~15~

1.6K 36 0
                                        

-Co z nim zrobisz? - Spytała dziewczyna z lekkim zmieszaniem.
-Jego rodzinę zostawię w spokoju, ale z nim, nie mam pojęcia… - zaczął. - Z jednej strony ma uczucia i kocha rodzinę, z drugiej nie może mu tak po prostu ujść na sucho, to, że chciał cię zabić… Mam dylemat…
-Liam, Puść go, proszę.
-Jesteś pewna? Chciał cię skrzywdzić.
-Tak. Jestem pewna.
-W takim razie każę go puścić, ale tylko dlatego, że o to prosisz.
Szatynka pocałowała go w policzek i usiadła w fotelu.
-Za to cię kocham. - uśmiechnęła się lekko. Liam oddał uśmiech.
-Muszę się potem zająć papierami, przysłać do ciebie Jacka? - zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią.
-Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Miłej pracy.
- Dziękuję. Wrócę do ciebie najszybciej, jak będę mógł… - szepnął cicho i wyszedł.
Kobieta sięgnęła po laptop i znów zaczęła pisać.
-Już prawie skończyłam…zostało kilka rozdziałów.
-Miau. - zamiauczał kot i podszedł do drzwi.
-Brutusie, chcesz wyjść? No dobrze, pójdę z tobą, jakoś nie mam weny, żeby to kończyć…
Szatynka wyszła z pokoju i przeszła się po domu. Zwiedziła kilka pokoi i gdy przechodziła obok biura Liama usłyszała rozmowę.
-Jak to zaraz… nie mam na niego czasu. No dobra, skoro to takie ważne to zaraz będę.
Kruczowłosy obejrzał się i zobaczył Corę w drzwiach.
-O, dobrze, że jesteś, chciałabyś pojechać ze mną do klubu. Mam tam coś do załatwienia…
-Ciekawe co… - uśmiechnęła się
-Hahaha bardzo zabawne, nie to o czym myślisz. Dobrze wiesz, że kocham tylko ciebie. - zbliżył się do niej i pocałował ją delikatnie.
-No dobrze pojadę. - szepnęła.
-W takim razie, idę po Jacka, a ty idź się przebrać. Chciałbym cię komuś przedstawić. Za dwadzieścia minut jedziemy. - wyszedł z pomieszczenia. Cora wzięła kota na ręce i wróciła do swojego pokoju. Położyła pupila na łóżku i przebrała się w elegancką zieloną sukienkę z rękawkiem do łokci.
-Powinno być ok. - powiedziała i zeszła na dół. Liam akurat podchodził do drzwi. Gdy ją zobaczył, stanął w miejscu i był w nią wpatrzony jak w obrazek.
-Już myślałem, że lepiej nie możesz wyglądać… A jednak…
-Jedziemy? - spytała z lekkim uśmiechem.
-A… tak, Jack już czeka w aucie.
__________________________________
Gdy dojechali, blondyn zatrzymał się przed lokalem i powiedział:
-Wysiądźcie tutaj, a ja posiedzę w aucie, i może w końcu dobrze zaparkuję. - uśmiechnął się ironicznie
-Jasne, tylko uważaj. - odpowiedział brunet.
Wysiadł, a potem pomógł szatynce. Razem weszli do środka.
Pierwsze co rzucało się w oczy to długi bar położony u podnóża szklanej sceny, na której stała metalowa rura przytwierdzona do sufitu. Wokół lady w odstępie metra, stały okrągłe, kolorowe taborety. Wszystko było otoczone stolikami. Gdzieniegdzie siedzieli klienci. Żaden z nich nie wyglądał na przykładnego obywatela.
Para bez słowa zajęła jeden ze stolików stojących zaraz obok baru. Cora nadal przyglądała się pomieszczeniu. Ściany były czyste, widać właściciel dba o wizerunek lokalu. Niespodziewanie podszedł do nich jakiś wysoki, dość przystojny szatyn o złotych oczach. Miał na szyi okropną bliznę ciągnącą się od podgardla do samego obojczyka.
-Witaj Liam, cieszę się, że jednak żyjesz. A to pewnie twoja dziewczyna…Cora, tak?
-Delikatnie złapał jej dłoń. - Pozwolisz? - spytał patrząc na kruczowłosego.
Gdy ten się uśmiechnął, pocałował jej dłoń.
-Jestem Aron. - szepnął i przysiadł się do nich.
-Miło mi. - odpowiedziała dziewczyna.
-No dobrze Aron, nie owijaj w bawełnę, po co chciałeś się spotkać?
-Mam sprawę niecierpiącą zwłoki. Nie wiem, czy mogę to mówić przy twojej…
-Mów, ufam jej bardziej niż sobie.
-Uuu co za zmiana. Musiała ci nieźle zaimponować, nawet tej poprzedniej nie pozwalałeś…
-Nie zaczynaj, tylko mów. - warknął.
Nagle rozbrzmiała muzyka a na scenę dumnym krokiem weszła tancerka. Była to seksowna, szczupła blondynka. Jej falowane włosy opadały na ramiona i sięgały, aż do zgrabnej pupy. Widać było, że miała chirurgicznie poprawione usta i piersi, co dodawało jej uroku. Była ubrana w obcisły czarny gorset i przykrótką spódnicę, która nie wiele zakrywała. Od razu przykuła wzrok wszystkich obecnych na sali. Przeszła tanecznym krokiem przez scenę i zaczęła wywijać na rurze.
-Nowa? - spytał Liam, zerkając na nią ukradkiem.
-Tak, jest wspaniała. - odpowiedział szatyn.
Cora z wyrzutem spojrzała Arona, a potem na Liama.
-Jak możecie…
-Hej, nie denerwuj się. One tylko tańczą, przysięgam, nie zmuszam ich do niczego.- powiedział złotooki i podrapał się nerwowo po karku.
-To prawda Coro, inaczej bym z nim nie rozmawiał. - uspokoił ją Liam.
-No dobrze. - odetchnęła. - Idę po coś do picia, chcecie coś?
-Nie dzięki. - Odpowiedzieli zgodnie.
W tym czasie blondynka właśnie kończyła występ. Niespodziewanie, jeden z mężczyzn siedzących przy barze wstał. Był podstarzały, łysy i nieźle wstawiony.
-Ej blondi z nadętymi warami, zabawiłbym się twoim seksownym,pękniętym jeżem.
Liam już chciał wstać, ale Aron pokazał mu ręką by siedział spokojnie.
-Ona sobie poradzi, patrz.
Blondynka tylko się uśmiechnęła, nachyliła się i spojrzała mężczyźnie w oczy.
-Marzenie palanta z małą, sflaczałą glizdą…
- Może i z małą glizdą, ale jak dobrze zatańczysz to się zamieni w wielką kobrę… - Puścił jej oczko i dał jej kilka banknotów. Dziewczyna zaczęła przed nim seksownie tańczyć a ten o mało nie dostał ślinotoku. Gdy schodziła ze sceny zatrzymała się, spojrzała na niego i szepnęła.
-Z jeżem to się zabaw w lesie, o ile ci pozwoli. - Zniknęła za kurtyną.
-Niezła jest, prawda. - szepnął szatyn i oparł się wygodnie, nadal błądząc po scenie rozmarzonym wzrokiem.
-Tak, ma charakter...ale chyba nie wezwałeś mnie po to, żeby pokazać mi tancerkę. - powiedział kruczowłosy i ironicznie podniósł brew.
-To prawda, tyle że to moja dziewczyna, ale mało ważne. Chciałem się z tobą zobaczyć, bo na granicy zatrzymali twój transport. Ktoś dał gliniarzom cynk, rozumiesz?
-Tak, wiem. To pewnie sprawka Phila…
-Tego musisz domyślić się sam, wiem tylko, że ktoś cię sprzedał. - przerwał na chwilę. -Słyszałem, że puściłeś Adriena… Uważaj na siebie, ktoś wyznaczył za twoją głowę sporą sumkę... Za twoją… i jej. - wskazał na Corę rozmawiającą z barmanem.
-Wiesz coś więcej?
-Niestety moi ludzie słyszeli, że chce na was zapolować Fares. Głównie na ciebie, ale nią też nie pogardzi…gdybyś słyszał co on mówił…
-Kurwa.-zaklął brunet. - tyle zabójców w mieście, a akurat ten się na mnie uparł…
-Współczuję, proszę uważajcie na siebie, bo byłoby mi was szkoda. Szczególnie dlatego, że ratowałeś mi dupę niezliczoną ilość razy. Muszę już spadać. Dzięki i powodzenia, pożegnaj ode mnie Corę. Swoją drogą dobrze, że w końcu się na kogoś otworzyłeś. - odszedł od stolika.
-Masz rację… masz rację. - szepnął i podszedł do Cory. - chodź, musimy już jechać.
-Dobrze. Już jedziemy, tylko zamówiłam mrożoną herbatę...
-No dobrze, chwila nas nie zbawi. Barman, whisky z lodem.
-Dobrze, że Max w końcu zdjął ci ten gips.
-Oj tak. Nareszcie mogę ruszać ręką.
-W końcu wypełnisz dokumenty. Tylko się nie upijaj…
-Nie ma mowy, nie mam po co. - uśmiechnął się i czule pocałował kobietę.
..........
Weszli do sypialni. Liam delikatnie objął Corę od tyłu i zaczął namiętnie całować jej kark i obojczyk.
-Kocham cię.
-A ja ciebie. - Mruknęła i połączyła ich usta. Cofnęła się i upadła na łóżko. Chłopak zawisł nad nią i seksownie przygryzł wargę, Znów zaczął ją całować i błodzić rękami po jej piersiach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Kurwa, czy ty do reszty zdurniałeś? - spytał Evan.
-Nie, przyznaj, że to genialne rozwiązanie.
-Jesteś debilem, co mnie podkusiło, żeby z tobą współpracować?
Blondyn błyskawicznie wyjął broń i wymierzył między oczy rozmówcy.
-Jesze raz nazwij mnie debilem albo obraź mnie w jakikolwiek inny sposób, a urwę ci łeb, nasram do szyi, wrzucę cię do worka na śmieci i dam bezdomnym. - mówił to takim tonem, że szatyna przeszły ciarki. - Rozumiemy się.
-Tak, tylko zabierz ode mnie ten pistolet. - szepnął przerywanym głosem.
-Lepiej dla ciebie. -Podszedł do drzwi- Hyte!
-Słucham szefie.
-Przyprowadź tego… Fa... Płatnego zabójcę, który się zgłosił.
-Faresa? Już po niego idę.
-Phil przemyśl to jeszcze, dobrze wiesz, że ten facet jest nieprzewidywalny. Robi to co mu się podoba.
-Ja pierdolę, zrozum w końcu, że zrobię wszystko, żeby pozbyć się Liama, a jeśli przy okazji zgarnę jeszcze jego dziewczynę, będę zadowolony.
Wtedy do pomieszczenia wszedł Hyte, a za nim jakiś mężczyzna. Miał czarne włosy z zielonymi końcówkami, lekki zarost i tatuaże na całym ciele. W pasie miał przewiązany gruby czarny pas, a za nim colta 11.
-Zapewne Fares. - powiedział blondyn i wyciągnął rękę.
Brunet tylko spojrzał na niego z ukosa.
-No dobra, zapewne znasz zadanie. - zabrał rękę. - Ale powiem to jeszcze raz. Liama masz sprzątnąć, a dziewczynę chcę mieć żywą, no, chyba że będą problemy. Rozumiesz?
-Tak, rozumiem.
-Świetnie, mów ile chcesz…-wyjął plik z czekami.
-Wsadź sobie gdzieś swoją forsę. Robię to dla sportu, a nie dla pieniędzy. Nie muszę być zobowiązany… Ewentualnie zabiorę sobie jakieś trofeum — warknął i wyszedł trzaskając przy tym drzwiami.
-Czuję, że będą z nim tylko problemy… - szepnął Evan i zrezygnowany również opuścił pomieszczenie.

Mój bandytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz