Rozdział xyz - Streferskie święta

1.2K 59 453
                                    

Podłoga lekko skrzypnęła, gdy Lorena weszła do kuchni. Było w niej parniej niż zwykle, ale tak samo przytulnie jak zawsze. Rozejrzała się po wnętrzu.

Blaty zastawione były ogromną ilością jajek, mięsa, mąki i górą innych produktów. W powietrzu unosił się przyjemny zapach, którego nie potrafiła do niczego przypisać. Lekko zmarszczyła brwi. Była dość wczesna pora, a pomimo tego, że Patelniak zawsze zaczynał pracę o wschodzie słońca, teraz kuchnia wyglądała jakby pracował całą noc.

- Co tu się dzieje, Siggy?- zawołała, szukając przyjaciela wzrokiem. Chłopak wystawił głowę przez drzwi spiżarni i uśmiechnął się szeroko, a jego białe zęby błysnęły w świetle lamp olejnych.

- Nikt ci nic nie powiedział?- zdziwił się i ponownie schował się w składziku. Z jego wnętrza rozległ się donośny, metaliczny huk i głośne "Ała". Zaniepokojona, poszła sprawdzić co się stało.

Zajrzała do środka i zobaczyła Patelniaka przygniecionego przez trzy ogromne gary. Nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu, pomogła mu je ściągnąć z siebie, po czym wspólnie wynieśli je na zewnątrz kuchni. Ustawili je na trójnogich stojakach, które otoczone zostały kamieniami by ogień spod kotłów nie wydostał się na zewnątrz. Ułożyli drewno pod każdym z nich i nalali do nich wody. Siggy rozpalił ogień pod trzecim garem i wyprostował się, jednocześnie rozmasowując plecy.

- To o co chodzi? To jakaś specjalna okazja czy nowy sposób powitania Njubi?- zapytała Lorena, opierając się ramieniem o framugę i popijając wodę z kubka. Nim chłopak zdążył się odezwać, za plecami usłyszała inny głos.

- Tuż po przybyciu ostatniej grupy, postanowiliśmy, że raz na rok, poświęcimy jeden dzień, by każdy mógł odpocząć i spędzić dzień z najlepszymi przyjaciółmi. W inne dni nie ma na to czasu, bo każdy ma określone zadania od świtu do nocy.- wyjaśnił Alby i podszedł do Loreny oraz Patelniaka, wymieniając z nimi uścisk ręki na powitanie.

- Ogniska nie wystarczały?

- Przychodzili na nie zmęczeni po całym dniu i wstawali zmęczeni. Kac, te sprawy. A dzisiaj, mają czas całkowicie odpocząć.- powiedział i nachylił się do Loreny, by szepnąć jej do ucha- A tak między nami, ja mam jeden dzień wolnego od wysłuchiwania ich narzekań.- dziewczyna zaśmiała się cicho.

- To też jedyny dzień, w którym Alby pomaga mi w kuchni.- krzyknął z jej wnętrza Siggy, który w między czasie zdążył do niej wrócić i zabrać się z powrotem do gotowania. Alby uśmiechnął się.

- Chociaż raz mogę oderwać się od papierkowej roboty i nie muszę wszystkim dowodzić.- rzekł, puścił do niej oczko i wszedł do środka. Dziewczyna zrobiła to samo.

- Wszystko pięknie, ładnie, ale skąd wiedzieliście, że będziecie to robić co roku? Nie wiadomo jak długo tu będziemy siedzieć.

- Nie wiedzieliśmy, ale czy ma to jakieś znaczenie?- odpowiedział Alby pytaniem na pytanie. Dziewczyna potrząsnęła głową, postanawiając nie odpowiadać.

Kucharz wyznaczył dwójce zadania i rozpoczęli pracę. Zajmowali się szatkowaniem buraków do zupy, marynowaniem mięsa i zagniataniem ciasta. Widząc, że Strefa powoli budzi się do życia, Lorena zastanowiła się co ze śniadaniem, o czym poinformowała przyjaciela.

- Spokojnie... Przygotowałem co nie co wieczorem.- odpowiedział, po czym kiwnął głową w stronę spiżarni- w środku są dwa materiałowe wory. Weź kogoś do pomocy i rozdaj wszystko.

Promise || Więzień labiryntuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz