Pierwszy był krzyk. Potem kolejny, inny. Zaraz za nim następny, kobiecy. Głosy były gniewne, ale słowa niezrozumiałe.
Newt podniósł się znad grządki, na której pracował, wbił w ziemię szpadel i otarł czoło kawałkiem materiału przewiązanym na nadgarstku. Chciał jak najszybciej skończyć swoją pracę, ponieważ czas po obiedzie miał spędzić z Loreną, a miał jeszcze przygotować kilka rzeczy.
Teraz jednak począł szukać wzrokiem źródła krzyków. W Strefie była tylko jedna dziewczyna, ale z kim się tak kłóciła? I to z dwiema różnymi osobami. Zaniepokojony ruszył w stronę mordowni, skąd dochodziły krzyki. Im bliżej był stodoły, tym wyraźniej słyszał kłótnię. Po drodze zgarnął ze sobą jeszcze niezadowolonego Minho, który odpoczywał po dniu spędzonym w labiryncie.
- Sam, uspokój się!
- Bo co, zdziro?!
- Ej! Nie mów tak do niej. Co cię dzisiaj napadło?- rozpoznał rozgniewany głos Niko.
Weszli do środka mordowni, by sprawdzić o co chodzi. Stojąc w wejściu ledwo widzieli cokolwiek w mroku stodoły. W środku na pewno zastali złotookiego i Lorenę uspokajających jednego z budoli.
- Co tu się dzieje?- zapytał poirytowany. Cała trójka zwróciła się w jego stronę.
- No i? Raczycie się odezwać?- odezwał się Minho. Obaj podeszli bliżej, by lepiej ich widzieć.
Kiedy wzrok Minho przyzwyczaił się do półmroku, zobaczył, że Lorena miała na sobie ślady szarpaniny w postaci lekko rozdartej koszulki i wielkiego, fioletowego sińca pod lewym okiem. Poczuł jak krew zaczyna wrzeć mu w żyłach. Spojrzał na Newta, jednak miał wrażenie, że widzi lwa gotującego się do skoku. Chłopak cały się spiął, a na jego twarzy było widać wymalowaną furię.
- Loreno? W porządku?- zapytał siląc się na spokój. Ona tylko kiwnęła głową. Zauważył, że dziewczyna nie kłóciła się z chłopakami. Tak naprawdę, to Niko stanął między nią a Samem, lekko ją zasłaniając. Teraz na nowo się odsunął. Przypuszczał, że musiał zareagować gdy nastąpił nieporządany obrót spraw. W duchu mu podziękował.
- Panowie, ten oto sztamak rzucił się na Lorenę.- rzekł Niko. Ponownie zasłonił dziewczynę, gdy blondyn zrobił kilka kroków do przodu, dysząc ciężko.
- Ło, ło, ło... Stary, lepiej stój gdzie stoisz.- zagroził Minho, jednocześnie wystawiając rękę by zatrzymać Newta. Dodatkowo dał znak głową chłopakowi, by lepiej teraz uważał co robi.
- Musimy to rozegrać delikatnie. Chyba go dziabnęło.- syknął do Newta. Ten tylko spojrzał na niego zły.
- Dziabnęło? Jego? Niby jakim cudem, jak cały purewski dzień siedzi w Strefie?- warknął.
- A bo ja wiem? Ale musiał wleźć do labiryntu nieproszony, bo żukolce tak nie gryzą.- spojrzał na chłopaka, by upewnić się, że nie będzie się wyrywał. Newt posłał mu nienawistne spojrzenie, ale już nie drgnął.
- No więc? Co tu się dzieje?- powtórzył Newt.
Niko otworzył usta, by mu odpowiedzieć, ale Sam go ubiegł.
- Ja ci powiem co się dzieje. Ta szmata, to całkowita pomyłka!- krzyknął. Na jego czoło wystąpiła żyła, a jego twarz aż świeciła się od potu. Oczy miał przekrwione.
- Ej! Coś powiedziałem.- warknął Niko.
- Zamknij się! Ty też nią jesteś. Nie macie prawa tu przebywać.- wskazał na nich palcem i podszedł jeszcze bliżej.
Newt silił się, by nie doskoczyć do niego i nie obić mu twarzy. Mimo że wiedział, że tak wygląda pierwsze stadium po dziabnięciu, nie chciał żeby ktoś w ten sposób mówił o Lorenie.
CZYTASZ
Promise || Więzień labiryntu
Fanfiction|Wyjdą| "Dziewczyna pomachała mu przed oczami kawałkiem kurczaka i plastrem ananasa z puszki. - Weźmy na przykład te dwa produkty. Słodko- kwaśny smak ananasa nie współgra z delikatnym i przyprawionym mięsem. Nie pasują do siebie, tak samo, jak ja i...