5 | Zjawy

289 15 20
                                    

Chłód wybudził Wendy ze snu. Powietrze w pomieszczeniu stało się ciężkie. Czuła jak przygniata jej klatkę piersiową. Wstała z łóżka, zimne deski na których stanęła spowodowały nieprzyjemny dreszcz. Podeszła do toaletki na której stało lustro. Pomimo wszechobecnej ciemności zauważyła ruch w odbiciu lustrzanym. Zmrużyła oczy aby lepiej się przyjrzeć. Miała wrażenie jakby coś wyłaniało się z lustra. W końcu zobaczyła ciemną rękę która złapała ją za ramię. Jej rana pozostawiona przez pirata otworzyła się. Zaczęła się z niej wydobywać czarna substancja, która parzyła jej skórę. Dziewczyna krzyknęła z bólu.

Wendy otworzyła oczy. Próbowała uspokoić swój oddech. Spojrzała na ramię, ale po ranie nie było śladu. — To był tylko sen — powiedziała głośno.

— Miałaś koszmar? — W drzwiach od balkonu stał Peter. Wendy niemal pisknęła gdy go zobaczyła.

— Co ty tu?— Rozejrzała się po pokoju. Nie przypominała sobie, że wczoraj kładła się do łóżka.

— Zasnęłaś wczoraj przy ognisku więc cię zaniosłem do łóżka.

— Jasne, dzięki.

— Zejdź na śniadanie jak się — przekrzywił głowę — uszykujesz.

Chłopak wyszedł, a ona została sama. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pomimo, że był ranek, a pokój był jasny czuła jakiegoś rodzaju niepokój. Spojrzała na toaletkę, była taka jak zawsze. Szczotka leżała na środku, a zbite brudne lustro odbijało sylwetkę Wendy. Dziewczyna podeszła do toaletki i wysunęła szufladę. Przejrzała rzeczy które się w niej znajdowały. Kałamarz, pióro, nici i parę wstążek. Zmarszczyła czoło. Do kogo mógł należeć ten domek przed nią.
Wzięła szczotkę i rozczesała swoje długie brązowe włosy. Postanowiła związać je w koński ogon, a przez brak frotek wybrała wstążki. Gotowa zeszła do chłopców.

Podeszła do chłopców którzy zajmowali się śniadaniem. Byli nimi Xavier, wysoki brunet i niski blondasek Alfie. Razem przyrządzali tak smaczne śniadania, że pomimo przydziału obowiązków wszyscy chętnie zgadzali się odstąpić im pracę przy jedzeniu. Tym razem upichcili jajka z bekonem. Pachniało tak pięknie, że każdy nie mógł się doczekać aż spróbuję tego dzieła. Wendy jako jedynej nie było tak śpiesznie aby coś zjeść. Rozmyślała nad dzisiejszym koszmarem. Nigdy ich nie miewała, bo była w stanie kontrolować swoje sny. Były one odskocznią od pełnego zajęć życia i pozwalały jej spędzić wolny czas jak tylko chciała. Jednak im stawała się starsza przestała bawić się w swoich snach. Po prostu nie chciała zaprzątać sobie głowy i postanowiła, że przestanie śnić.

— Zjedz coś — Xavier wyciągnął w jej stronę talerz z jedzeniem.

— Słucham? — Otrząsnęła się.

— Jesteś bardzo blada. Śniadanie da ci energię na cały dzień.

— Śniadanie, tak — odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnęła się zakłopotana — dzięki.

Wendy odeszła od chłopaka i usiadła przy drzewie przy którym poprzedniej nocy zasnęła.
Skończyła jeść swoje śniadanie i poczuła uścisk czyjejś ręki na swoim ramieniu. Popatrzyła na nie, ale pomimo, że czuła czyiś dotyk nikogo nie widziała. Nerwowo wstała. Takie są skutki niewyspania. Przetarła oczy i ziewnęła.

— Nie wyspałaś się? — Wzdrygnęła się.

— Felix — uśmiechnęła się — Możemy iść na patrol, polowanie, obchód cokolwiek?

— Jeżeli chcesz to chodź — Felix jak zwykle bez krzty emocji odpowiedział Wendy. Ciekawiło ją dlaczego chłopak się tak zachowuje. Czy jest oziębły tylko dla niej czy może traktuje tak każdego.

Rejs na Nibylandie | Once Upon a TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz