Mów!-warknął kruczowłosy i stanął nad klęczącym ognistowłosym mężczyzną.
-Pierdol się. - szepnął.
Brunet zacisnął zęby i kopnął go w twarz.
-Mów albo tak cię załatwię, że cię rodzona matka nie pozna…
Ten podniósł się i uśmiechnął się lekceważąco.
-Spierdalaj…
-Jestem cierpliwy, może jak mi wszystko wyśpiewasz, zostawię cię przy życiu…
-Jesteś głupszy niż myślałem. Nic ci nie powiem…
Możesz mnie torturować, ale to i tak nic ci nie da…
-Czemu tak bronisz swojego szefa? Myślisz, że mu na tobie zależy? Sam ratował swoją dupę, a ciebie zostawił jak niepotrzebnego śmiecia. Chcesz bronić kogoś takiego?
Mężczyzna zastanowił się chwilę, a potem szepnął:
- Za to mi płacił i byle jaki gnojek nie zmusi mnie do zdrady…
Nagle do pomieszczenia wszedł Jack. Zbliżył się do bruneta i wyszeptał mu coś do ucha.
-No, no, no. Jack, powiedz to na głos proszę…
-Zebrałem trochę informacji na twój temat. Masz pięcioletnie dziecko i żonę w sąsiednim mieście. Byli dobrze ukryci, ale znajomości w banku mi pomogły. Mam nawet adres i nazwę hotelu, w którym pracuje twoja żona…
Ognistowłosy rozszerzył oczy i spuścił wzrok. Zaczął nad czymś intensywnie myśleć.
Liam kucnął naprzeciwko niego i powiedział spokojnie:
-Posłuchaj, w takiej sytuacji, jeśli wszystko mi powiesz, zostawię twoją rodzinę w spokoju. Ciebie też może puszczę, sam mam ukochaną, więc wiem co teraz czujesz…
Ognistowłosy podniósł na niego rozbiegane, już nie takie pewne oczy.
-Jak mam Ci zaufać? Szef mówił, że zabiłeś swoją dziewczynę, że nie jesteś zdolny do odczuwania uczuć. A poza tym może? Nie jestem głupi…
-Uwierz mi na słowo, sam widziałeś co się stało w hotelu… Nie jestem potworem i co jak co, ale ja dbam o swoich ludzi. Nie zostawiłbym ich…
Mężczyzna zawahał się, w jego spojrzeniu był strach, niepewność i pewnego rodzaju smutek.
-Zgoda, powiem Ci wszystko co chcesz wiedzieć i nie obchodzi mnie, co masz zamiar zrobić ze mną, ale błagam cię, zostaw moją rodzinę w spokoju.
-Przysięgam. - szepnął kruczowłosy. - Na swoje życie…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cora siedziała w salonie i delikatnie głaskała Brutusa. Ciężko myślała nad tym, czy nie powinna iść do Liama. Przez ten miesiąc zdążyła poznać jego naturę. Wiedziała, że skoro coś, co kocha, było zagrożone, będzie w stanie zrobić wszystko, by to ochronić. Wiedziała, że słabo panuje nad nerwami i jest nieufny. Jednak zauważyła też, że jest honorowy, szarmancki, miły, dobry i wyrozumiały. Za to go pokochała.
Myślała też nad słowami Phila.
-Czy on mówił do Jacka? - spytała samą siebie. -Czy to możliwe, że są braćmi?
Zauważyła, że są do siebie podobni, ale oczy Jacka, są przepełnione dobrem i życzliwością, a Phila złem i zazdrością, oraz chorobliwą nienawiścią, i żądzą zemsty.
-Coro, tutaj jesteś. - wyrwał ją z zamyślenia głos Jacka.
-Już skończyliście?
-Nie, Liam chciał zostać z nim sam.
Nastała chwila niezręcznej ciszy.
-Dziękuję Ci. - zaczęła. - Gdyby nie ty…
-Nie mamy o czym mówić. Zrobiłabyś dla mnie to samo.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Jasne, wal. - powiedział blondyn i oparł głowę o zagłówek kanapy.
- Phil nazwał cię ,,braciszkiem,,... to prawda?
Niebieskooki zdziwił się i posmutniał lekko.
-Niestety tak.
-W takim razie, dlaczego pracujesz dla Liama?
Jack wstał z miejsca i podszedł do barku z alkoholami, nalał sobie pół szklaneczki brązowej cieczy.
-Nalać ci…
-Nie, nie piję…
Wziął szklankę do ręki i opróżnił jej zawartość za jednym zamachem.
-Wychowywał nas surowy ojciec. Phil był jego oczkiem w głowie. Był starszy, mądrzejszy, silniejszy lepiej strzelał… krótko mówiąc, był lepszy we wszystkim. Jedyne co miałem to miłość matki… Kochała nas obu i wydawało mi się, że i on uważa mnie za brata. O ironio. - Przerwał i nalał sobie następną szklankę. - Gdy matka odeszła, ojciec postanowił zrobić nam inicjację. Miałem ledwo siedemnaście lat.
Dał mi i Philowi po rewolwerze z pełnym zestawem naboi. Powiedział, że który wróci żywy z dokumentami z domu… z tego domu, przejmie jego mafię, a los drugiego go nie obchodzi. Wyruszyliśmy więc. Postanowiliśmy współpracować. Ja obmyśliłem plan, a Phill miał zdjąć strażnika. Gdy weszliśmy do środka, rozdzieliliśmy się. Wszedłem do biura Liama i zabrałem dokumenty z jego biurka.
Już miałem uciekać, gdy usłyszałem na korytarzu strzał. Wyszedłem i zobaczyłem Phila otoczonego przez trzech ludzi. Skończyła mu się amunicja. Nie mogłem go zostawić. Rzuciłem mu swoją broń. Niestety ktoś strzelił mi w plecy. Upadłem, nie mogłem się ruszać. Phil podbiegł do mnie, myślałem, że chce mi pomóc, ale on zabrał dokumenty i powiedział:
-Jesteś największym błędem naszego ojca. - po tych słowach, zwiał jak ostatni tchórz. Zostałem sam. Ranny, skulony w kącie i otoczony przez zgraję uzbrojonych mężczyzn. Czekałem, aż któryś mnie zabije, czułem ból i rozczarowanie. Rana postrzałowa nie bolała mnie tak, jak zdrada brata. Wtedy przyszedł Liam, on też miał wtedy siedemnaście lat. Podszedł do mnie z naładowanym glockiem. - upił łyk. - Pamiętam, że przymknąłem wtedy oczy, ale strzał nie nastąpił. Liam kucnął naprzeciwko mnie i spytał, czy może się przysiąść. Moja mina musiała być wtedy bezcenna. Rozgonił swoich ludzi i zaczął ze mną rozmawiać jak przyjaciel. Potem kazał mnie opatrzyć i codziennie przychodził. Na początku nie byłem wobec niego zbyt ufny. Myślałem, że chce ze mnie wyciągnąć co może, a potem i tak mnie zabije. Nawet go o to zapytałem, ale odpowiedział, że oszczędził mnie, bo nie zasługuję na śmierć. Powiedział, że widział co zrobiłem i prędzej zabiłby Phila niż mnie. Zaufałem mu i opowiedziałem mu wszystko. Zostaliśmy przyjaciółmi. Kiedy dał mi propozycję pracy… Obiecałem sobie, że jeśli zajdzie taka potrzeba oddam za niego życie. Od ośmiu lat, dla niego pracuję i znam go aż za dobrze… - znów upił łyk.
-Twój brat… co zrobił, gdy dowiedział się, że jednak żyjesz?
- Przyjechał tutaj i nakłaniał mnie, bym pracował dla niego. Żebym zdradził Liama. Oczywiście odmówiłem…
-Nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić. Cieszę się, że Liam na ciebie trafił. I wierz mi lub nie, ale za ciebie też oddałbym życie.
-Dzisiaj już to udowodniłeś. - uśmiechnęła się. - Jeszcze raz dziękuję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Kurwa, tak mało brakowało…! - warczał blondyn chodząc w kółko.
-Wyluzuj, ale mówiłem Ci, że trudno będzie ją sprzątnąć. - szepnął Evan.
-Gdyby nie mój zasrany braciszek, wszystko poszłoby jak spłatka.
-Trzeba było go dobić osiem lat temu…
Blondyn aż się zagotował, wyjął broń z kabury i przyłożył ją do czoła szatyna.
-Kurwa, nie denerwuj mnie, bo odstrzelę Ci ten twój pyskaty łeb!
-Odłóż to, myśl racjonalnie. Może trzeba zmienić taktykę.
-Co masz na myśli?
-Zostawmy ją przy życiu. Bardziej go zaboli, jeśli zrobimy z niej twoją zabawkę, niż to jak ją zabijemy. Zrobi wszystko, żeby ją odzyskać.
Blondyn schował broń i zatarł ręce.
-Już wiem, dlaczego wciąż żyjesz. Rozkaż ludziom, że mają mi ją przyprowadzić żywą. A i wezwij tutaj kilku najemników, mogę przeznaczyć na tę akcję pewną sumkę.
Niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść. - warknął Phill
Do pokoju wszedł Hyte.
-Co oni ci zrobili z facjatą?! - spytał blondyn z pogardą i obrzydzeniem.-cofnął się.
-Twój pieprzony braciszek odstrzelił mi połowę ryja, nie daruję mu tego…
-Masz załóż to. - Evan podał mu połowę białej maski, wrócił na miejsce i zapalił papierosa.
Mężczyzna włożył maskę na twarz i szepnął cicho:
-Będą skomleć o śmierć jak psy…
-Oj będą… - szepnął Evan i wypuścił z płuc chmurę dymu.

CZYTASZ
Mój bandyta
Mystery / ThrillerCora jest zwykłą młodą szatynką o oliwkowych oczach. Mieszka sama w małym mieszkaniu, a jej jedynym towarzyszem jest należący do niej kot Brutus. Pewnego wieczoru, gdy kobieta wraca z pracy, napotyka na swojej drodze rannego mężczyznę. Co się stanie...