Ciąża - Luke Mitchell (bonus)

333 6 10
                                    

(T/I) - twoje imię

(T/N) - twoje nazwisko

Jak co poniedziałek o godzinie piętnastej trzydzieści, blondynka stała na środku klasy i tłumaczyła odmianę przez przypadki w języku polskim. Tego dnia, była dość spięta. Może dlatego, że przespała się o sześć lat młodszym od siebie chłopakiem? I to dwa miesiące po tym jak ją narzeczony zostawił. Czy była głupia? Chyba tak. Ale czy tego chciała? Nie była pewna. Podobał jej się ten kontakt, który zaszedł w piątek po wspólnym wyjściu do teatru. Więc o co jej chodzi skoro było dobrze? Rozmyślała tę sytuację, nawet nie zwróciła uwagi  na to, że zaprzestała odmieniać  najprostszy wyraz jakim  był "kot". Z jej rozmyśleń wyrwał głos Coco.

- Dlaczego pani przerwała?

- Słucham? - zerwała się - A tak. A więc tak jak mówiłam. Mianownik kot, dopełniacz kota, celownik kotu, biernik kota, narzędnik kotem, miejscownik kotu, wołacz kot. Rozumiecie?

- Nie do końca.

Właśnie do klasy wszedł wysoki brunet nazywany Parkerem. Uśmiechnął się do niej serdecznie, na co kobieta odpowiedziała mu rumieńcem na twarzy. Zrobiło jej się głupio? I to bardzo. Ale nie dało się tego ukrywać, że chłopak zdobył jej serce swoim zadziwiającym rozumem, którego tak szczerze nie ma skoro pragnie w swoim życiu takiego kogoś jakim jest ona. Usiadł na swoim miejscu. Mimo, że się jej to nie spodobało, że się spóźnił i teraz nalega żeby powtórzyła to co tłumaczyła. Zrobiła to z wielkim uśmiechem.

- A teraz rozumiesz Luke? - zapytała zamykając jego zeszyt.

- Rozumiem (T/I).

- Na zadanie domowe macie odmienić mi przez przypadki król, mucha, słoń i koń. Jak będziecie mieć problemy z jakimś to dajcie znać, wytłumaczę.

Osiemnastolatkowie kiwnęli głowami, w tym Luke. Kobiecie najbardziej podobało się jej to, że dzięki ich relacji Mitchell stara się być normalnym człowiekiem i do tego próbuje nic głupiego nie odwalić z tak zwanej jego ogromnej miłości do niej.

Przed wyjściem uczniów (T/N) poczuła nieprzyjemny smak żółci w gardle. Położyła dłoń na swojej buzi, a drugą na brzuchu i nim Luke zdążył zareagować pobiegła w stronę łazienki.

Chłopaka to porządnie zaniepokoiło, więc w takim samym tempie zaczął iść za nią, lecz Coco go zatrzymała.

- Coś jej wsypał to herbaty? - chwyciła go za bluzę.

- Co? Ty głupia jesteś? Nic jej nie wsypałem, więc mnie puść, bo czuję, że potrzebuje pomocy - wyszarpał się.

- Zniszczysz jej życie Parker. Jej reputację. Chcesz tego?

Spojrzał w jej oczy. Przez długą chwilę się w nie wpatrywał, aż zrozumiał pewną rzecz. Coco przez cały czas odkąd ja poznał wpieprzała się w jego życie miłosne. Przez nią za każdym razem tracił swoją miłość. Zawsze się zastanawiał dlaczego skoro nic takiego jej nie zrobił. Ba! Nawet na nią nie patrzył. W końcu zrozumiał. On się jej podobał. Zobaczył w tej chwili w jej oczach tę iskierkę i tą zazdrość kiedy wypowiada jej imię. To anielskie imię, które uwielbia.

Jego anielicy.

Jego diablicy.

- Zajmij się swoim życiem lepiej - ruszył w stronę łazienki dziewcząt i zarazem nauczycieli.

Szukał jej w każdej kabinie w tych luksusowych kabinach nauczycieli, ale nigdzie jej nie było. Popędził do uczniowskich.

I znalazł ją.

Znalazł zapłakaną obok sedesu.

Dławiła się łzami, które były czarne od tuszu do rzęs.

Kucnął obok niej i przytlulił najszczelniej jak tylko potrafił.

Jego biała koszulka została ubrudzona i łzami i śliną i wymiotami. Ale szczerze? Go to nie obchodziło, liczyła się ona. W długiej ciszy tak pozostali i czekał, aż ona pierwsza się odezwie.

- Luke. Zawieź mnie do domu - załkała.

- A napiszesz mi zwolnienie z trzech ostatnich lekcji? - próbował rozluźnić atmosferę i przez chwilę myślał, że pogorszył sprawę, ale usłyszał to charakterystyczne wesołe parsknięcie.

- Taaaa - wydusiła z siebie z ledwością, jednak zabrzmiało to z taką samą radością jak poprzednie parsknięcie.

Pomógł jej wstać. Na początku chciał ją zabrać na rękach do samochodu, tylko, że został poważnie zjebany, że ona potrafi chodzić i będą się głupio na nich patrzeć. Gdy doszli do Lamborghini wsadził ją do niego i w głębokiej ciszy pojechał z nią do jej mieszkania.

***

(T/I) wystartowała jak z procy do łazienki. Za nią z zdenerwowaną mimiką twarzy poszedł Luke. Chwilę przyglądał się poczynaniom dziewczyny, ale gdy ujrzał pewien przyrząd w jej ręku znieruchomiał. Zastanawiał się po co jej test ciążowy w domu, aż zdał sobie sprawę.

- Nie gadaj - wypalał.

- Przypuszczam, a teraz wyjdź, bo muszę sprawdzić, czy one są prawdziwe...

Przytaknął. Skierował się do salonu, usiadł na wersalce i posłusznie czekał.

W tym samym czasie (T/N) zrzuciła dolną część garderoby i włożyła pomiędzy nogi test. Usiadła na desce klozetowej i wpatrywała się w swoje stopy. Czy chciała dziecko? Cholernie bardzo. Ale czy z Lukiem? Fakt zawrócił jej w głowie przez te dwa miesiące, ale kto powiedział, że chce spędzić z nim resztę swojego życia, a teraz... Jak to się okaże prawdą to koniec. Koniec wszystkiego. On jest młody, ona może nie koniecznie - bynajmniej jest gotowa na bycie matką - Mimo to, chce, aby jej syn, czy córka mieli biologicznego ojca, który jest szczęśliwy z nimi, a nie tak jak w przypadku jej. Bez matki, ponieważ nie chciała córki ani syna. Porzuciła ją i ojciec początkowo tak samo nie pragnął ją, z biegiem czasu pokochał najbardziej na świecie.

Luke liczył ptaki, które przelatywały za oknem, aż jego działaniom matematycznym przerwał huk z łazienki.

- Luke! - załkała.

- Tu jestem! - wystartował z kanapy najszybciej jak potrafił w jej stronę, przy okazji prawie się nie zabijając.

- Dwie kreski.

- Co to znaczy? - zabrał z jej dłoni test i objął opierającą się o jego tors dziewczynę.

- Oznacza to, że w ciąży jestem.

- Mówisz serio?

- Tak! A najgorsze jest to, że nie wiem jak do tego doszło skoro brałam tabletki antykoncepcyjne!

I w tym momencie ujrzała na twarzy Luka coś co jej się nie spodobało. Przyjrzała mu się uważniej i z zakłopotaniem przyglądała mu się. Jak miała go odebrać. Cieszył się z tego powodu? A może coś zrobił i teraz przyszedł czas na wyznawanie swoich grzechów. Pewnie tak.

- No bo wiesz skarbie. Wymieniłem je na witaminki.

- Słucham?

- Bo bo.. Tak bardzo chciałem spędzić z tobą resztę życia, a teraz to jest w stu procentach pewne, że mnie nie zostawisz.

- Niby czemu miałabym cię nie zostawiać hę? Równie dobrze mogę usunąć to dziecko, albo wychować sama lub z innym mężczyzną - rzuciła, aby go lekko zdenerwować.

- Ej! Bez takich!

- To ty zaplanowałeś ciążę bez mej wiedzy Mitchell.

- Dobra, dobra. Ale ty wiesz jak pięknie brzmi (T/I) Mitchell?


***

Joł joł!

Wszystkiego najlepszego z okazji dnia zakochanych!!!

Bawicie się dobrze.. ale nie za dobrze B)

Kto tak jak ja obchodzi dzień singla?



Preferencje do postaci z trylogii "Hell"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz