-Max, powiedz szczerze, Jack z tego wyjdzie? - szepnęła Szatynka, smutno patrząc na nieprzytomnego blondyna.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.
Wszystko jest możliwe. Nawet najgorszy scenariusz…
-To moja wina…
-Nawet się nie obwiniaj. - powiedział nagle brunet. - Gdybym zabrał cię ze sobą, a nie myślał tylko o swoich interesach, to nic by się nie stało.
-Albo zginęlibyście oboje. - szepnął Jerry.
Liam spojrzał na niego pytająco.
-Fares przyczepił do samochodu nadajnik GPS, znalazłem go na podwoziu.
-Czyli najpierw zajął się Corą, a potem chciał załatwić mnie?
-Tak…
-Kurwa. Mogłem się domyślić…
-Liam uspokój się, teraz zostało nam tylko czekać na rozwój sytuacji. Nie denerwuj się, przysięgam, że teraz nikt nie wejdzie, ani nie wyjdzie z tego domu bez mojej wiedzy. - szepnął Jerry.
-Dzięki. - szepnął kruczowłosy, kucnął przed Corą.
-Chodź, teraz w żaden sposób mu nie pomożemy, a muszę Ci przydzielić nowego ochroniarza, dopóki Jack…
-Dobrze. - szepnęła i wstała z miejsca.
Wyszli z pokoju i skierowali się do salonu. Usiedli na kanapie.
-Liam, znalazłem pięciu takich, którzy chcieliby się tego podjąć.
-Świetnie Nick, powiedz, żeby weszli.
Po chwili do pokoju weszło pięciu mężczyzn.
Szatynka spojrzała na nich po kolei. Czwarty niemal od razu przykuł jej uwagę. Szatyn o brązowych, pełnych życia oczach, z lekkim zarostem i kolczykiem w uchu. Był wzrostu Liama i miał na szyi tatuaż. Wyglądał na silnego i pewnego siebie. Gdy spostrzegł, że kobieta mu się przygląda, uśmiechnął się lekko.
-Liam, ten czwarty…
-Jesteś pewna? Nie ufam mu, nigdy wcześniej go nie widziałem…do tego w papierach pisze, że nie ma doświadczenia w przeciwieństwie do reszty.
-Nie jestem pewna, ale zdałam się na przeczucie. Poza tym chcę z nim jeszcze porozmawiać. Zaufaj mi.
-Już ci ufam i to bardziej niż sobie. - szepnął. - Czwarty zostaje reszta niech wyjdzie. - powiedział już głośno.
Szatyn zbliżył się do Liama i podał mu rękę.
-Przedstaw się. - szepnął kruczowłosy nie odwzajemniając gestu.
-Jestem Bruce. Nie pracowałem wcześniej jako ochroniarz, ale z całą pewnością sprawdzę się w tej roli.
Liam uśmiechnął się pod nosem.
-Mhhh, dlaczego tak sądzisz? - spytała nagle Cora. Szatyn przerzucił na nią oczy.
-Ponieważ mam odpowiednie preferencje. Pracowałem wcześniej dla mafii, znam sztuki walki i potrafię skutecznie używać broni.
-Dobrze…
W tej samej chwili do pokoju wszedł Jerry.
-Wybacz szefie… Co ty tutaj robisz?! - wyjął broń i wymierzył do szatyna.
-Jerry co ty…?
-Spokojnie, uwierzcie mi. A ty Bruce na kolana.
Szatyn powoli klęknął i założył ręce za głowę.
-Musiałeś mnie z kimś pomylić…
-Nie ma mowy. - szarpnął go za kark. - Widziałem cię kiedyś u Phila, jesteś na jego przeszpiegach? Liam, pozwól mi go odstrzelić…
-Nie, ja… ja naprawdę szukam pracy, Phil nie żyje… Przysięgam nie jestem na przeszpiegach, sprawdźcie to…-szepnął i błagalnie spojrzał na kruczowłosego.
-W takie kłamstwa w życiu nie uwierzę.-zwrócił się do szatyna. - Pozbądź się go, tylko nie tutaj. Zaknebluj go, Wsadź do bagażnika i wywieź, najlepiej do lasu. Tylko go zastrzel, nie znęcaj się nad nim…
Szatyn zwiesił głowę.
-Liam, nie pozwolę na to, dobrze o tym wiesz. - szepnęła i zbliżyła się do klęczącego mężczyzny.
-Zrobimy tak, sprawdź, czy to, co mówi jest prawdą, jeśli tak, to pozwolisz mi go zatrudnić, a jeśli nie, to go zastrzelisz.
-Zwariowałaś? Może cię zabić albo jeszcze gorzej…
-Zaryzykuję. - powiedziała.
Szatyn spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, ale i wdzięcznością.
-Zgoda, to zajmie mi trochę czasu. Więc Jerry zostanie tutaj z nim i z tobą. Ale mam jedno, ale… Jeśli on kłamie, wynajdę mu coś gorszego niż kulkę…- wyszedł z pokoju.
Jerry puścił szatyna i usiadł w fotelu.
-Jak możesz, mieć czelność, żeby tutaj przychodzić…? - spytał z pogardą.
-Zrozum, Evan przejął władzę w mafii Phila, po jego śmierci. Odszedłem, on jest gorszy niż Phil. Naprawdę szukam pracy, a słyszałem, że Liam nie jest, taki jak mówił jego brat… - wstał z kolan. - Innej pracy raczej nie dostanę…
-Usiądź. - szepnęła Cora i pokazała mu kanapę obok siebie.
-Dziękuję. - szepnął, sięgnął po coś do kieszeni, a Jerry błyskawicznie wyjął broń.
-Nic nie kombinuj. - warknął.
-Chciałem wyjąć coś z kieszeni, mogę?
-Trzymaj łapy na widoku, bo wpakuję Ci kulkę…
Bruce ze zrezygnowaniem pokiwał głową i oparł się o poduszki.
-Jak masz na imię? - spytał nagle patrząc na kobietę.
-Cora…
-Miło mi, dziękuję za uratowanie życia.
-Nie ciesz się zbyt wcześnie. - szepnął Jerry.
-Nie słuchaj go, jeśli mówiłeś prawdę, Liam cię nie skrzywdzi.
Szatyn uśmiechnął się niewyraźnie.
-To ciebie miałbym ochraniać? - spojrzał jej w oczy.
-Tak, ale nie miałbyś dużo pracy…
- Szkoda… - uśmiechnął się.
-Wiem, że nie powinnam o to pytać, ale kim byłeś, gdy pracowałeś u…
-Był egzekutorem długów… - szepnął Jerry.
Kobieta spojrzała na szatyna.
-Na początku… potem pilnowałem z kilkoma osobami dostaw…
-Dostaw?
-Głównie narkotyków…
-Nie ściemniaj, narkotyki to była 40% część towaru.
-Kobiety…! Zadowolony! - przerwał na chwilę. - Ściągaliśmy kobiety zza granicy, niektóre wykorzystywali do produkcji metaamfetaminy, a inne sprzedawali… - spuścił głowę.
- Nadal chcesz go zatrudnić? - spytał Jerry patrząc na zrezygnowanego szatyna z satysfakcją. - Patrzył na cierpienia innych kobiet, bez mrugnięcia okiem, kto wie, czy sam nie …
-Przestań, bolało mnie to, ale nie miałem wyboru… - warknął szatyn.
Cora zastanowiła się chwilę, a potem odpowiedziała:
-Tak, nadal chcę go zatrudnić.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
-Coro, zastanów się…- szepnął Jack.
-Już postanowiłam. Pozatym, dlaczego tak go nienawidzisz?
-Nienawidzę go tak po prostu. Nienawidzę wszystkich z ludzi Phila…
-Nie znasz go…
-Oj uwierz mi znam i to aż za dobrze…
Nagle do pokoju wszedł Brunet.
-I co Liam, mam go…?
-Nie, mówił prawdę. Phil dostał kulkę…
-Przecież mówiłem, Fares go sprzątnął… - szepnął Bruce.
-Jak mógł go sprzątnąć, skoro sam nie żył? - spytała Cora, a mężczyźni przerzucili na nią wzrok.
-Evan powiedział nam, że weszli do pokoju i Fares otworzył ogień, ale spudłował, potem strzelili jednocześnie i…
-Nie Fares nie żył, Adrien go zastrzelił, gdy stamtąd odjechaliśmy, on był martwy…
-W takim razie… to Evan go zabił…
-Jak dorwę tego… - warknął szatyn i zerwał się z miejsca, chciał podejść do drzwi, ale zatrzymał go brunet.
-Nie wyjdziesz stąd…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Jak mogłeś do tego dopuścić? - spytał spokojnie Evan, patrząc na rozmówcę.
-Nie byłem w stanie ich powstrzymać. Chcieli odejść, powiedzieli, że nie będą cię słuchać…
Szatyn nie wytrzymał. Wyjął broń i strzelił do podwładnego. Tamten upadł na kolana.
-Trzeba było ich zatrzymać… - szepnął i pociągnął go za włosy, tak by na niego spojrzał. - Jaki jest stan ludzi?
-Zostało pięćdziesięciu czterech szefie.
-Pięćdziesięciu trzech. - szepnął i ponownie pociągnął za spust.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść…
-Szefie… - Hyte spojrzał na leżące, na ziemi zwłoki. - Wybacz, że kwestionuję twoje działania, ale to już szósty w tym tygodniu.
-Tak, ale nie moja wina, że to takie debile.
Palec sam idzie na spust…
-No dobrze, nie przyszedłem tutaj prawić ci morałów. Chyba mam pomysł jak pozbyć się Liama.
-Szatyn uśmiechnął się, usiadł za biurkiem i znów zapalił papierosa.
-Zamieniam się w słuch…

CZYTASZ
Mój bandyta
Misteri / ThrillerCora jest zwykłą młodą szatynką o oliwkowych oczach. Mieszka sama w małym mieszkaniu, a jej jedynym towarzyszem jest należący do niej kot Brutus. Pewnego wieczoru, gdy kobieta wraca z pracy, napotyka na swojej drodze rannego mężczyznę. Co się stanie...