prologgo

2.5K 153 24
                                    

!!! Czas akcji utworu to okres drugiego życia Wei Wuxiana, przy czym cały świat wie już kim jest jego prawdziwa tożsamość !!!

Czarka obiła się głuchym dźwiękiem o marmurowe płytki. Blada koścista ręka osunęła się na stolik, a zaraz za nią runęło całe ciało. Czarne kosmyki wplątały się w białe szaty.

— Lan Zhan!

Jednak ten już nie słyszał. Przymknął oczy obejmując ostatnim spojrzeniem urokliwe oblicze przyjaciela. Stracił przytomność.

Wei Wuxian z paniką ukląkł przy mdlejącym mężczyźnie i zaczął nim potrząsać. Objął rękoma jego nieruchomą twarz i gładząc drobną skórę szeptał nieustannie jego imię. Serce w jego piersi wybijało coraz bardziej nie spokojny rytm, a myśli nasuwały kolejne czarne scenariusze. Zwykła kolacja w komnacie przemieniła nagle szczęście w niepokój i strach.

HanGuang-Jun stracił przytomność.

Drzwi komnaty otworzyły się z głośnym hukiem. Przerażony Wei Wuxian trzymając lekko Lan Wangjiego odwrócił głowę w ich kierunku. Zbladł. Wzmocnił uchwyt na ramieniu nie oddychającego przyjaciela. W panice zaczął przenosić wzrok to na biel rozlanych szat, to na przybyłych ludzi. Ciało samo z siebie zaczęło mu się trząść. Lan Quiren, Lan Xichen oraz Jin Guangyao wraz z liczną gromadką kultywujących otoczyli całe jingshi, prywatną sypialnię i gabinet HanGuang-Juna. Wszystko działo się tak chaotycznie.

— Wedle wyroku zjednoczonych klanów oraz ich przedstawicieli, ogłaszam nakaz aresztu kultywującego Wei Wuxian'a za używanie zakazanych technik oraz manipulację i planowany zamach na Drugiego Panicza sekty Lan. Oskarżony nie ma prawa się odwołać do narzuconej kary. — wygłosił z sztucznym przejęciem Jin GuangYao, po czym z lekkim uśmiechem malującym się na jego ustach wskazał palcem na czarnowłosego. — Skuć go i wyprowadzić!

Czterech mężczyzn podeszło miarowym krokiem do skulonego patriarchy i wysuwając w jego stronę swoje miecze umożliwili pozostałym schwytanie przestępcy. Kiedy gruby sznur oplótł jego ręce, a czyjaś pięść wylądowała na jego brzuchu usłyszał łagodny głos.

— W Zaciszu Obłoków taka przemoc jest niedozwolona. — rzekł Lan Xichen podchodząc bliżej do młodszego Meng Yao — Ponownie wnoszę o nieużywanie metod fizycznych, bracie.

— Ach tak, wybacz Zewu-Jun — mężczyzna w złotej szacie odchrząknął nerwowo. — Nie stosujcie na nim takich numerów proszę — zwrócił się do pojmujących czarnowłosego i kiwnął posłusznie głową w stronę swojego autorytetu.

Kiedy dwóch kultywujących wyprowadziło Wei Wuxiana na zewnątrz, ten próbując się wyrywać z mocnych chwytów oprawców, skierował się chwilowo do Lan Xichena.

— Przysięgam że nie skrzywdziłem Lan Zhana, to spisek — krzyknął. —Może i czasami mnie irytował swoją świętością i mało-mówstwem, ale nigdy nie zrobiłbym czegoś co zaszkodziłoby jego życiu. Prędzej sam dałbym się na pożarcie, musisz mi wierzyć!

Pierwszy Pan spojrzał na niego z szczerą troską, lecz jego zamiar zabrania głosu powstrzymał rozwścieczony wuj wyciągając rękę przed jego twarz. Wymownie spojrzał na przejętą twarz bratanka po czym gwałtownie strzepnął rękaw kiwając głową.

— Dość tych bredni — Lan Quiren obrócił się jak w amoku, wyrywając wręcz bat z rąk stojącego obok juniora. — Bezwstydny oszust! — wymierzył cios w stronę piersi Wei Yinga ignorując przy tym zawołanie Lan Xichena, chcącego powstrzymać jego ruchy.

Tępe uderzenie bata rozeszło się po okolicy. Głośny syk i westchnięcie otuliło każdy kąt Gusu.

Wei Wuxian coś zrozumiał. Jego serce zadrgało, a sceny z poprzedniego życia przewinęły mu się przez myśli. Mimo skrywanych przez wiele lat żalów i wzrastającej chęci poddania się, ostatecznie nie wytrzymał.

— Dlaczego karzecie mnie za to że żyję? Czy nie wystarczyło wam robienie ze mnie kozła ofiarnego w moim poprzednim życiu? — po kolejnym uderzeniu patriarcha upadł na kolana. Oczami przysłoniętymi warstwą ciężkich łez, zaczął wywiercać dziurę w nienawistnym spojrzeniu najstarszego spośród wszystkich wuja. Zdając sobie sprawę z tego, że jego słowa do nikogo nie docierają, przeniósł cierpiące spojrzenie na Lan Xichena. Ten, pocieszany przez Meng Yao klepaniem po ramieniu, z bólem na twarzy zacisnął zęby. Z każdym trzaskiem bata, jego nienagannie wyprostowana postawa drgała, a oczy lekko się szkliły wyglądając przy tym jakby chciały ruszyć cierpiącemu na ratunek. Wei Wuxian uśmiechnął się lekko i przełknął ogrom goryczy.

— Traktujecie mnie jak śmiecia, choć sam do końca nie rozumiem dlaczego, ale w porządku — zaśmiał się żałośnie ostatkiem sił i chwytając się za bolącą pierś jak do ukłonu dodał. — Pierwszy Panie — zwrócił się w kierunku starszego z Dwóch Nefrytów Lan. — Skoro tak ma to ciągle wyglądać, proszę pomóż Lan Zhanowi o mnie zapomnieć. Zmień jego przyjazne nastawienie do mnie — nieoczekiwanie cienki strumyk łez spłynął po jego policzku. — Nie chcę aby ktokolwiek jeszcze musiał cierpieć przez moje istnienie. Zwłaszcza twój młodszy brat, który musiał za mnie tyle przejść.

Lecz zanim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć na jego prośbę czy potępić jego słowa, z rozżalonym sercem i poturbowanym ciałem opadł nieprzytomnie na ziemię.

Gwieździste niebo tej nocy pozbyło się wszystkich gwiazd. Odeszły wraz z nim w otchłań niesprawiedliwej samotności i bólu.

Powoli Spadam // Mo Dao Zu Shi // The UntamedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz