~20~

1.2K 25 0
                                    

-Chyba żartujesz Liam… - zaczął zmieszany Białowłosy, zrywając się z miejsca.
-Nie, zatrudniłem go, znasz Corę, zabiłaby mnie chyba, gdybym coś mu zrobił…
-Nie rozumiem cię, ale ufam Ci, więc rób, co chcesz. - szepnął i wrócił na miejsce. - Ona zadziwia mnie coraz bardziej. Zaczynam ci zazdrościć…
- Jest czego. - uśmiechnął się. -Posłuchaj, musimy uważać. Nie wiadomo co teraz wykombinuje Evan…
-Z tego, co wiem ma pięćdziesięciu ludzi, co może zrobić?
-Nie wiem, ale go nie lekceważ…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziała właśnie w fotelu z kotem na kolanach i pisała coś na laptopie. Oderwała na chwilę oczy i spojrzała na znudzonego szatyna, który monotonnym wzrokiem wpatrywał się w dębową podłogę.
-Nudzisz się? - spytała.
-Nie… ja…-zerwał się z miejsca.
-Nie kłam, widzę. - szepnęła i zamknęła urządzenie. - podeszła do niego. - Przepraszam…
-Ale za co? - spytał zdziwiony.
- Za to, że Liam zabrał Ci telefon i nie pozwala Ci opuszczać domu… To poniekąd moja wina.
-Nie przepraszaj, jestem twoim dłużnikiem, a internet, jakoś nigdy mnie nie pociągał... - uśmiechnął się miło.
Odwzajemniła gest i usiadła na krawędzi łóżka.
-Mogę o coś zapytać? - spytała nagle.
-Jasne.
- Lubiłeś pracować dla Phila?
-Szczerze mówiąc, to nie. Nie miałem wyboru. Miałem długi, które zaciągnąłem u innego mafiozy. Uprowadził mnie i torturował. Wypytywał o moją rodzinę, ale nie powiedziałem ani słowa. Phil przy tym był, spodobał mu się mój opór. Spłacił za mnie długi i zatrudnił i siebie. Musiałem u niego pracować do śmierci, swojej, albo jego. Uwierz mi przed poznaniem Evana był zupełnie innym człowiekiem. Uratował mi życie i ani razu mi tego nie wypomniał…
-To Evan wszystkim kierował, nie rozumiem, jak można tak nienawidzić brata.
-Z tego, co mówił Evan, mimomimo że Liam był młodszy, dostał od ojca większą część mafii, a on został praktycznie z niczym. Żalił się, że powinno być odwrotnie, a kiedy zobaczył najpierw Linę, a potem ciebie po prostu zaczął się gotować…
,, Liam ma wszystko, a ja nic…,,
-Przeraża mnie jego sposób myślenia. - szepnęła. - Przepraszam na chwilę. - wstała i weszła do toalety. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, ale uznała, że to przez tę rozmowę. - umyła twarz i ręce, a potem wyszła z łazienki.
-Wszystko w porządku?
-Tak, może pójdziemy do ogrodu?
-Bardzo chętnie, tylko obawiam się, że ja mogę dostać za to kulkę, a ty możesz mieć kłopoty…
- Spokojnie, chodź. - szepnęła.
Wyszli z pokoju, zeszli na dół i zbliżyli się do szklanych drzwi.
-Coro, gdzie idziesz? - spytał Nick.
-Będziemy w ogrodzie.
-Dobrze, tylko Uważaj na siebie i na niego. - obrzucił szatyna groźnym spojrzeniem.
Wyszli na zewnątrz i usiedli we wnętrzu altanki.
-Wybacz, wiem, że nie powinno mnie to interesować, ale dlaczego oni cię tak słuchają? Kim jesteś?
-Jestem dziewczyną Liama. - szepnęła
-Inne,, dziewczyny,, raczej nie mają takiego autorytetu wśród pracowników chłopaka.
-Czyli nic nie wiesz? - zaczęła. - Uratowałam mu życie, na początku mnie uprowadził, próbował zastraszyć, ale potem mi zaufał, jakoś tak wyszło, że się zakochaliśmy…
-Więc to ty… uratowałaś go pięć razy…?
-Skąd ty to …?
-Um… mój były szef… no wiesz… miałem ubaw jak znów się wściekał, że mu nie wyszło i to przez kobietę…
-Tak, rozumiem. Wybacz, ale nie chcę o tym mówić… Może się przejdziemy?
-To niebezpieczne. - szepnął i rozejrzał się. - Lepiej już wracajmy do środka.
-No dobrze. - szepnęła i wstała z miejsca. Nagle rozległ się strzał. Szatyn rzucił się na dziewczynę i wepchnął ją pod stolik, a potem zasłonił własnym ciałem. Jej serce przyspieszyło. Znów poczuła mdłości. Przymknęła oczy i nasłuchiwała.
Z domu wybiegł Nick i Jerry, a potem Liam i Adrien. Stanęli przed altanką i zaczęli się rozglądać.
Jerry wszedł do altanki i podszedł do stolika.
-Czysto, możecie już wyjść.
Szatyn powoli wstał, a potem pomógł Corze. Dziewczyna miała nogi jak z waty.
Liam wbiegł do środka. Od razu zbliżył się do dziewczyny i ją objął.
-Nic ci się nie stało? Zabiję tych skur…
-Spokojnie, nic mi nie jest...dzięki Bruce’owi.
-Dziękuję. - szepnął kruczowłosy.
-Chyba po to zostałem zatrudniony…
-Nie po to, żeby osłaniać mnie własnym ciałem. - szepnęła. - Dziękuję.
-Nie ma za co.
-Gordon złapał tego snajpera? - spytał Liam.
-Nie, ale na bramie zostawili list do ciebie.
-Przynieś go do salonu. Chodźcie do domu i nigdy więcej mnie nie strasz. - szepnął do Cory.
-Nie mogę obiecać. - uśmiechnęła się lekko.
Weszli do środka i usiedli w salonie.
-Proszę. - szepnął Nick i podał kruczowłosemu kawałek papieru.
Liam przejechał po nim wzrokiem i warknął coś pod nosem.
-Evan napisał, że nie da mi spokoju, dopóki nie stanę z nim do pojedynku. Wyznaczył termin, za dwa tygodnie o północy…
-Ja się nie zgadzam. - szepnęła. - Kocham cię, co jeśli on cię zabije?
-Dasz radę, jesteś silniejsza od nas wszystkich, a poza tym, jeśli tego nie zrobię, on zabije najpierw Adriena, a potem ciebie…a na to nie pozwolę nigdy…
-Cora ma rację, ja też się nie zgadzam. - szepnął białowłosy. - Jesteś moim przyjacielem i jakiś byle psychol nie ma prawa wyzywać cię na pojedynek. Poza tym wątpię, żeby to się odbyło na neutralnym gruncie. Ktoś może strzelić ci w plecy…
-To moja ostateczna decyzja. - szepnął.
-Wiem, że nie mam prawa głosu, ale Evan jest nienormalny i nie ma skrupułów. Zabił kilku moich kolegów, dla brata też raczej nie będzie miał litości. Twierdzi, że zabrałeś mu wszystko i, że jesteś winny wszystkim jego nieszczęściom… - szepnął Szatyn.
-Masz prawo głosu, od teraz ja też ci ufam. Uratowałeś moją ukochaną… Ale jeśli się nie zgadzacie, co mam zrobić?
-Na razie nie dawaj mu odpowiedzi, zastanowimy się…
Niespodziewanie z góry zbiegł Max.
-Liam, Jack…
__________________________________
-Genialnie szefie, nastraszyłem ich, więc Liam na pewno przystanie na twoją ofertę.
-Dobrze się spisałeś, a teraz odejdź. Muszę porozmawiać z Hytem. - wypuścił z ust chmurę dymu.
-Nie przesadzasz z tymi papierosami?
-Spokojnie, i tak nic mi już nie grozi. - szepnął.
-Może tak, ale…
-Spokojnie, przejdźmy do rzeczy. Nie mam zamiaru być honorowy ani dawać mu dwóch tygodni spokoju…, Przez te dwa tygodnie będę mu uprzykrzał życie każdego dnia…
Zrobimy tak. Ty, jeśli jakimś cudem dojdzie do pojedynku, a Liam jest strasznie honorowy, więc raczej do niego dojdzie. - Przerwał na chwilę i zaciągnął się. -Pozbycie się go będzie cholernie proste. Zajdziesz go od tyłu i strzelisz mu w plecy, jeszcze zanim on odda strzał.
Potem zrobisz co chcesz, stoi?
-Jak najbardziej. - uśmiechnął się fałszywie.

Mój bandytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz