10 | Obiecuje

273 13 0
                                    

Promienie słoneczne wybudziły Wendy. Przetarła oczy i podeszła do okna. Słońce już zachodziło. Zdziwiona ponownie przetarła oczy. Nigdy nie zdarzyło jej się wstać tak późno. Widocznie przez wczorajsze wydarzenia jej organizm domagał się snu jak nigdy dotąd. 

Właśnie, wczorajsze wydarzenia.

Odeszła od okna i podeszła do lustra. Bandaż na jej ręce był czerwony. Zacisnęła zęby gdy ból dał jej się w znaki. Potrzebowała czegoś co by złagodziłoby jej ból oraz nowego bandażu.

Zeszła na dół. Chłopcy zajadali się kolacją, a ona kierowała się do namiotu w którym poprzedniego dnia założono jej bandaż. Zmarszczyła brwi gdy ponownie fala bólu przeszyła przez jej ramię.

Weszła do namiotu i odwinęła delikatnie opatrunek. Odetchnęła stwierdzając, że nie ma zakażenia.

— Wendy — Xavier wszedł do namiotu — właśnie byłem ci zanieść kolacje.

— Muszę przemyć czymś ranę, żeby nie wdało się zakażenie — to, że teraz go nie nie znaczy, że jutro też go nie będzie.

Przetarła dłonią czoło. Nigdy nie czuła się tak dobrze i źle równocześnie. Wyspała się jak nigdy odkąd znalazła się na wyspie, a z drugiej strony rana i świadomość czyhającego widma na jej życie skutecznie psuły jej samopoczucie.

— Mam manierkę z wodą — wyciągnął ją za pasa i wylał trochę wody na czysty materiał. Przyłożył ją delikatnie do rany Wendy, ale mimo tego dziewczyna i tak syknęła z bólu. — Przepraszam — pokręciła głową dając mu znać, że nic się nie stało.

— Jest coś tutaj na ból? Jakieś tabletki albo, nie wiem magiczne zioła?

— Może Peter coś takiego ma.

— Wolałabym dostać zakażenia niż z nim porozmawiać — wzdychnęła. — Przez to wszystko zapomniałam o Felixie. Muszę przekonać Petera do uratowania go.

— Najpierw odpocznij — chłopak położył jej rękę na ramieniu.

— Felix nie zaczeka — energicznie wstała. — Pójdę do Petera i...

— I co? — Przerwał jej. — Zaczniesz na niego wrzeszczeć? Będziesz tupać nogą jak mała dziewczynka? - Zamurowało ją. 

W pewnym sensie miał rację. Jeszcze sekundę temu przyznała, że nie ma zamiaru z nim rozmawiać, a teraz kompletnie zmieniła zdanie. Bała się Petera, ale równocześnie czuła, że przy nim nikt nie zrobi jej krzywdy.
To wczoraj mogło być tylko wybuchem jednorazowej agresji, a ona zareagowała przesadnie przez traumę. Albo wręcz przeciwnie. Peter był taki naprawdę, a ona go tylko usprawiedliwiała, 

— Tak — wyprostowała się, żeby chociaż odrobinę być wyższa. — Pójdę tam i będę wrzeszczeć, będę tupać nogą jak mała dziewczynka. Nieważne jak, ale przekonam tego zadufanego w sobie idiotę, żeby pomógł mi uratować Felixa! — Powstrzymała się od tupnięcia i wyszła z namiotu. Nie miała założonego bandażu, ale w tym momencie średnio ją to interesowało. Miała wrażenie, że każdy na nią naskakiwał, a ona chciała tylko uratować Felixa.

Wyszła z obozu na polankę. Nie miała pojęcia gdzie mogłaby znaleźć chłopaka więc ten pomysł wydawał jej się najbardziej sensowny. Liczyła, że Pan pojawi się i powstrzyma ją przed opuszczeniem terenu obozu.

— Nie wychodź poza obóz — miała racje. Metr przed nią pojawił się Peter.

— Nie zamierzałam — chłopak uniósł brew. — Chciałam z tobą porozmawiać — wzięła głęboki wdech. — Jeżeli nie chcesz uratować Felixa ja to zrobię. Wezmę miecz i pójdę na prawdopodobnie samobójczą wyprawę, ale chociaż spróbuję coś zrobić.

— Szantażujesz mnie swoim życiem? Skąd myśl, że mnie obchodzisz?

— Pierwszego dnia nie zabiłeś mnie. Później uratowałeś mnie przed piratem, a teraz nie pozwoliłeś opuścić obozu. 

Pytanie dlaczego to zrobił. Już pierwszego dnia słysząc moje imię zareagował dziwnie.

— Dlaczego tak ci na nim zależy? — Wendy milczała przez chwile szukając odpowiedzi na to pytanie. 

— Nie chcę znowu przeżywać śmierci osób na których mi zależy — Peter zamknął oczy mocno rozmyślając.

— Niech będzie.

***

Wendy stała z Peterem na środku obozu. Dookoła nich zgromadzili się wszyscy chłopcy. Słuchali z najwyższym skupieniem co lekko dezorientowało dziewczynę. Nie sądziła, że są aż tak bardzo posłuszni. Raczej sprawiali wrażenie bandy nieznośnych bachorów niż posłusznych wojowników.
Peter kreślił na ziemi patykiem plan działania.

— Łucznicy na klifie będą osłaniać chłopców na statku. Jeżeli sytuacja się zrobi — przełknął ślinę — nieprzyjemna, to wszyscy łucznicy dołączą do walki.

— Ilu mamy ludzi?

— Osiemnastu. Dwoje z nich będzie pilnować obozu, łuczników mamy troje więc zostaje nam piętnastu do szturmu na statek.

— A ile osób liczy załoga Czarnobrodego?

— Może więcej niż trzydziestu. — Dziewczyna westchnęła. Nawet gdyby było ich po równo Zagubieni Chłopcy i tak mogliby mieć kłopot z dorównaniem im. Przecież oni byli tylko nastolatkami z mieczami i łukami, a przynajmniej tak twierdziła Wendy.

— Jest jakiś sposób, żeby jednak uniknąć konfrontacji? — Peter złapał Wendy za łokieć i odciągnął na bok tak aby nie słyszeli ich inni.

— Chcesz uratować Felixa bez konfrontacji? Myślałem, że jesteś świadoma ryzyka. Piraci mają dużą przewagę więc możemy ponieść duże straty — Wendy odwróciła głowę w stronę chłopców. Byli tacy młodzi. 

Kim jestem, żeby wymagać od nich takich poświęceń?

— Jeżeli nie dorównujemy im siłą musimy to zrekompensować przez idealnie dopracowany plan.

— Idealne plany nigdy się nie sprawdzają — opuścił wzrok na bolesne wspomnienie. Po chwili otrząsnął się nie chcąc do tego wracać.

— To może ich przekupimy, to w końcu piraci. Co mogliby chcieć w zamian za Felixa? — Spojrzała na Petera, który doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

— Mojej śmierci — Wendy zamilkła, w jej głowie plan ułożył się sam.

***

Kolejnego dnia wszyscy zajęli się przygotowaniami do realizacji planu. Łucznicy ostrzyli strzały oraz niektóre z nich moczyli w trupiej zgorzeli. Śmiertelną truciznę mieli użyć tylko w ostateczności.  Inni chłopcy natomiast zabierali miecze i pakowali mniejsze sztylety w każde możliwe miejsce. Ilość broni jaką skrywali pod szatami zrobiłaby wrażenie na nie jednym wojskowym.

— Chcę iść z wami. — Wendy podeszła do Petera. Chłopak otworzył usta, ale za nim coś powiedział szybko kontynuowała. — Pójdę z łucznikami. To bezpieczna odległość, żeby wszystko obserwować.

— Niech będzie.

— Nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie.

— Tylko obiecaj. Jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak uciekniesz — zastanawiała się przez chwilę.

— Obiecuję. 

Rejs na Nibylandie | Once Upon a TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz