17

385 45 14
                                    


Spędziłem w tym szpitalu dwa tygodnie. Prawie z niego nie wychodziłem - chyba że przed budynek, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Lekarze powiedzieli, że Levi powinien niedługo się obudzić, więc jedyne co mogę zrobić to czekać. Armin starał się mnie codziennie odwiedzać, przyjeżdżał razem z moją mamą. Obydwoje dotrzymywali mi towarzystwa, wiedząc, że jest mi ciężko. Na całe szczęście miałem zapewnioną opiekę. Nigdy tego nie doceniałem, a teraz jestem tak bardzo wdzięczny za całą troskę i uwagę, którą mi poświęcają w trudnych chwilach. Bardzo chciałbym żeby Levi też mógł doświadczyć chociaż trochę ciepła od bliskiej osoby. Nie wliczając mnie. Chociaż nie wiem czy już udało mi się zbliżyć do niego na tyle, żeby móc określać się mianem bliskiej mu osoby. 

Wstałem lekko obolały z małej beżowej kanapy, na której spałem przez te całe dwa tygodnie. Nie było to najwygodniejsze miejsce do spania ale zawsze coś. Wyjrzałem za okno, przeciągając się leniwie. Świeciło słońce, które od czasu do czasu chowało się za szarawymi chmurami. Z tego co zauważyłem wiał lekki wiatr, bo drzewa kołysały się delikatnie w stronę okien szpitala. Wyciągnąłem z mojej sportowej torby świeże ubrania, założyłem kapcie i wyszedłem z sali, kierując się w stronę łazienki. Nie lubiłem szpitalnych łazienek. Wyglądały na tak bardzo zaniedbane, że wychodząc spod prysznica czułem się brudniejszy niż przed wejściem do niego. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się. Zdążyłem jeszcze umyć zęby po czym wróciłem do sali, zahaczając jeszcze o automat z kawą. Ona jedyna trzymała mnie na nogach. Na moje chwilowe miejsce do spania nie miałem co liczyć. 

Popchnąłem lekko drzwi nogą, bo ręce miałem zajęte. Wszedłem powoli żeby nie wylać zawartości kubka, po czym postawiłem wszystkie rzeczy na małym stoliczku, który znajdował się obok okna. Upiłem łyk kawy i zacząłem pakować brudne ciuchy z powrotem do torby, którą zawsze na koniec dnia opróżniała mama, przynosząc nową porcje ubrań. Nagle usłyszałem cichutkie szuranie. Zamarłem w miejscu, nasłuchując czy szuranie się nie powtórzy. Ale niestety znów zapadła cisza. Wzruszyłem ramionami i kontynuowałem pakowanie się. Jednak niedługo później znowu coś zaczęło szurać. Teraz byłem pewien, że się nie przesłyszałem. Przeleciałem wzrokiem po całej sali, po czym zauważyłem delikatny ruch kołdry, którą był przykryty Levi. Od razu rzuciłem torbę na ziemię i szybkim krokiem podszedłem do jego łóżka. Chłopak lekko poruszał palcami. Budził się. Byłem tak bardzo szczęśliwy. 

-Zaraz wrócę z lekarzem- złapałem go za rękę i po chwili ją puszczając pobiegłem po lekarza. Zostałem poproszony o pozostanie na korytarzu, na co zgodziłem się, lekko zdenerwowany. Usiadłem na krześle, szczęśliwy że Levi się obudził.

Czekałem chyba z 10 minut, po czym lekarz wyszedł z sali informując mnie, że mogę wejść z powrotem. Poprosił jednak, żebym dał mu dojść do siebie bo jest bardzo zmęczony. Podziękowałem, po czym szybko wskoczyłem do środka. 

-Czujesz się już lepiej?- spytałem, siadając na taborecie obok łóżka chłopaka, łapiąc go lekko za rękę. Pytania odnośnie całej tej sytuacji, przez którą tu trafił postanowiłem zachować na później. Jak już będzie czuł się na siłach. 

-Tak. Byłeś tu ze mną cały czas?- skierował wzrok na kanapę, na której leżało pełno moich rzeczy. Torba z brudnymi ubraniami, pasta i szczoteczka do mycia zębów, książkę i parę pustych pudełek po jedzeniu, które obiecałem wyrzucić, ale które dalej walają się po kanapie. Kiwnąłem więc głową, uśmiechając się lekko.

-Właściwie to nie wychodziłem stąd ani razu, chyba że przed szpital żeby zaczerpnąć trochę powietrza. Nie chciałem cię zostawiać tu samego. Tym bardziej, że nie wiedziałem kiedy się obudzisz

-Dziękuję- pierwszy raz od kiedy pamiętam zauważyłem na jego twarzy szeroki, szczery uśmiech. To był jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu. Szczególnie wiedząc, że Levi bardzo rzadko okazywał emocje. 

-Nie ma za co, naprawdę. Cieszę się, że już się obudziłeś- zgarnąłem mu grzywkę z czoła, podziwiając jego piękny uśmiech.

~~~ ~~~ ~~~ ~~ ~~ ~~~ ~

Minął tydzień odkąd Levi się obudził, był już w bardzo dobrym stanie więc lekarz postanowił wypisać go ze szpitala. Podczas jego śpiączki wszystkie siniaki i rany się zagoiły, a ta najgłębsza na nadgarstku wyglądała zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Mama obiecała, że przyjedzie po nas i zaproponowała też, aby chłopak został u nas na tyle ile będzie potrzebował. 
Jeszcze nie pytałem się go o wypadek i co się tak naprawdę stało. Dam mu jeszcze czas. Może nawet sam mi powie. Nie chcę go naciskać. Musi sam chcieć mi powiedzieć.

-Spakowałeś już wszystko?- spytałem, zamykając swoją torbę. Chłopak pokiwał głową pokazując mi swoją, po czym zabraliśmy wszystko i wyszliśmy przed sale. Tam czekała moja mama z wypisem od lekarza, wzięła bagaże Levi'a, który chciał sam je zanieść ale moja mama była bardziej przekonująca i wszyscy ruszyliśmy do auta. Cała podróż minęła nawet spokojnie. W tle cichutko leciało radio, a mama wymieniała nam propozycje obiadu. 

W końcu dojechaliśmy do mojego domu, wzięliśmy wszystkie rzeczy i weszliśmy do środka. Widziałem, ze Levi był trochę zakłopotany. Trochę go rozumiałem - nie miał zbytnio gdzie się podziać po tym całym pobycie w szpitalu, zostaliśmy mu my. No i dodatkowo jednak jest w obcym domu, każdy chyba czułby się nieswojo. 

-Przygotowałam już wam świeżą pościel i materac. Eren, ustąp przyjacielowi łóżko - nie wypada żeby gość spał na materacu. Co do ubrań to możesz wziąć coś z szafy Erena, jak odpoczniecie po szpitalu to pojedziemy do sklepu kupić jakieś żebyś miał swoje- uśmiechnęła się.

-Naprawdę nie trzeba- odpowiedział jeszcze bardziej zakłopotany Levi. Chciał dokończyć ale mama znowu mu przerwała.

-Trzeba, trzeba. Nie przyjmuje słowa "nie". A teraz lećcie na górę, ja zabiorę się za obiad- odwróciła się i ruszyła w stronę kuchni.

Wzięliśmy swoje torby i weszliśmy do mnie. Levi na moją prośbę usiadł na łóżku, a ja zacząłem nas rozpakowywać.

-To bardzo miłe z waszej strony, że mnie tu przyjęliście- uśmiechnął się do siebie.

-Nie ma sprawy, drobnostka- odparłem zadowolony. Cieszyłem się, że Levi będzie mógł w końcu zaznać trochę spokoju. Szczególnie że ja i mama postaramy się mu zapewnić jak najlepsze warunki. Gdy już zdążyłem nas rozpakować, nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Chciałem przerwać ciszę, ale jak to zrobić... Postanowiłem w końcu coś powiedzieć i przy okazji rozwiązać jedną sprawę. 

-Levi, mam pytanie- usiadłem koło niego, spuszczając wzrok.

-Tak?- odwrócił się w moją stronę.

-Odnośnie tego co powiedziałeś ostatnio przed wyjściem...

𝓵𝓲𝓽𝓽𝓵𝓮 𝓵𝓲𝓮𝓼 | ereriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz