43. Wyznania, bezsenność i zmęczenie

591 47 9
                                    

10 I 2021 (02:16, to już chyba rutyna, że wrzucam rozdziały o dziwnych porach)

Cóż... Mam szczerą nadzieję, że jakoś się trzymacie w tym nowym roku..?

Tw // self harm & unhealthy diet habits

Ten rozdział będzie szczery. Najbardziej szczery, ze wszystkich, dotychczas tu wrzuconych. Jeśli jesteś wrażliw* na wyżej wspomniane tematy - pomiń, proszę ten rozdział.

Ostatnie dni były... Ciężkie. Pożegnałam pewną dość bliską osobę i chyba coraz głębiej wpadam w kompleksy związane z wyglądem.

[Tu wstawka

Drogi czytelniku,
proszę, pamiętaj o tym, że jesteś piękną, wartościową osobą, przysięgam. Jeśli czujesz, że powoli nie dajesz sobie rady, powiedz o tym komuś, nie masz czego się obawiać, naprawdę. Proszę, dbaj o siebie, szukaj pomocy jeśli czujesz taką potrzebę, bo Twoje problemy nigdy nie są "nieistotne".]

Dobrze, chyba mogę z czystym sercem kontynuować. Szczerze? Nie znoszę siebie. To nie tak, że patrząc w lustro mam ochotę je stłuc. Napady frustracji przychodzą czasami. Czasem gryzłam poduszkę, nie mogąc dać inaczej ujść frustracji, niż jedynkę poprzez bezgłośny krzyk. Kaleczyłam się. Kaleczę się. Myślałam, że trzy lata temu wyszłam z tego, przy wsparciu rodziny. Nie wyszłam. To wciąż gdzieś tkwi we mnie. Nienawidzę jeść i czuję do siebie odrazę po zakończeniu tej czynności, nawet gdy faktycznie coś mi smakowało. Nigdy zbytnio tego nie lubiłam, szczerze powiedziawszy. Natomiast, moja fiksacja na tym punkcie rozpoczęła się chyba w listopadzie 2019 roku. Pewna osoba z mojego otoczenia była punktem zapalnym. Broń Boże, to nie jej wina! Jej metamorfoza wywarła na mnie tak ogromne wrażenie... Zazdrość. Tak, to było właśnie to. Niesamowicie ciężko mi się do tego przyznać, bo ją szczerze uwielbiam, ale... Tak właśnie było. Miałam epizody z jedzeniem, jadłam absolutnego minimum, by nie wzbudzać w rodzinie podejrzeń, tj. bywało, że kilka tygodni jadłam jedynie obiad, gdy musiałam siąść i jeść wraz z nimi, następnie miesiąc/dwa normalnego funkcjonowania, po czym wpadałam w to koło z powrotem. Od września jest tylko gorzej, nie ukrywając. Wszelkie uwagi co do wyglądu traktuję przesadnie osobiście, boję się jeść przy ludziach, wręcz boję się głodu. Moje bmi zmniejsza się. Powoli, ale owszem. Nie jest to zdrowe, wiem. Ale ekscytuje mnie to. To jak gra w rosyjską ruletkę. Wszystko jest dobrze, po prostu wyolbrzymiasz, skończysz z zaburzeniami odżywiania, czy też już siedzisz w tym bagnie? Nie wiem. Może wszystkie te opcje? Jestem zmęczona, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Utrzymuję normalny kontakt z rodziną, nie są niczemu winni, by obrywać za cyrk, który robię. Kontakt ze znajomymi? Staram się, ale czasem nie mam nawet motywacji, by włączyć wiadomości.

Podsumowanie? Proszę bardzo.
Mam poczucie winy? Tak. Jestem toksyczną osobą? Jak najbardziej. Czy jestem dobrym przykładem? Niech wszystko co boskie powstrzyma Ciebie, czytelniku od uznania tego co ja odpieprzam, za przeproszeniem za słuszne. Nie bierzcie przykładu. Błagam. Ja... Wciąż nie wiem, jak moja druga połówka wciąż mnie kocha. Naprawdę nie wiem. Mnie, urywającą kontakt na kilka dni. Mnie z problemami, kompleksami i bojącą się ludzi. Nie chcę jej mówić o tym wszystkim, ale jestem jej ogromnie wdzięczna, że zawsze mogę się z nią skontaktować. Kocham cię, o ile będziesz to kiedyś czytać, sun

Myśli Ukryte W SzafieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz