Mam przy sobie apteczkę, nić i igłe. Wiem że nie mogę iść do szpitala przez tą całą sytuację, więc muszę sama przeprowadzić zabieg. Na szczęście chłopak nie wyjął noża, a ja już widziałam takie przypadki. Często w szpitalu pojawiali się tacy ludzie mające coś wbite w nogę. Zazwyczaj to byli robotnicy którzy nie uważali na kursie BHP. Pierwszy raz przydaje mi się chora ambicja ojca, abym została lekarzem jak on.
- Musi mi się udać. - Mówię do siebie, aby chociaż trochę się uspokoić. Niestety jak można się domyślać nie udaje mi się to za pierwszym razem, więc powtarzam te jedne zdanie w kółko i w kółko, aż moje ręce przestają się trząść.
***
Chłopak leży ledwie przytomny, ale wszystko się udało. Oczywiście specjalista zrobiłby to o wiele, wiele, wiele lepiej, ale nie można narzekać. Moje ręce, tak jak ubranie są całe w krwi, ale teraz to nie jest ważne. Uratowałam życie mordercy, czy powinnam? Prawdopodobnie nie, ale musiałam. Sprawdzam mu jeszcze puls, który jest całkiem unormowany. Będzie żył.
Siadam już wygodnie, oparta o kanapę. Czuję jak adrenalina przenika przez moje żyły. Tylko co teraz? Kiedy wyzdrowieje do końca? Kiedy stąd wyjdzie i nigdy nie wróci? Adrenalina opada, a na jej miejsce pojawia się panika. Co jeśli nie zostawi mnie nigdy?
- Jesteśmy kwita. - Słyszę jego głos, przez co wracam do rzeczywistości. Patrzę na jego twarz, która jeszcze niedawno była tak rozmazana w moje pamięci. Teraz gdy zamknę oczy będę to widziała tak dokładnie... Nie chce tego, jednak musi u mnie zostać. Pewnie nie ma siły wstać, a co dopiero gdzieś iść.
- Musisz odpoczywać, aby jak najszybciej stąd odejść. - Mówię co chwilę się jąkajac. Zostawiam go na kanapie i idę do łazienki. Dopiero gdy stoję pod prysznicem daje upust łzom. Uratowałam mordercę, który jak tylko stąd wyjdzie będzie zabijał kolejne osoby. Powinnam iść ma policje, ale boję się. Jeśli ktoś z jego znajomych o mnie wie, będę miała przejebane do końca życia.
***
Gdy wychodzę z pod prysznica i wchodzę do salonu on już śpi. Siadam niedaleko niego w fotelu i obserwuje jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Dopiero teraz mogę się mu dokładnie przyjrzeć. Widzę każdą jego blizne, każdy jego siniak, każdą jego ranę. Musiał dużo przejść, ale prawdopodobnie na własne życzenie. Spoglądam na ziemię i dopiero teraz zauważam czarny portfel. Jego prtfel. Czas zobaczyć kim on jest. Odrazu wyciągam dowód. Finn Collin, urodzony w Filiadefi, urodziny 15 marca, rodzice Emilia i Connor Collins. Odkładam dowód na miejsce, a portfel kładę na szklany stolik.
- Życie za życie Finn. - Mówię cicho patrząc się na jego twarz. Wstaje i idę do sypialni, chociaż wiem że i tak dzisiaj nie zasnę. Po godzinie leżenia i rozmyślania o tym jakie moje życie jest do dupy postanowiłam coś obejrzeć na netflixie. Pierwsze co mi wpadło w oczy to ,,How to get away with morder" więc włączyłam to. I tak przeleciała mi cała noc.
***
Jestem już na drugim sezonie kiedy zaczyna dzwonić mi budzik,no tak, zapomniałam go wyłączać. Zamykam laptopa i idę do kuchni zjeść śniadanie, ale najpierw zaglądam do salonu. Finn nadal śpi, co jest dla mnie wielkim plusem. Na śniadanie robię sobie jajecznicę. Przez chwilę się wacham czy i mu nie zrobić, ale postanawiam w końcu że mój dom, nie jakiś hotel, a on nie jest moim gościem, więc dlaczego miałabym robić i dla niego? Siadam przy stole i zaczynam jeść przeglądając Instagrama. Gdy już kończę słyszę tłuczące się szkło, przez co zastygam. Obudził się. Jestem pewnie głupia jak te wszystkie postacie w horrorach, ale idę tam. Finn stoi przy komodzie, a pod jego nogami leży zdjęcie które jeszcze niedawno było w szkalenej ramce.
- Przepraszam. - Słyszę jego głos, przez co przed oczami znów mam twarz zabitego mężczyzny. Zachowuje się jeszcze gorzej niż przed chwilą, bo podchodzę do niego, tylko aby podnieść głupie zdjęcie. Czuję na sobie jego przenikliwy wzrok. Nie wiem jak sie zachować, jeszcze trzy dni temu przykładał mi pistolet do głowy, wczoraj go uratowałam, a teraz stoję blisko wpatrując się w nieznaczące zdjęcie z moją przyjaciólką z dzieciństwa. Nie wiedzac co powiedzieć robie krok do tyłu i to mój największy dzisiejszy błąd, ponieważ nadepnełam na dość duży kawałek szkła.
- Cholera. - Jęcze i na jednej nodze opierając się o stół idę do kanapy na której siadam. Cholernie boli, głupia ja. Wyjmuje szkoło, a że apteczka nadal tu leży nie zajmuję długo, a rana jest już zaklejona białym plastrem.
- Dobra czas coś wytłumaczyć. - Chłopak siada pod rugiej stronie kanapy trzymając za swoją ranę. Nie chce pokazać jak go boli, ale ja pamietam jak podczas "operacji" krzyczał z bólu. Nie dziwie mu się, bo przecież nie miał żadnego znieczulenia. Ja bym nie wytrwała. - Muszę u Ciebie zostać jakiś czas. - Zatyka mnie. On nie może, Po prostu nie. Już zapłaciłam swój dług, on nie może.
- Nie, nie, ja... nie... uratowałam cię. Spłaciłam dług. - Mówie wstajac czego odrazu żałuje. Czuje straszny ból, więc znowu siadam na te same miejsce. Nie mogę uciec od niego, nigdy nie ucieknę. Co ja sobie myślałam? Że odejdzie, od tak? Jestem poprostu w chuj naiwna.
- Słuchaj. - Wzdycha i zamyka na chwilę oczy. Teraz zachowuje się całkowicie inaczej niż trzy dni temu. Może dlatego że nie ma przy sobie broni? - Jeśli pozwolisz mi zostać będę miał u Ciebie dług. Rolę się odwróciły. - Uśmiecha się, jakby powiedział coś zabawnego. Patrze się na niego szukając jakiegokolwiek podstępu, ale nic na to nie wskazuję. Czy ja właśnie myślę, aby morderca został u mnie w domu?
- A jeśli mnie zabijesz, jak tamtego faceta? - Patrzę na jego ciemne oczy. Gdybyśmy spotkali się w innej sytuacji, pewnie marzyłabym żeby postawił mi drinka w barze. Uśmiecha się jakbym powiedziała coś zabawnego i przysuwa się do mnie.
- Nie mam powodu. - Szepcze mi do ucha,a po moim kręgosłupie przechodzi zimny, nieprzyjemny dreszcz. Wstrzymuje idech, a ze strachu nie mogę się ruszyć.
- odsun się. - Mówię przerażona. Mężczyzna na szczęście się słucha i odsuwa na poprzednie miejsce. Dopiero teraz mogę wypuścić powietrze z płuc. - Zostaniesz jeśli nie będziesz się do mnie zbliżał. Gdy jestem poza swoim pokojem, ty musisz być w gościnnym, który jest tam. - Pokazuję ręką w stronę jedynch ze drzwi. Prawdopodnie właśnie popełniłam najwiekszy bład w swoim życiu, naprawdę nie wiem co mną kierowało gdy to mówiłam. - Ale nie będziesz tu więcej niż miesiąc.
- Dobrze. - Kiwam głową i podnosze się z kanapy, tym razem uważając na skaleczenie. Idę powoli lekko kulejąc w stronę kuchni. Gdy już jestem przy wyjściu z salonu słyszę jego głos. - Ratujesz mi życie. - Szczerze to nawet nie chce wiedzieć co ma na myśli. Może tu zostać bo kiedyś może mi się przydać ta przysługa. W pracy dziennikarza wszystkie informacje się przydają, a on będzie mógl mi je podawać. Tylko pytanie, czy wrócę jeszcze do pracy.
~~~~~~~~~
~~~~~~~~~Niedługo pojawi się nowy rozdział
CZYTASZ
Przegrana gra
Romance- I co ja teraz mam z Tobą zrobić? - Czuję jak przykłada mi lufę do czoła. Zaczynam jeszcze mocniej płakać i zaciskać oczy. Nie chce umierać, nie w taki sposób, nie teraz. Mam dopiero do cholery 25 lat. - Błagam, nie zabijaj mnie. - Otwieram oczy kt...