16. Ale stypa

4.4K 80 44
                                    

Piątek, 17.00

Siedzę już piątą godzinę w ciemnym pokoju podpierając ścianę i patrząc się pusto przed siebie. Jestem taka żałosna. Dosłownie ryczę w towarzystwie piosenki Justina Biebera i Jacka Danielsa. 

-Nie, to się nie stało... - szeptałam sama do siebie, trzymając się za głowę, kołysząc się w przód i tył. Od rana co jakiś czas mam napady paniki i wcale się sobie nie dziwię.

On. Nie. Żyje.

A ja widziałam jak umierał i nic nie zrobiłam. Mógłby żyć gdybym potrafiła wykonać choć jeden ruch. Zadzwonić po pomoc, no cokolwiek. To też moja wina. Mogłam mu pomóc, ale nie byłam w stanie. To dla mnie stanowczo za wiele. Nagle moje rozmyślanie przerwał dźwięk, który wydały drzwi od mojego pokoju.

-Rosie, dlaczego się nie szykujesz? - ten kto odważył się przerwać mi błogą ciszę zginie, a że tego zdrobnienia używa tylko tata i... Zack to oczywistym było kto to wypowiedział.

Niestety.

Tak bardzo bym chciała, żeby było inaczej.

-Wyjdź stąd - warknęłam 

-Ja rozumiem, że to dla ciebie szok, ale ten bal jest naprawdę ważny. Masz piękną sukienkę i będziesz tam błyszczeć. Choć na chwilę o tym zapomnij.

-Pierdole ten głupi bal! Zginął człowiek i to z naszych rąk! I co ja mam według ciebie zrobić, iść tak po prostu bawić się na tym pojebanym balu i udawać, że nic się nie stało?!

-Po pierwsze nie z naszych rąk tylko z moich, to ja strzeliłem - tłumaczył.

-Może i tak, ale ja też nic nie zrobiłam, a mogłam. To też moja wina i nic mi nie wmówisz. My go tam zostawiliśmy jak psa, jak mam przestać o ty myśleć co?!

-Przecież ci wczoraj tłumaczyłem. Nie zachowuj się jak dzieciak i postaraj się zrozumieć. Czasu nie cofniesz, stało się Rose - powiedział poważnie.

-Nie Zack, nie zrozumiem.

Nigdy nie zrozumiem jak mogliśmy tak postąpić.

*

-Rose - zaczął, ale nie reagowałam - Rose cholera jasna, odejdź od niego!

-Zack! - jeszcze bardziej zapłakałam - o-on nie oddycha, szybko zrób coś - zaszlochałam

-Rose chodź do mnie - szarpnął mnie za ramię kiedy ja klęczałam przed ciałem.

-Nie szarp mnie! - wybuchłam - dzwoń po karetkę, trzeba mu pomóc!

-Już cicho, chodź do mnie Rosie - zmienił podejście na delikatniejsze, bo zauważył, że krzykiem nic nie zdziała - Rose proszę cię, odsuń się od niego - chwycił mnie tym razem delikatnie w tali i przyciągnął do siebie zamykając w szczelnym uścisku.

-Dlaczego to zrobiłeś, mogliśmy załatwić to pokojowo - zapłakałam mu w koszulkę.

-Oj Rosie - westchnął - to nie jest takie proste jak ci się wydaje. Oni doskonale wiedzą kim jestem i pragną zemsty. Wolałabyś, żebym to ja tu leżał? Jeśli ja bym nie strzelił on by to zrobił. Ktoś dziś musiał zginąć. Oni jak coś sobie postanowią, zrobią wszystko, by to się stało. To pokręcone, nie zrozumiesz - mocniej oddał uścisk, pewnie dlatego, żebym czuła się bezpieczna.

-To mi to wytłumacz Zack - nagle moje ciało opanowała złość - wytłumacz mi dlaczego oni cię tak dobrze znają, dlaczego tak uparcie szukają zemsty, dlaczego stoimy tu z krwią na rękach mężczyzny, który ze swoją watahą cię napadł. Nie robię z siebie bohaterki Zack, ale jakby to wyglądało gdybym tędy jednak nie przeszła? Teoretycznie odwróciłam uwagę tego całego przywódcy i go obezwładniłam, więc może to właśnie dlatego to on jest martwy, a nie ty. Tylko wyjaśnij mi do cholery dlaczego? Dlaczego byłeś zmuszony się do tego posunąć?! - wyładowałam swoje zdenerwowanie. 

Za bardzo Cię pragnęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz