Przebrana w normalne ubrania idę do salonu i siadam obok taty, który nawet na mnie nie spojrzy. Mam tego dość, chce już mu powiedzieć co o nim myślę kiedy dociera do mnie co mówi dziennikarka.
- Nie żyje znana psycholog Anna Tate. - Na całym ekranie jest pokazane zdjęcie kobiety z którą miałam się spotkać za kilka dni. Napinam się jak struna i chce zwołać Jacksona, ale się opamiętuje. Ojciec jest tu, może pomyśleć że ją znałam. Jest to prawda, ale już nic mu nie powiem o tej sprawie. Wystarczy że telefon do niego popsuł wszystko. - Została postrzelona jednym strzałem w głowie. Jeśli ktoś widział dzisiaj rano kogokolwiek kto wychodził z tego budynku, proszę dać znać policji. - Strzał w głowę, blondyn, Anna, psycholog od szefa. Są blisko, zbyt blisko. Wstaje na równe nogi i idę do pokoju. Zaczynam budzić bruneta w stanie szoku. Potrząsam jego ramieniem dopóki nie otwiera oczu.
- Śpię. - Mówi zabijając mnie wzrokiem. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę jak blada i przestraszona jestem. Bierze mnie za dłoń. - Co się dzieje?
- Są blisko. - Mówię drżacym głosem. Chłopak przyciąga mnie i przytula. Zamykam oczy i liczę. Muszę się uspokoić, dopóki tego nie zrobię nic nie zrobimy z rodzicami. Nic mu nie wytłumaczę. Siedzimy już minutę, a ja nadal liczę w myślach. To nie pomaga.
- Alice, wiem żs jesteś w szoku, ale musisz mi powiedzieć. - Mówi nadal trzymając mnie w ramionach. Strzał w głowę, blondyn, Anna, krew, ucieczka. Strzał w głowę, blondyn, Anna, krew, ucieczka. Strzał w głowę, blondyn, Anna, krew, ucieczka. Powtarzam te słowa w głowie, aż czuje spokój. Odsuwam sie od niego i biore głeboki wdech.
- Psycholog, byłam tam. - Chłopak marszczy brwi i kiwa głową. On wie o Annie, że do niej chodziłam, a raczej poszłam jeden raz. - Nie żyje. Zabili ją. - Chłopak wstaje, w porównaniu do mnie trzyma się dobrze. Zaczyna chodzić po pokoju i mówić coś pod nosem. Ja za to kładę się i przytulam poduszkę. Jeszczs niecałą godzinę temu byłam z Marcusem, chcę wrócić do tamtej chwili.
- Nie wiemy czy znają twoje nazwisko, może tylko usłyszeli że tak byłaś i chcieli od niej poznać nazwisko. Nie wiemy czy cokolwiek powiedziała. - Brunet klęka przy łóżku naprzeciwko mnie i łapie moje dłonie. - Twoi rodzice muszą wyjechać, dzisiaj. - Rodzice! Za bardzo się przejęłam sobą. Siadam i próbuje myśleć, ale nie mogę się skupić. Pierwszy raz nie mam pomysłu, nawet beznadziejnego.
- Nie wiem, potrzebuje odpoczynku Jackson. - Zabieram od niego dłonie i kładę się przodem do ściany. Czuje jak materac za mną ugina się.
- Ty chyba nie rozumiesz że nie masz na to czasu. Nie wiemy ile wiedzą, mogą tu wparwać nawet za minutę. - Sztywnieje wyobrażając sobie mamę która byłaby wtedy u mnie w domu. Albo tatę, wielkiego upartego osła. On ma rację, znowu. Nie mogę poprostu iść spać, muszę się ich pozbyć, nawet nie wiem ile mamy czasu.
- Ty spakuj rzeczy, ja zajme sie rodzicami. - Siadam i zamykam oczy. Na razie wpadłam na jeden pomysł, którego nie mogę użyć. Nie mogę in powiedzieć prawdy. Co by zrobił Jackson, czyli idealny kłamca. Co by powiedział? On ma w ogóle rodziców? Nigdy nawet nie wymienił ich słowem, ani się o nich nie martwi. Chyba. Nie, stop, nie obchodzi mnie to. Kogo ja chcę oszukać? Chce o nim wiedzieć więcej. Nie, stop, rodzice. Muszę się zająć swoimi rodzicami, nie jego. Otwieram oczy, wstaje i wołam ,,zebranie rodzinne!".
W dzieciństwie mieliśmy takie zebrania gdy ktoś coś zrobił, co reszcie się nie podobało. Coś takiego jak interwencja. Tak jak wtedy siadamy przy stoliku w jadalni, bez niczego. Bez gazety, telefonu czy nawet jakieś kartki.- Alice po co to? - Pyta ojciec znudzonym głosem w którym czuć też nie chęć do mnie. I wtedy już wiem co robić, co powiedzieć, jak ich wygonić. Odpowiedź była dokładnie przede mną, ubrana w koszulę i dżinsy. Załatwię dwie sprawy w jednej rozmowie.
- Mam tego dosyć. - Opieram się i kładę ręce na stół. Mam nadzieję że ojciec się nie zmienił, że będzie stawiał na swoim. - Mam dosyć tego jak mnie traktujesz. Nie moja wina że nie chciałam zostać lekarzem. Ojciec powinien spierać swoje dzieci! - Mama siedzi cicho wpatrując się na stół, a ojciec patrzy się w moje oczy. - Przeproś mnie za wszystkie te lata, albo wyjedź. - Ojciec wstaje i uderza w stół, robię to samo tylko bez uderzenia. Musi wiedzieć że nie żartuję, że dopóki mnie nie przeprosi nie ma czego tu szukać. Mężczyzna prycha.
- Nie mam za co Cię przepraszać. - Czuje suchość w gardle. Uparty jak osioł, nie umie schować sowjej dumy, nawet przez minute. - Pakuj się, za godzinę wyjeżdżamy. - Mówi do mamy i odchodzi od stołu. Dopiero gdy trzaska drzwiami ja siadam. Mama po chwili wstaje i ze spuszczoną głowa idzie do ojca, najprawdopodobniej sie pakować. Ja za to opieram się na łokciach i chowam głowę w dłonie. Dlaczego nie chciał mnie przeprosić? Wiem że na to liczyłam, bo musieli wyjechać, ale... Jego dawna córka, cząstka która jeszcze we mnie została pragneła tych przeprosin. Pragnęła aby spojrzał na nią, tam jak kiedyś.
~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~Nic dodać nic ująć
Kolejny rozdział wstawię jeszcze dzisiaj
Maksymalnie jutroCoraz bliżej i bliżej.....
CZYTASZ
Przegrana gra
Romans- I co ja teraz mam z Tobą zrobić? - Czuję jak przykłada mi lufę do czoła. Zaczynam jeszcze mocniej płakać i zaciskać oczy. Nie chce umierać, nie w taki sposób, nie teraz. Mam dopiero do cholery 25 lat. - Błagam, nie zabijaj mnie. - Otwieram oczy kt...