Prolog

1.9K 71 32
                                    

Wyspa Berk...
Dziesięć dni drogi na północ od Beznadziei i rzut beretem od zamarzniesz na śmierć. To taki równoleżnik gdzie wszystko równo leży. Z wyjątkiem mojej osady... która stoi. Od siedmiu pokoleń zresztą, a mimo to wszystkie budynki są nowe. Mamy tu ryby, owce i malownicze zachody słońca. Jedyny problem to szkodniki. Gdzie indziej to są zwykłe myszy, względnie jakieś robaki,a my mamy... smoki. Normalni ludzie by się wynieśli, ale nie my. Jesteśmy wikingami! Mam na imię Czkawka. Super imię, wiem, ale mogło być gorzej! Nasi rodzice wierzą, że głupie imiona odstraszają gnomy i trolle. Jakby nie wystarczyły nasze nienaganne maniery! Wodzem plemienia Wandali był Stoik Ważki. Ponoć dziecięciem będąc urwał jakiemuś smokowi łeb. Czy ja w to wierzę? O tak!

Pyskacz był mięśniakiem z niewyparzoną gębą i kowalem z wymiennym kikutem. Czkawka był jego czeladnikiem od małego. A raczej jeszcze mniejszego.

Jeśli na Berk nie zabiłeś smoka, to jesteś nikim. Zębacz, to absolutne minimum. Z Gronklem już cięższa sprawa, ale za niego, można by sobie na pewno znaleźć dziewczynę. Albo taki Zębiróg Zamkogłowy! Co dwie głowy, to nie jedna,podwójny szpan! Był jeszcze Koszmar Ponocnik. Gad miał dość nieprzyjemną zdolność samozapłonu i tylko najlepsi mieli odwagę z nim walczyć...

Pokonanie go nie było jednak niemożliwe. Nie dla osób pokroju Stoicka

...Ale największe wyzwanie to smok, którego nikt nigdy nie widział. Nigdy nie porywał owiec, nigdy się nie pokazywał i nigdy... nie chybiał. Nazywano go... Nocną Furią. Nikt nigdy nie zestrzelił Nocnej Furii, dlatego obiecałem sobie że będę pierwszy

Pov Czkawka
To dziś w nocy zestrzele nocną furię czuje to. Kiedy pyskacz wyszedł pomóc chłopakom, ja zabrałem sprzęt i szybko udałem się na pozycję z której miałem zamiar oddać strzał. Czekałem w gotowości. Słyszałem już charakterystyczny dźwięk zwiastujący atak nocnej furii.
-Czekaj, czekaj, czekaj... Teraz!-wykrzyczał czkawka
Po chwili słyszałem ryk smoka i widziałem jak ten spada w stronę lasu
-Trafiłem! Trafiłem! Ktoś to widział? - byłem z siebie dumny

Nagle na skałę wszedł Koszmar Ponocnik.
-Ktokolwiek tylko nie Ty! - jęknąłem i zacząłem
uciekać w stronę wioski, kiedy myślałem że to już koniec Stoick mnie uratował. Ale niestety przez to smoki porwały owce i odleciały.

-Synu, co ty narobiłeś - wódz był wściekły
- Ale tato kiedy ja zestrzeliłem nocną furię - powiedziałem - Trzeba zebrać ludzi, przeszukać teren, zobaczysz że nie kłamie
- Dość tego wracaj do domu
- Ale tato ja nie kłamie - rzekłem płaczliwym tonem
-Bez dyskusji

Udałem się do domu, a w głowie miałem już plan...

Szukałem Nocnej Furii i znalazłem ją unieruchomioną. Podzszdlem bliżej aby ją zabić, wtedy spojrzałem w jej oczy i dostrzegłem w nich samego siebie, wiedziałem że nie jestem w stanie zabić niewinnej istoty. Postanowiłem uwolnić smoka a gdy tylko poczuł że sznury już nie pętają mu ciała skoczył w moją stronę, zaryczał na mnie a potem próbował odlecieć. Z jakiegoś powodu mu się to nie udało i spadł do swego rodzaju wąwozu a ja wróciłem do domu.
W domu czekał na mnie ojciec który uświadomił mnie ze od jutra zaczynam smoczy trening z resztą moich rówieśników. Nie ucieszyłem się na tą wiadomość ale nie miałem wyboru.

Następnego dnia zamiast skupić się na treningu skupiłem się na słowach Pyskacza :
-Pamiętajcie, smok nie przegapi żadnej okazji żeby was zabić

Po treningu zastanawiałem się czemu Nocna Furia wczoraj mnie nie zabiła i postanowiłem odszukać smoka ponownie.

Znalazłem go w pięknym wąwozie z jeziorem po środku. Wciąż nie mógł odlecieć ale teraz już zauważyłem czemu. Mianowicie nie miał on jednej lotki. Przypomniałem sobie wtedy słowa Pyskacza

-Smok który nie lata to martwy smok

To moja wina musiałem mu jakoś pomóc. Parę następnych tygodni minęło mi jak kilka dni. W tym czasie zaprzyjaźniłem się z Nocną Furią i coraz lepiej radziłem sobie na treningu. Smok mógł już latać dzięki lotce którą mu wykułem, aczkolwiek musiałem nią sterować. Tak oto zacząłem latać na smoku i zostałem pierwszym jeźdcem smoków

W końcu nadszedł ten dzień kiedy wygrałem smoczy trening i w nagrodę miałem zabić smoka. Nie chciałem zabijać żadnych smoków więc postanowiłem uciec z wyspy razem ze Szczerbatkiem. Poszedłem się spakować.

Pov Astrid

Nie wierzę, po prostu nie wierzę że Czkawka, ten Czkawka pośmiewisko całego Berk, wygrał a ja nie. Podejrzewałam że ćwiczył, ale nie znałam nikogo kto byłby na tyle głupi żeby wierzyć że mu się coś może udać (no może poza Pyskaczem, ale mniejsza o to)

Postanowiłam go śledzić. Poszłam za nim do lasu i zobaczyłam że kieruje się w stronę wąwozu. Zszedłam na dół i obserwowałam.
- Wygląda na to że musimy sobie urządzić wakacje mordko, długie i bezterminowe wakacje - mówił chłopak
- Czy on gada sam do siebie?-szepnęłam

Postanowiłam wyjść z ukrycia i siłą wyciągnąć z niego prawdę

Gdy zmierzałam po cichu w jego kierunku zobaczyłam smoka i to nie byle jakiego smoka tylko Nocną Furię.

-O mój Thorze przecież on zaraz zabije nas obu-pomyślałam a głośniej już dodałam- Czkawka uważaj!

Lecz chłopak tylko krzyknął :

-Uciekaj, leć po pomoc!

Biegłam więc co sił w nogach do wioski po pomoc, lecz nagle się zatrzymałam i postanowiłam wrócić i pomóc Czkawce. Na miejscu zastałam tylko jego koszulkę od krwi oraz jego sztylet

Pov Czkawka

Nie zauważyłem że Astrid za mną podąża, ale na szczęście ze Szczerbatka był niezły aktor i nieźle to rozegrał. Gdy Astrid pobiegła po pomoc Szczerbek poszarpał moją koszulkę a potem ubrudziliśmy ją malinami żeby wyglądała jakby była od krwi. Następnie zostawiliśmy ją i mój sztylet na ziemi i odlecieliśmy zwyspy.

Wtedy poczułem się wolny i myślałem że już nigdy nie zobaczę ani Berk ani ludzi z tej wyspy.

I to by było na tyle w tym rozdziale ( dokładniej Prologu ) mam nadzieję że się podobało.

P. S. To moja pierwsza książka więc proszę o wyrozumiałość

Jeździec znikądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz