Rozdział 26

1K 49 266
                                    

Obudził ją głośny jazgot dochodzący z labiryntu, a potem następny i następny.

Lorena przetarła dłonią oczy. Przytrzymując koc, którym się przykryła, zaspana usiadła na materacu obok śpiącego Newta.

Pokój spowijał mrok, ponieważ księżyc  dawno zaszedł. Mrugając kilka razy, próbowała przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zadrżała i naciągnęła na siebie bardziej koc. Wciąż nasłuchiwała.

Długo nie musiała czekać, bo po kilku minutach rozległ się kolejny skrzek. Jednak ten był inny, ponieważ nagle się urwał. W tym momencie, Lorena poczuła przypływ nadziei. "Może jednak im się uda" pomyślała.

Nie mogła znieść myśli, że mogłaby ich stracić. Nawet zdążyła polubić Thomasa, mimo że irytował ją swoją ciekawością. Dodatkowo zaczęła mieć wyrzuty sumienia, ponieważ w czasie gdy ona przeżywała coś cudownego, oni walczyli o życie.

Odwróciła głowę w stronę Newta. Jego blond włosy i owal twarzy tworzyły jaśniejszy, nieregularny kształt. Chciała mu powiedzieć o tym, nad czym się zastanawiała, ale żal jej było go budzić. Postanowiła, że musi się przejść.

Po cichu wstała i pozbierała porozrzucane ubrania. Szybko je włożyła, zasznurowała buty. Zaplotła ponownie włosy i wzięła ze sobą koc. Stawiając uważnie kroki na nie skrzypiących deskach, których układ znała na pamięć, dotarła do drzwi. Wychodząc, spojrzała jeszcze raz na chłopaka. Z powodu mroku, z tej odległości nie widziała go już w ogóle. Oczami wyobraźni zobaczyła go odwróconego do niej plecami i przytulającego poduszkę. Uśmiechnęła się pod nosem.

***

Chłodne, wilgotne powietrze Strefy otulało ramiona Loreny.

Siedziała nad jeziorem, jednak w sporej odległości od miejsca, w którym o mało nie została zamordowana. Nigdy się w nim już nie znalazła.

Bawiąc się ołówkiem, spoglądała na spokojną taflę wody. Nic nie zmąciło jej spokoju, nawet najlżejsze tchnienie wiatru. Było w niej coś tajemniczego, ale zarazem pięknego i hipnotyzującego. Wciągnęła powietrze, czując w nim charakterystyczny zapach. Wpatrując się w jezioro miała wrażenie, jakby czas stanął w miejscu.

Zastanawiała się nad dwojaką naturą wody. Z jednej strony mogła być spokojna, niewzruszona, przyjazna, a z drugiej nieobliczalna i wzburzona, gotowa zniszczyć wszystko co stanie jej na drodze.
Chciałaby być taka jak ona. "Może wtedy byłabym w stanie ocalić wszystkich moich przyjaciół. Chociaż nie. Jestem zbyt słaba i wystraszona. Nigdy nie będę jak ona" westchnęła.

Wyobrażała sobie jak zanurza się w ciemnej wodzie i pozwala jej się unieść, odłączając się od problemów. Nie musiałaby już żegnać przyjaciół, żyć złudną nadzieją na normalne życie, słuchać o tym, że zwiadowcy wciąż szukają i odkrywają nowe, ale puste korytarze. Liczyłaby się tylko ona i jej przyjaciółka woda.

Całkowicie straciła poczucie czasu. Zorientowała się dopiero, zaczęło robić się widno. Słońca nie było jeszcze widać, ale już rozsiewało swój blask. Niebo zaczęło robić się pomarańczowo niebieskie. Pomyślała, że stało się nieprzyzwoicie piękne, jakby w ogóle nie było świadome tragedii, która miała miejsce.

Usłyszała głośny zgrzyt otwieranych wrót. Uświadomiła sobie, że zbyt długo już tam siedzi, podziwiając widoki. Musiała się przekonać czy nadzieja rozbudzona przez jeden dźwięk, była w ogóle warta świeczki.

Wstała i ze zgrzytem żwiru, ruszyła biegiem w stronę wrót.

***

Dobiegła w momencie, gdy u wejścia wianuszek chłopców okrążał coś, a właściwie kogoś.

Promise || Więzień labiryntuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz