~8~

2.1K 51 0
                                        

Następnego ranka Corę obudził śpiew ptaków. Leniwie otworzyła oczy i podniosła się do siadu.
Zegarek wskazywał 7 rano.
-Miau! - usłyszała.
-Brutusie co ty... ? - spytała, ale zerwała się, widząc Liama siedzącego na fotelu.
-Spokojnie. - szepnął. - Szykuj się, zabieram cię ze sobą...
-Nigdzie nie jadę! - warknęła.
Kruczowłosy wyjął broń i wymierzył do kobiety.
-W przeciwieństwie do ciebie, ja nie mam skrupułów, by zabijać. Wybieraj kulka albo jedziesz ze mną.
-Wsadź sobie gdzieś ten pistolet. - powiedziała i wstała z miejsca. Czuła jak jej serce wyrywa się z piersi, ale nie chciała tego okazać. - Nie boję się ciebie.
-Czyżby? - spytał, odłożył broń i rzucił się na nią, przygwoździł ją do łóżka i uśmiechnął się triumfalnie.
-I co teraz zrobisz?
-Daj mi spokój. - warknęła, ale uspokoiła ją jego reakcja .
Chłopak był rozbawiony, ale nie pokazywał tego. Podniósł tylko brew.
Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju wszedł Max.
-Dzień do...-zamarł.-Przepraszam, jeśli wam przeszkadzam to zaczekam na korytarzu.
-Nie przeszkadzasz. - powiedział Liam, wstał i poprawił koszulę. - Dobrze Ci radzę spakuj się. - szepnął do dziewczyny i wyszedł z pokoju.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, Max odłożył swoje rzeczy na fotel i spytał?
-Wszystko w porządku?
-Sama nie wiem. - powiedziała. - Kazał mi się spakować i powiedział, że mam z nim gdzieś jechać.
-Lepiej go posłuchaj, daj szybko obejrzę ranę i naprawdę spakuj się.
-Dobrze.
Gdy już zajmował się raną, zapytał:
-Może z nim porozmawiam?
-Nie, czuję, że po tym jeszcze bardziej się zdenerwuje...
-Chociaż upewnię się, czy nie chce cię zabić.
-Raczej nie ma tego w planach. - odpowiedziała dziewczyna.
-No dobrze, rana jest w porządku, zdjąłem szwy, więc już nie potrzebujesz opieki medycznej.
-Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. -przyciągnęła go do siebie i szepnęła mu do ucha.
-Jasne. Jesteś pewna?
-Tak. - odpowiedziała.
No dobrze, zgoda, teraz pójdę zajrzeć do twojego kolegi, a ty się spakuj.
-Dobrze, dziękuję Ci.
Lekarz uśmiechnął się i puścił oczko.
Kobieta spakowała się, zabrała laptopa i wzięła Brutusa na ręce. Po chwili do pokoju wszedł Liam i jeden z jego ludzi.
-Jerry, weź bagaż, a ty pójdziesz ze mną. - powiedział zdecydowanie kruczowłosy.
Wyszli z pokoju i udali się do garażu, tam Liam wsadził Corę i Brutusa do sportowego samochodu na siedzenie pasażera, a sam usiadł za kierownicą.
-Jerry, pamiętaj, nie będzie mnie kilka dni, słuchaj się Jacka.
-Szefie, ale to niebezpieczne. Mogą cię zabić... -Nie bój się, pamiętaj co rozkazałem...
-Jasne Liam. - powiedział i odszedł od samochodu.
-Zaczekajcie!-krzyknął Max wbiegając do garażu. - Coro, zapomniałaś tych lekarstw, są ważne, żeby rana się odpowiednio zabliźniła. - włożył rękę przez okno. Jednak złapał ją Liam.
-Co to ma znaczyć doktorku?
-Au, nic, tylko chcę jej podać lek, chyba nie chcesz jej zabić?
Liam puścił jego rękę, Cora zabrała pudełko, a lekarz szybko ją zabrał.
-No, nic. Powodzenia. - powiedział i opuścił garaż.
Kruczowłosy odpalił samochód i wyjechał z terenu posesji. Jechali w ciszy.
Kobieta nerwowo patrzyła na widoki w szybie, a on patrzył na drogę.
Zastanawiał się, jak ma zacząć rozmowę.
-Przepraszam. - odezwał się nagle.
Spojrzała na niego pytająco.
-Za to, że pomyślałem, że to ty jesteś szpiegiem i za to, grożenie bronią. Miałaś rację, jestem trochę aspołeczny i chyba popadam w paranoję.
Spóścił wzrok, wiedział, że kobieta ma prawo się do niego nie odzywać.
-Trochę? - spytała po chwili namysłu.
-... No dobra, bardzo - poprawił się i lekko się uśmiechnął.
-Rozumiem, po tym, co przeszedłeś to chyba normalne.
-Tak, ale chyba zasięgnę po radę przyjaciela.
Muszę zapomnieć o przeszłości, bo potknę się o teraźniejszość i zniszczę przyszłość. - szepnął.
-Bardzo mądrą rada. - stwierdziła.
-Tak, zgadzam się.
-A gdzie jedziemy?
-Niespodzianka, ale uspokoję cię, nie mam zamiaru cię zabijać.
-Tego się domyśliłam...
-Tak, niby po czym? - spytał.
-Kazałeś mi zabrać rzeczy.
-No tak, ale mógłbym je ukryć razem z ciałem. - szepnął.
-Raczej nie, za dużo wysiłku, jestem autorką kryminałów, musisz się bardziej postarać.
-No dobra masz mnie. - uśmiechnął się.
-Wiedziałam...
-Jesteś głodna? W schowku jest kilka kanapek.
-Dziękuję.
Kobieta wyjęła ze schowka jedną z nich i odpakowała ją. Wzięła kęs.
-Jakie dobre. - szepnęła.
-Daj gryza - powiedział kruczowłosy.
-Nie ma mowy.
-Ej, weź. Nie bądź taka.
-Przecież żartuję, proszę. - podstawiła kanapkę pod usta chłopaka.
Ten ugryzł kawałek i szepnął:
-Rzeczywiście dobre. Muszę częściej się tam stołować.
-Zdecydowanie. - szepnęła.
Zielonooki zjechał z głównej drogi i otworzył okno.
-Spójrz, zostaniemy tu trochę. - Pokazał ogrodzony domek po drugiej stronie jeziora.
-Jest pięknie. - powiedziała i zaczęła się rozglądać. Ale powinieneś zabrać ochroniarza, a nie mnie.
- Ochroniarze nie ratują mnie tak skutecznie, jak ty. - zażartował i uśmiechnął się lekko. - Poza tym muszę odpocząć, w ostatnim czasie za dużo się działo, nawet jak dla mnie.
Cora nie odpowiedziała, oparła głowę o siedzenie i znów spojrzała w okno.
Po dziesięciu minutach podjechali pod bramę. Liam kliknął jakiś guzik na panelu samochodu. Brama się otworzyła więc chłopak niewiele myśląc, wjechał do środka i znów kliknął ten sam przycisk.
-Jesteśmy. - szepnął. - Zabiorę, twój bagaż, a ty wejdź do środka.
-Ok.
Dziewczyna wyszła z samochodu i udała się w kierunku schodów prowadzących do domu.
-Przyłóż oko pod skan siatkówki. - powiedział Liam.
Ta spojrzała na niego jak na kosmitę.
Cudem powstrzymał się od śmiechu.
-To coś po prawej stronie od klamki. - szepnął z uśmiechem.
Cora niepewnie przyłożyła oko do czytnika, a w drzwiach dało się słyszeć przekręcany zamek.
-Witaj Coro. - odezwało się urządzenie. - Zapraszam. - dodało, a drzwi się otworzyły.
-Śmiało. - szepnął Zielonooki wprost do ucha dziewczyny, przez co przeszedł ją dreszcz. Nie umknęło to jego uwadze.
Weszła do środka. Znajdowała się w niewielkim korytarzu ze szklaną ścianą, przez którą było widać piękny salon. Na środku pomieszczenia stała ogromna, nowoczesna kanapa obita białą skórą. Obok niej stał kominek, przy którym stały dwa fotele, także obite białą skórą. Naprzeciwko kominka były ogromne szklane drzwi, prowadzące do ogrodu. Kawałek dalej wyłaniał się przestronny aneks kuchenny. Na wprost wejścia, dziewczyna zobaczyła schody prowadzące na górę.
-Rozejrzyj się, ja zaniosę bagaże do pokoju, Brutusa zostaw na kanapie w salonie. - szepnął i wszedł na górę. Cora powoli weszła do salonu i zbliżyła się do szklanych drzwi. W ogrodzie był duży basen, a kawałek za nim rozłożyste stare drzewo.
-Podoba Ci się?
-Tak, jest pięknie, ale powiedz, po co ci basen, skoro kawałek dalej jest jezioro?
- Dla takich jak ja, zbiorowiska są niebezpieczne, właśnie dlatego ten dom jest tak zabezpieczony.
-Mhhh, rozumiem. - szepnęła.
-Chodź ze mną. - złapał ją za rękę i skierował się w stronę schodów. Zatrzymał się przed pierwszym stopniem i wziął ją na ręce.
-Co ty robisz? - spytała zdziwiona.
-Zaufaj mi. - szepnął i powoli zaczął wchodzić na górę. Minął dwa pierwsze pokoje i wszedł do trzeciego. Było tam strasznie ciemno.
-Co ty robisz...?
-Spokojnie, Zaufaj mi, nic ci nie zrobię. Zapal światło. - powiedział nagle.
Światło zamrugało, a kruczowłosy delikatnie odstawił Corę na ziemię. Na środku pokoju stało dwuosobowe łóżko, a na nim leżało ładnie zapakowane pudełko.
-Otwórz, to prezent. - szepnął.
Powoli podeszła do podarunku i zaczęła go rozpakowywać. Zdjęła papier i wyjęła ze środka skórzane pudełko ze złotą wstążką. Delikatnie je uchyliła. Był w nim piękny srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie serca wysadzany zielonymi kamieniami.
-Podoba Ci się? - spytał zaciekawiony mężczyzna.
-Ten naszyjnik jest... jest piękny, ale nie mogę go przyjąć.
-Nie masz wyjścia nie przyjmują zwrotów. - powiedział i zbliżył się do niej. - Mogę? - spytał.
-Tak. - kobieta podała mu naszyjnik i odwróciła się do niego plecami. Liam powoli założył jej naszyjnik i odgarnął jej włosy.
-Tylko musisz uważać, jest nie tylko piękny. Jeśli przekręcisz go w prawo wyjdzie igła z trucizną paraliżującą. Możesz się nim także bronić.
-Dziękuję. - szepnęła.
-To ja powinienem ci dziękować. Pójdziemy na spacer? - spytał.
-Dlaczego nie. - odpowiedziała.
Skierowali się do wyjścia. Liam zabrał z płaszcza broń i wsadził ją do kabury pod marynarkę.
-Obawiasz się czegoś? - spytała.
-Niczego nie mogę być pewien. A nie mogę ciągle liczyć na ciebie. To dla bezpieczeństwa. - powiedział.

Mój bandytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz