślanie o brunecie oderwało mnie  od rzeczywistości. Odpycham go lekko i odchodzę krok do tyłu.

- Ali, dlaczego to robisz? - Marcus robi krok do przodu, a ja kolejny do tyłu. Nadal pamiętam że jest moim przyjacielem, ktorego nie chce stracić. Gdy patrzę  w jego oczy mam ochote mu powiedzieć dlaczego narazie nie mogę. Dlaczego nie może  sie narazie do mnie zbliżać, nie w ten sposób. Chłopak marszczy brwi gdy już od jakies minuty stoję bez słowa. Nie chce kłamać, a odpowiedź na jego pytanie może być jedynie kłamstwem. Nienawidzę siebie jeszcze bardziej gdy moja ręka się rozluźnia przez co róża spada na ziemię. Blondyn patrzy się na nia chwilę aż mówi - Dopóki nie bedziesz wiedziała czego chcesz nie zbliżaj się do mnie. Nie chce znów cierpieć. - Odwraca się do mnie plecami i odchodzi. Patrze na jego plecy aż skręca w jakąś uliczkę. Straciłam pracę, straciłam swoje dawne życie, straciłam najlepszego przyjaciela. Została mi już tylko rodzina którą okłamuje i morderca mieszkający u mnie w domu. Świetnie, moję życie nie mogło być lepsze. Nie podnosząc róży idę do sklepu nie odczuwając wielkiego smutku. Dlaczego? Straciłam Marcusa a nie czuje smutku. Nie czuje nic. Jestem okropnym człowiekiem.

***
Wchodzę do domu z dwiema torebkami pełnymi jedzenia. Jego już nie ma, przez co mam chwilę spokoju. Rozpakowuje jedzenie, a raczej mrożonki i kilka potrzebnych rzeczy jak chleb lub sól. Nie wiem teraz co ze sobą zrobić. W końcu go nie ma, a ja stoję w kuchni jak słup soli. Wtedy mój wzrok ląduje na szafce której dawno nie otwierałam, a powinnam. To chyba  moja najlepsza decyzja odkąd w moim życiu pojawił się pewien brunet, morderca.

~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~

Za chwilę kolejny rozdział

Przegrana gra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz