Po ataku dziewczyny, Newt bacznie obserwował Lorenę przez cały ranek.
Gdy się obudziła, pomógł jej doprowadzić się do stanu jako takiego i zaprowadził ją na śniadanie. Próbował ją nakłonić, żeby wzięła sobie dzień wolnego, odpoczęła, jednak ona nie chciała o tym słyszeć. Tłumaczyła się tym, że praca pozwala jej oczyścić umysł.
Gdy widział, że szatynka wyraźnie wciągnęła się w wir pracy, poszedł pomóc Zartowi.
***
- Co z nią?- zapytał w pewnym momencie oracz, przerywając pracę. Newt uderzył z całej siły maczetą w uporczywy korzeń ściętego drzewa, nim odpowiedział.
- Martwię się o nią. Jak długo tu jest, jeszcze nie widziałem jej w takim stanie.- powiedział i otarł czoło nadgarstkiem przewiązanym kawałkiem materiału.
- Jest silniejsza niż myślisz. Da sobie radę.- Zart klepnął przyjaciela w ramię i uśmiechnął się.
- Wiem, tylko najbardziej mnie boli to, że nie potrafię jej pomóc.- ponownie uderzył w korzeń. Postanowił, że wyładuje wszystkie emocje w czasie pracy na Zielinie- potrafię tylko siedzieć i patrzeć.
- Nie znam się za bardzo na takich relacjach, ale coś mi się wydaje, że sama twoja obecność jej pomaga.- stwierdził Zart, zatapiając łopatę w ziemi, by odkopać kolejne korzenie. Spojrzał w prawo, by zobaczyć jak idzie Thomasowi. Całkiem dobrze radził sobie przy tworzeniu drabinek podtrzymujących fasolę, jednak widział, że zaczął się już nudzić. Z doświadczenia wiedział, że jeżeli sztamak wpadał w nudę, efekty jego pracy nie były już tak dobre jak na początku.
Przywołał go gestem ręki i podał mu swoją maczetę. Polecił mu, by zaczął rąbać korzenie gdy je odkopie.
Thomas w tym czasie usiadł na pniu ściętego drzewa, obok Chucka, który postanowił, że weźmie kawałek drewna i wystruga coś z niego. Chwilę przyglądał się jego pracy, po czym przeniósł wzrok na maczetę, którą trzymał w ręce. Oparł jej czubek o trawę i zaczął nią kręcić. Przypomniał sobie, jak rano zauważył Newta żegnającego Minho i Alby'ego, przed wejściem do labiryntu. Wydawało mu się, że przywódca poucza o czymś blondyna. Później chłopak wrócił do Bazy, prawdopodobnie do Loreny.
- Dlaczego Alby tam poszedł? Nie jest zwiadowcą.- rzucił w końcu. Newt przerwał pracę i spojrzał na niego.
- Sytuacja trochę się zmieniła. Chciał zobaczyć, gdzie był Ben.- odpowiedział. "Bo wiedział, że z twoim przybyciem może coś się zmienić" dopowiedział sobie w myślach.
- Chce wiedzieć gdzie go dziabnęło? Przecież...- zaczął z nutą wątpliwości w głosie.
- Alby wie co robi.- przerwał mu Newt- lepiej niż ktokolwiek z nas.
- Co to znaczy?- zapytał Thomas. Próbując usystematyzować sobie wszystko co wie o tym miejscu, wciąż pojawiała się nowa informacja, która mu burzyła całość, którą stworzył sobie w głowie.
Newt podrapał się w tył głowy, widocznie zastanawiał się co mu odpowiedzieć.
- No dobrze, słyszałeś. Co miesiąc pudło przywozi świeżego, ale ktoś musiał być pierwszy. Cały miesiąc spędził w Strefie sam. To właśnie był Alby.
Blondyn ponownie wziął zamach i zaczął rąbać drewno z nowym zaangażowaniem. "Cholerne korzenie" pomyślał. Oparł się ręką o pień i kontynuował.
- Musiało mu być ciężko, ale gdy zaczęli przybywać następni, poznał prawdę. Nauczył się, że najważniejsze to to, że musimy trzymać się razem. Bo razem tu jesteśmy.
CZYTASZ
Promise || Więzień labiryntu
Fanfiction|Wyjdą| "Dziewczyna pomachała mu przed oczami kawałkiem kurczaka i plastrem ananasa z puszki. - Weźmy na przykład te dwa produkty. Słodko- kwaśny smak ananasa nie współgra z delikatnym i przyprawionym mięsem. Nie pasują do siebie, tak samo, jak ja i...