TW: Tematy kręcą się około samobójstwa i samookaleczania się, więc wrażliwe na ten temat osoby, żeby pominęły ten rozdział.
__________________________________________
Minął ponad tydzień odkąd Levi się do mnie odezwał. Jeszcze w pierwszych kilku dniach postanowiłem, że dam mu trochę przemyśleć wszystko i poukładać myśli. Ale z im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej zaczynałem się martwić. Próbowałem się z nim skontaktować ale nic nie działało, nie odbierał telefonu i nie odpisywał na sms'y. Miałem w planach odwiedzić go w jego domu, ale przypomniałem sobie, że mieszka z wujkiem. Nie wiem jak on mógłby zareagować na moje odwiedziny. Wolałem mu nie podpadać. Ale w ostateczności będę musiał tam iść. Levi nie daje znaku życia, więc nie mogę pozostawiać tak tego bez echa.Zakryłem twarz poduszką, a z moich oczu poleciały łzy. Może mogłem wtedy za nim pobiec? Może pomyślał, że poczułem do niego obrzydzenie w momencie gdy podzielił się ze mną tym, że coś do mnie czuje. Byłem tak bardzo bezsilny i nie miałem pojęcia co robić. Właściwie... mogę pójść do niego i dopytać co się dzieje. Ale jest za późno, może rozzłoszcze jego wujka i przez to Levi będzie miał problemy.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Zerwałem się na równe nogi i wytarłem łzy by móc cokolwiek zobaczyć. Na ekranie wyświetlał się numer chłopaka. Tak bardzo się ucieszyłem. Szczęście przepełniało moje całe ciało. Odebrałem telefon i wpadłem w słowotok. Spytałem czy wszystko okej? Czemu nie odbierał? Czemu nie odpisywał na sms'y? Gdzie był? Powiedziałem też, że się martwiłem i nie wiedziałem już co robić.
-Em, dzień dobry- odezwał się damski głos. Byłem kompletnie w szoku.
-Znalazłam ten telefon obok chłopaka, który był ranny no i tylko pański numer był w nim zapisany. Dlatego wnioskuję, że jest pan kimś bliskim?- spytała. Strach oblał mnie jak jesienny deszcz. Nie spodziewałem się takiej wiadomości. Bardzo chciałem żeby to był tylko głupi żart.-T-tak- odpowiedziałem po chwili zastanowienia.
-Co się z nim stało? Proszę, niech pani mi powie- dodałem błagalnym głosem.-Cóż... znalazłam go na ławce w parku, zemdlał. Z tego co zauważyłam miał mocno podcięte żyły. Już zabrała go karetka, więc trafi w dobre ręce- powiedziała lekko roztrzęsiona.
-Ale co z nim?? Co lekarze powiedzieli?? Będzie z nim dobrze?- spytałem podniosłym głosem, byłem bardzo niespokojny.
-Powiedzieli, że... jest możliwość, że z tego wyjdzie- zatrzymała się na chwilę.
-Ale szanse są niewielkie. Jego rany były bardzo głębokie i chyba leżał tu dłuższą chwil- nie dokończyła, bo połączenie zostało zerwane.Nie mogłem tego słuchać. Mój świat kompletnie się rozpadł wraz z informacją o stanie Levi'a. Wyskoczyłem z pokoju w podskokach, założyłem buty i wziąłem kurtkę, po czym opuściłem dom. Wsiadłem na rower i jak najszybciej pojechałem do najbliższego szpitala. Droga do szpitala była ciężka, nic nie widziałem przez łzy, które nieustannie napływały mi do oczu. Chciałem by to wszystko okazało się koszmarem. Snem, z którego zaraz obudzi mnie mama, wołając nas wszystkich na śniadanie.
W końcu dotarłem do budynku szpitala i wpadłem do niego z prędkością światła.
-Levi Ackerman! Jest tu? Proszę mi powiedzieć- złapałem pierwszą lepszą pielęgniarkę idącą korytarzem. Ta spojrzała na mnie od góry do dołu i odparła twierdząco.-Właśnie wracam z sali operacyjnej, na której leży pan Ackerman- odparła.
-Kim pan jest?- spytała gdy zacząłem dopytywać co z nim.-Jestem jego chłopakiem, proszę mi powiedzieć co się stało- odpowiedziałem bez zastanowienia. Kobieta uśmiechnęła się smutno.
-Na razie leży na stole operacyjnym, zszywają mu rany. Będziesz musiał poczekać, nie wiem ile im to zajmie. Twój chłopak ma naprawdę głębokie rany. Poczekaj najlepiej przy jego sali, jest to sala numer 24. Na końcu korytarza jest sala operacyjna więc będziesz wiedział kiedy skończą operację. A teraz przepraszam, muszę lecieć- poklepała mnie po ramieniu po czym ruszyła w drugą stronę.
Westchnąłem ciężko i udałem się w stronę sali, którą podała mi pielęgniarka. Cały się trząsłem i nie mogłem uspokoić myśli. Gdy w końcu dotarłem na właściwy korytarz nie byłem w stanie usiąść w miejscu. Chodziłem więc w kółko. Niesamowity ból przeszywał moje serce. Dlaczego on to zrobił? Przecież nie odrzuciłem go, nie sprawiłem żeby czuł się jakkolwiek źle... Starałem się być dla niego jak najlepszą wersją siebie. Czemu to się tak skończyło? Czy on z tego wyjdzie? Co jeśli nie? Boże, za jakie grzechy to wszystko się dzieje?
Po pół godziny chodzenia w kółko i w kółko w końcu usiadłem. Byłem tak zmęczony. Psychicznie i fizycznie. Nie miałem sił na nic, to wszystko mnie przerastało. Straciłem siły nawet na płacz. Nie pamiętam kiedy przymknąłem oczy i usnąłem na krześle, z głową opartą o zimną szpitalną ścianę.
CZYTASZ
𝓵𝓲𝓽𝓽𝓵𝓮 𝓵𝓲𝓮𝓼 | ereri
Fanfiction!𝕦𝕨𝕒𝕘𝕒! Wiek postaci został zmieniony na potrzeby fanfika. Najbardziej odczuwalna zmiana zaszła u Erena i Levi'a. Mianowicie eren ma 16 lat i jest w pierwszej liceum, natomiast Levi ma 18 i jest w 3 liceum. Chyba proste. Przepraszam że aż tak b...