21. Twoja kolej przyjacielu

3.3K 81 4
                                    

POV Zack

Patrzyłem na nią jak słodko wygląda śpiąc. Nie jestem w stanie opisać słowami radości po tym jak obudziła się po takim czasie. Przez trzy pierdolone miesiące żyłem w ciągłym strachu. Ciągle o niej myślałem, zastanawiałem się co będzie dalej, co będzie jeśli się nie obudzi, jeśli zostawi nas wszystkich odchodząc do innego świata. Bałem się, ja po prostu cholernie się bałem. Tak bardzo nie chciałem jej stracić. Przez te wszystkie dni nie byłem sobą. Tata Rose nie chciał mnie widzieć na oczy i wcale mu się nie dziwię. To wszystko moja wina, to przeze mnie tam się znalazła i otarła o śmierć. Przez trzy miesiące z nikim nie rozmawiałem i z nikim się nie widziałem. Nie chciałem. Jedynym pożądanym towarzystwem była moja Rose. Siedziałem przy niej dniami i nocami. Często nie wracałem do domu. Żyłem jako wrak człowieka, ale jednocześnie nie potrafiłem od niej odejść, przestać się w nią wpatrywać, nie odczuwać jej przy sobie. Czasami jednak musiałem wrócić do domu. Omijałem wszystkich kierując się prosto do pokoju i kładłem się spać, żeby na następny dzień znów być przy niej. Śniłem o niej. O jej pięknych oczach, uzależniającym zapachu, o jej uroczym i szczerym uśmiechu. To były te dobre sny, ale po nich zawsze nadchodził jeden zły. On ciągle przy mnie trwał, nie chciał ode mnie odstąpić. Jeden powtarzający się, przerażający koszmar, którym był ten przeklęty 25 września. 

Ona mnie uratowała.

Ani chwilę nie pomyślała o tym co się z nią stanie. Chciała mnie uchronić, ocalić moje życie i udało jej się. Udało jej się choć tak bardzo chciałbym, żeby było inaczej. Tak bardzo chciałbym tam leżeć zamiast niej. Tego momentu do końca życia nie zapomnę. Usłyszałem tylko strzał, a potem już poszło. Gościu padł od razu, nie było co ratować, ale nie to było ważne. Wtedy byłem skupiony na jednym. Nie słyszałem jej płaczu ani jęków. Widziałem jedynie jej oczy, w których z każdą kolejną sekundą gasł ten życiodajny blask. Traciłem ją. Nieudolnie chciałem zatamować krwawienie, ale nie byłem w stanie sobie poradzić. Przybiegł Matt i to on ją uratował. Ja tylko patrzyłem na to wszystko z niedowierzaniem. Nie słyszałem nic oprócz własnego ryku, okropnego lamentu. Jedyną myślą błądzącą po mojej głowie były moje ostatnie słowa skierowane do niej.

Nie dam ci umrzeć, na pewno nie samej. Gdziekolwiek będziemy, będziemy w tym razem.

Wtedy zamknęła oczy. Zamknęła i nie otworzyła ich przez pierdolone trzy miesiące. Nienawidziłem siebie za to co się stało, ale jeszcze bardziej nienawidziłem wtedy ludzi. Pieprzone kondolencję i wyrazy współczucia. Wtedy czułem się jakby naprawdę ode mnie odeszła bezpowrotnie. Nigdy nie lubiłem samotności, ale wtedy to była jedyna rzecz, której potrzebowałem. Niekiedy samotność bywa podbudowująca, ale nie wtedy. Nie kiedy byłem zamknięty sam ze swoimi myślami. Ciszę natomiast lubiłem, ale nie taką. Tamta cisza była wręcz nieznośna. Nie znosiłem momentów kiedy nie słyszałem jej głosu ani śmiechu. Bardzo chciałem mieć ją przy sobie, ale nie mogłem. Starałem się nieudolnie przywyknąć do tej samotności w razie gdyby doszło do najgorszego. Nie potrafiłem tego zaakceptować. Nie potrafiłem nastawić się na to. Dziś, kiedy po tak długim czasie oczekiwania na poprawę, na lepsze jutro, usłyszałem coś czego najbardziej się bałem. Coś co doszczętnie pokruszyło resztki mojego połamanego serca. Umierała. 

Od samego początku do końca trwali przy niej najbliżsi. Nawet osoby niewierzące zaczęły modlić się do samego Boga o jej życie. Wszyscy chodzili przybici, wszyscy przestali się uśmiechać, bo promyk radości z dnia na dzień nikł. Rose była tym promykiem. Każdy odczuwał jej brak. Jedyną dobrą informacją w tamtym momencie było to, że chłopakom udało się załatwić wszystko od strony prawnej, co oznaczało, że nikt nie będzie miał problemów. 

Po trzech miesiącach niepokoju wreszcie nadszedł tak bardzo wyczekiwany moment. Obudziła się. Otworzyła oczy, chociaż każdy obawiał się najgorszego. Nikt, ale to kurwa nikt nie zrozumie ulgi jaka w tamtym momencie we mnie wstąpiła. Niepohamowana radość, szczęście i płacz. To wszystko co siedziało we mnie przez ten cały czas znikło. Jakby wszystko uszło ze mnie wraz z wydychanym powietrzem, a ja dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo ją kocham, jak nie mogę przeżyć bez niej ani chwili. To właśnie ona dostarczała mi chęci do życia. Właśnie ona stanowiła cały sens.

Za bardzo Cię pragnęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz