Zapach smażonego mięsa niesiony przez lekki wietrzyk, rozchodził się po Strefie. Zbliżała się pora obiadu mamiąc wszystkich wizją posiłku i chwilą odpoczynku w cieniu drzew, tym bardziej, że dzień był zaskakująco upalny.
Lorena od rana pracowała w kuchni, pomagając Patelniakowi. Chłopak był jej wdzięczny za to, że zaoferowała mu swoją pomoc. Wykarmić trzydziestkę dorastających szczylniaków to nie lada wyczyn.
Nadzorował pracę dziewczyny, od czasu do czasu korygując jej poczynania i dając wskazówki, jak ułatwić sobie pracę. Z satysfakcją uznał, że Lorena sumiennie wykonuje każde jego polecenie, pytając czasami czy odpowiednio coś pokroiła lub wymieszała.
Kończyła kroić ogórki do największej mizerii jaką kiedykolwiek widziała, gdy usłyszała cichy trzask zamykanego pudełka. Odruchowo spojrzała w stronę Patelniaka, spodziewając się, że chłopak chowa przyprawy do szafki, jednak to co zobaczyła, zaskoczyło ją.
Kurczowo trzymał w ręku malutkie, drewniane pudełeczko z sześcioma przegródkami, które miały własne wieczka na zawiasach. Po twarzy chłopaka spłynęła samotna łza.
Szybko odłożyła nóż i połowę ostatniego ogórka, wytarła ręce ścierką i podeszła do przyjaciela, kładąc mu rękę na ramieniu. Wzdrygnął się, ponieważ w zamyśleniu nie zauważył kiedy do niego podeszła. Spojrzał na nią smutno i z powrotem przypiął puzderko metalowym kółkiem do szlufki swoich spodni. Dziewczyna posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Co się stało?
- To nic takiego, nie przejmuj się.- szybko otarł samotną łzę i chciał wrócić do pracy, jednak dziewczyna chwyciła go za ramię i nie pozwoliła mu odejść. Patelniak ze spuszczoną głową, błądził wzrokiem po podłodze, uparcie nie chcąc popatrzeć jej w oczy.
- No, słucham.- ciemnoskóry odetchnął głęboko i w końcu spojrzał na nią. Widziała, że ciężko mu zacząć.
- To takie moje małe ubezpieczenie.- widząc, że Lorena nie rozumie, kontynuował- Kiedyś stąd uciekniemy, a nie wiadomo co zastaniemy na zewnątrz. Dobrze będzie mieć najważniejsze przyprawy przy sobie. Noszę je zawsze ze sobą, bo w każdej chwili zwiadowcy mogą odnaleźć wyjście. Nie chciałbym o nich zapomnieć. Będzie mi przypominać o szczęśliwych momentach w Strefie.
Szatynkę poruszyło wyznanie chłopaka. Posłała mu smutny uśmiech i krótko go uściskała. Była pod wrażeniem jego wiary w ucieczkę. Nie była pewna co powinna powiedzieć lub zrobić, więc zdecydowała tylko na przyjacielskie poklepanie chłopca po plecach. Nastała chwilowa cisza.
- Tylko proszę cię, nie mów o tym reszcie. Żyć mi nie dadzą, jeśli dowiedzą się o tym, jaki jestem ckliwy.- zaśmiał się.
- Spokojna twoja kuchenna, ode mnie niczego się nie dowiedzą.- puściła mu oczko i wróciła do swojej pracy. Pokroiła resztę ogórka i wrzuciła go do ogromnej metalowej miski. Dodała śmietany dostarczonej wraz z jedną z dostaw oraz pieprzu i odrobiny cukru. Wymieszała wszystko porządnie i przeniosła ciężką miskę w pobliże miejsca, gdzie Siggy wydawał posiłki. Otarła czoło nadgarstkiem, na którym miała przewiązany kawałek materiału i oparła się dłońmi o blat. Zrobiło jej się trochę słabo. Sięgnęła po szklankę, stojącą obok i zrobiła kilka łyków wody. Odczekała chwilę dalej opierając się o blat.
Podniosła głowę i zauważyła pierwszych streferów zbliżających się po zasłużony obiad. Większość z nich była już nieźle wybrudzona i spocona, mimo względnie wczesnej pory.
- Patelniak, masz pierwszych klientów!- zawołała z trudem przez ramię i zrobiła miejsce przyjacielowi, który niósł ogromną blachę kotletów, po jednym dla każdej osoby. Dziewczyna doniosła jeszcze dwa garnki ugotowanych ziemniaków i zaczęła nakładać po porcji na leżące obok talerze.
CZYTASZ
Promise || Więzień labiryntu
Fanfiction|Wyjdą| "Dziewczyna pomachała mu przed oczami kawałkiem kurczaka i plastrem ananasa z puszki. - Weźmy na przykład te dwa produkty. Słodko- kwaśny smak ananasa nie współgra z delikatnym i przyprawionym mięsem. Nie pasują do siebie, tak samo, jak ja i...